- O zobacz, maszyna z Czech – wykrzyknąłem na dublińskim Blanchardstown w sklepie z wszystkimi narzędziami świata. Miro, Czech, spojrzał na wskazaną glebogryzarkę czy tam inną piłę kątową i powiedział: - No i co z tego? Zacząłem się jąkać, no bo rzeczywiście: co z tego?
Pamiętam strzępek gazetowej informacji sprzed lat: oto prasa tryumfalnie doniosła, że na jakimś wahadłowcu (albo – co prawdopodobniejsze – marsjańskim patfańderze) znajdzie się aparatura z Polski i będzie to dzieło wrocławskich czy tam lubelskich politechników. Czytelnik dowiadywał się, że jakiś odkurzaczyk marsjańskich paprochów czy inna kosmiczna lokówka jest wytworem myśli technicznej Polaków i dzięki tej informacji czuliśmy się osadnikami na szlaku Wielkiej Niedźwiedzicy dopuszczonymi do mentalnego tortu NASA.
Cóż – trzeba przyjąć, że kraj, którego szczytem myśli technicznej jest kombajn Bizon (ciekaw jestem zresztą szczegółów patentu) dumny być chce z każdego w miarę uporządkowanego kłębka drutów wykorzystanego w jakimś kosmicznym projekcie. Bo miejsce, gdzie budowa autostrady stanowi problem, gdzie kolejne rządy cieszą się z protestów ekologów, bo nie muszą martwić się budową i eksploatacja elektrowni atomowej, miejsce takie zatem determinuje niemożność, wsteczność, lenistwo i kołtuństwo.
Nędza naszej niskiej samooceny jest kosmiczna.
W Irlandii to ona właśnie nakazuje edukowanie byle napotkanego pastucha z angielskim nativem, że Powstanie Warszawskie, że Sobieski, że hrabina Markiewicz, że Europa, a pastuch jak to pastuch; pierdnie i pójdzie dalej.
Ostatnio byłem świadkiem rozmowy polsko-irlandzkiej o satelicie, co to może spadnie na Irlandię. Tu dodam, że w Irlandii sprawą zajęły się głównie media darmowo-autobusowe dzień wcześniej niż sprawa eksplodowała w Polsce. No i w rozmowie Polak wgryzł się w tekst dublińskiego Metra by po chwili przekonywać zaznajomionego Irlandczyka, że na potencjalnej trajektorii jest też i Polska i dzięki temu zyskał pewność, że jest równy z Irlandczykiem wobec nadchodzącej katastrofy, że zjednoczony się czuć może i solidarny.
Niska samoocena w polskim ujęciu upoważnia do dumy z pierdółek. Wszystkie te negatywne cechy rosną na pożywce medialnej: każdą duperelę dziennikarze wałkują na wszystkie strony do porzygania, a politycy bezwstydnie wdają się w te bzdety przyjmując konwencję, udając ekspertów, świecąc oczyma. I dziennikarze i politycy wiedzą doskonale, że po prostu odpierda...ą chałturę, ale jadą z tym koksem.
A tak naprawdę, tak poważnie, to cieszyć się z tej hucpy mogą tylko infograficy w redakcjach, bo pobawią się w rysowanie rakietek i oznaczanie gwiazdkami miejsc potencjalnej eksplozji: „Bum, bum, bum, daj na czerwono jak pierdyknie pod Poznaniem…”.
Jeśli jest jakaś cecha, która wyróżnia Polaków jako naród, to bez wątpienia jest nią rozpaczliwie niska samoocena rządzonych i kompletny bezwstyd rządzących. Jesteśmy jak bite od pokoleń dzieci z wielodzietnej, biednej rodziny. Polsce dzisiaj potrzebny jest Beenhakker albo prawdziwy Armagedon.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka