„…muszę wyjechać, bo się duszę, pomyślałem o tobie, że może jest jakaś szansa zaczepienia się w Irlandii, może możesz mi jakoś pomóc w znalezieniu pracy. Ja nie pracuję już od sierpnia 2007 no i mam niewesoło. Odezwij się bez względu na wszystko…” – taki apel znajomka dotarł do mnie wczoraj dzięki „naszej klasie”.
Nie wiem co tam u was się dzieje, bo od roku jakoś tak mi schodziło i w Polsce nie byłem, ale słyszę tu i ówdzie, że i moi znajomi w Irlandii dostają takie mejle, więc coś jest na rzeczy. Pomyślałem, że może warto (nie wnikając w rzeczywiste czy też urojone przyczyny podjęcia decyzji wyjazdu na Wyspę) przypomnieć, że od 100 dni do dobrego tonu należy ruch w drugą stronę. Jeśli to nie pomoże to pozostaje konstatacja, że nie każdy zna się na ruchach w dobrą stronę, nie każdy, jak żaba muł, łyka deklaracje, nie każdy chce i może budować Drugą Irlandię.
W związku jednak z tym, że aerlingusy i ryanairy latają z pełnym obciążeniem pragnę poinformować, że…, zresztą: wklejam odpowiedź, którą wysłałem znajomkowi.
Zdaje się, że to, co napisałem może się jednak jeszcze Wam przydawać przez jakiś czas.
Powiem ci tak:
- z Irlandią nie jest takie easy, jak to piszą i mówią w Polsce. Praca jest, owszem, ale trzeba się pogimnastykować, mieć trochę szczęścia i znać angielski. Na tyle, żeby zrozumieć, co w telefonie mówi do Ciebie pracodawca. Żadne machanie rękami raczej tu nie wchodzi w grę. To po pierwsze i bez ściemy. Liczyć na pracę u Polaków nie możesz i zresztą - nie warto.
Po drugie - jakie Ty masz papiery oprócz prawka kat. B, które mogłyby się tu przydać?
Po trzecie - na mnie możesz liczyć w tym sensie, że pójdę z Tobą do urzędu, gdzie złożysz podanie o irlandzki pesel i do hostelu, gdzie zacumujesz w pierwszych tygodniach. Nie przekimam Cię. Powiem, gdzie są agencje pracy (częściowo z polską obsługą) i tam też złożysz podania. Potem się czeeeeeka na odpowiedź, która zresztą – jak w Hollywood - najczęściej nie przychodzi.
Po czwarte - żeby w ogóle myśleć o akcji „wyjazd do Irlandii” nie wystarczy zero-siedem żubrówki i pęto kiełbasy i wiara we jakichś starych znajomych, z którymi się nie utrzymywało kontaktu od lat. Musisz liczyć się z miesiącem szukania roboty i życia w hostelu w pokoju z klimaciarzami. Tysiąc euro na początek musisz mieć na dupie i nie ma opcji, ze nie musisz.
Poszukiwania roboty są niewdzięczne, szczególnie, jeśli się posiada papiery uniwersyteckie, a nie zbrojarskie. Ale jak już znajdziesz, to przeżyjesz, bo minimalna płaca to niecałe 9 euro na godzinę więc sobie policz.
Wynajem samodzielnego pokoju to jakieś 350 euro na miesiąc - sprawdź zresztą z Polski - www.daft.ie
Już z Polski powysyłaj też cv do irlandzkich pracodawców - oferty pracy masz codziennie aktualizowane na www.fas.ie
Na tych stronach wszystko jest w j. angielskim - to trochę test dla Ciebie czy rozkminisz o co chodzi.
I ostatnie - pamiętaj, że Irlandia jest wyspą i wrócić autostopem się nie da. Wielu ludzi o tym pozapominało i był potem płacz. Sprawdź zresztą ceny w obie strony na www.aerlingus.com i www.ryanair.com i www.centralwings.com
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka