Zatelefonował do mnie niedawno dziennikarz ze stołecznego radia, znalazł jakoś numer irlandzkiej komórki i mówi, żebyśmy sobie na tej jego stołecznej antenie pogadali. Zapytałem go, o czym też ma zamiar rozmawiać i w jakim kontekście jego ze mną rozmowa miałaby się okazać użyteczną dla stołecznego słuchacza - na ten przykład - w korku stojącego. On mi na to, że pogadamy tak ogólnie i „na żywca wie pan”, co mnie trochę z punktu zjeżyło, no, ale: niech mu będzie „ogólnie i na żywca”. Zaczął stereotypowo czyli zapytał o liczbę Polaków na Wyspie, ja mu na to też stereotypowo, że się nie da policzyć, bo ruch panie w powietrzu straszny, aerlingusy z ryanairami się tylko mijają, że jak się tak zastanowić, to non stop jakichś przykładowych 1000 Polaków wisi w powietrzu między Irlandią, a Polską, a na święta sześć razy tylu. A może i więcej. No to dziennikarz zapytał o dyskryminację wobec Polaków, a ja mu na to, że Polacy owszem, bywają dygani na budowach czy w barach, ale nie ma to charakteru epidemii, zresztą są związki zawodowe. Drążył dalej – no ale dyskryminacyjne czy rasistowskie zdarzenia występują, bo przecież Artur Boruc bronił Polaków przed bandą autochtonów w jakimś parku… Ja na to, że bronił – owszem – ale tam, gdzie broni bramki Celticu czyli w Glasgow i zapytałem co irlandzkie żule robiły w parku w Glasgow? No to dziennikarz się zafrasował i przyznał, że Glasgow jednak chyba nie leży w Irlandii, ale z tonu nie spuścił i zapytał „czy Irlandczycy Polaków tak jak Polacy Białorusinów czy też Ukraińców traktują z lekką pogardą i wyższością?”. Tu zapytałem, w imieniu których Polaków się stołeczny dziennikarz wypowiada, bo ja osobiście Białorusinów ani Ukraińców z lekką pogardą nie traktuję, a Polakiem jak najbardziej – i owszem – jestem, na co mam zresztą masę kwitów… Pan Stołeczny się skręcił jakoś tam w studiu, pewnie przez tą szybę mu jakiś redaktor pokazał, co myśli o takich pytaniach... Skończyło się wymianą uprzejmości, słuchacz stołecznego radia w korku stojący pomyślał, co pomyślał, a mnie raz kolejny naszła złość na dziennikarzy z Polski opisujących rzeczywistość irlandzką. Zawsze w redakcjach praktykanci i praktykantki różne rzeczy robili i robiły, ale nigdy „ogólnie i na żywca”!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka