oranje oranje
133
BLOG

Zgniłe ogórki i łowcy łabędzi24

oranje oranje Polityka Obserwuj notkę 4

Prowadzący radiową audycję facet nie miał widać dziś tematu do zagajenia słuchaczy i rzucił w eter: - „A wiecie, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia i Polacy nie wyobrażają sobie świątecznego stołu bez potrawy z karpia? Właśnie dostałem mejla i warto byłoby im przypomnieć, że złowione karpie muszą mieć co najmniej 25 centymetrów i że wolno zabrać do domu tylko cztery…”.

 Rozdzwoniły się natychmiast telefony, a jakże, i ich treść wprawiła go w niejakie zakłopotanie.

Otóż najpierw głos zabrała jakaś – sądząc po głosie – 20-latka, która powiedziała, że jej facet jest Polakiem i że w minionym roku była w Polsce podczas Świąt i że sama jadła karpia.

Z jej entuzjastycznej relacji wyłoniły się prawdziwie białe święta (zdaje się, że usiłowała wymówić nazwę „Szczyrk”) z choinką, śniegiem, pasterką, kuligiem i imponderabiliami, których Polakom, nawet na wyjeździe, przypominać nie trzeba. Babka na antenie była wniebowzięta i powiedziała, że nie wyobrażała sobie wcześniej, że ludzie mogą w czystości i dumie spędzać Wieczór przed Narodzeniem czyli Wigilię.

Że przyjęto ją jak członka rodziny i choć nikt poza jej chłopakiem nie potrafił dogadać się z nią w języku angielskim, to podczas „łamania ciastka każdy z każdym” składali jej życzenia po polsku, a ona, sierota, nawet się popłakała.

Prowadzący audycję pominął milczeniem wątek wzruszenia, w końcu zawodowiec i nie będzie mu jakaś siksa tematu wywracała i wrócił do karpia.

- Naprawdę Polacy go jedzą? Przecież jest niejadalny… - zarzucił haczyk.

A ona rozanielona wspomnieniami i widać dobrze się do dzisiaj mająca u boku polskiego bojfrenda powiedziała, że karp jest jadalny jak najbardziej i że super jest zupa z buraków i zagalopowała się kulinarnie wspominając jeszcze coś, co określiła jako „zgniłe ogórki” mając zapewne na myśli ogórki kiszone.

Tu prowadzący wydał odgłos paszczą, że „błeee…” i ją rozłączył komentując owe zgniłe ogórki dowcipem, którego nie zrozumiałem, bo powołał się na jakiś amerykański talk-show.

Po chwili wrócił do karpia i polskich obyczajów. I że on rozumie, że salomona się zjada i innego coda też, ale żeby karpia?!

Tu zadzwonił facet i powiedział, że jest wędkarzem-działaczem miejscowego klubu wędkarskiego z okolic Killarney i że bardzo często spotyka Polaków nad jeziorem i że oni wcale nie łowią karpi tylko najczęściej spinningują, a karp jak wiadomo nie jest rybą drapieżną i na żadną błystkę się nie połaszczy.

Radiowiec zapytał o to, czy Polacy wykupują licencje na połów ryb czy też kłusują, a działacz odparł, że jeszcze dwa lata temu jacyś ludzie na jego widok uciekali znad brzegu, ale teraz Polacy poznali zasady i wykupują dzienną albo długoterminową licencję i nawet się zakumplowali przy flaszeczce…

W tym momencie nasz spiker jeszcze nie uznał się za pokonanego i przypomniał sobie, że czytał w jakiejś gazecie, że Polacy schwytali, zamordowali i zjedli łabędzia, ale nie pamięta już gdzie i kiedy to było.

Oczekiwałem radosnego wysypu telefonów od słuchaczy, że to skandal i w ogóle „Wyspa dla Wyspiarzy”, ale zadzwoniła do studia jakaś babka i powiedziała, że Polacy pracują w brygadzie jej męża i nie raz byli u nich w domu na party i ona nawet się ich pytała o te nieszczęsne łabędzie, bo też o tym słyszała i po pierwsze oni mówili, że to nieprawda, a po drugie to jest niemożliwe, bo wraz z mężem była niedawno w Warszawie i Krakowie i Auschwitz i była pod wielkim wrażeniem tej wycieczki i uczynności i kultury Polaków.

I że karp to nie jest łabędź! 

Na koniec powiedziała, że w Polsce czuła się jak w Stanach, bo policjanci broń noszą przy sobie, a nie to, co tutaj…

Audycja trwa dalej, temat zbacza z karpia na Polaków i cieszę się, że w czwarte święta Bożego Narodzenia (od 2004 roku) nie mamy do czynienia z propagowaniem mitów na temat Polski, ale z dyskusją na temat Polaków.

Diabeł nie jest już straszny, Irlandczycy w swej masie nas poznali i zaakceptowali.

Przez te cztery lata (kadencja parlamentarna) zrobiliśmy w Irlandii dla Polski więcej niż posłowie i ambasadorzy razem wzięci.

Zobaczycie: dojdzie do tego, że Irlandczycy karpia jeść zaczną, zakąszać będą „zgniłymi ogórkami” a na skoczni w Insbrucku pojawi się jakiś Małysz z Glendalough w górach Wicklow.

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka