oranje oranje
53
BLOG

Zombie i św. Patryk

oranje oranje Polityka Obserwuj notkę 3

Ma święty Patryk w tym roku problemy z państwem irlandzkim, bo imieniny wypadają  mu w Wielki Poniedziałek. Z jednej strony Patryk to symbol katolickiej Irlandii, a z drugiej - wiadomo; to mało postne zachowania w strugach hektolitrów guinnessa i jamesona…

Pojawiły się nawet sugestie hierarchii, żeby paradę przesunąć jakoś poza Wielki Tydzień, ale nie przeszło. Państwo z rozpędu dało, jak co roku, bank-holiday, (wolny dzień albo podwójna stawka) bo to również święto państwowe. Już jutro zielona koniczyna (łac. trifolium) przesłoni niejedno oko; wielu Irlandczyków zwarło się zresztą ze świętym Patrykiem już w piątek po robocie gwiżdżąc na stan percepcji podczas poniedziałkowej parady przez 2 godziny mającej sunąć przez O’Connell Street.

Ale do rzeczy: podczas mojego pierwszego Patryka w 2006 roku zziajałem się mocno wypstrykując setki klatek, uczestnicząc w pokazach, akrobacjach, guinnessacjach, paradach i te de. Po kilku godzinach w strugach zacinającego deszczu, zmarzłem jak pies, zimno było, uznałem rzecz dokumentacji za zakończoną i chwiejnym, bo chwiejnym, ale zdecydowanym krokiem ruszyłem wreszcie do domu. Wypadła mi ta droga w okolicach wspominanego tu wielokrotnie polskiego pubu Zagłoba i z rozpędu pchnąłem zawiasowe, jak w westernie, drzwi do Centrum Polsko-Polskiego jak mawiają złośliwi.

Jako się rzekło był to dzień wolny od pracy. W Zagłobie było ludzi z czubkiem. – Byłeś na paradzie? – zapytałem któregoś ze znajomków. Zaprzeczył. Kolejny też i kolejny i kolejny. Nie mogłem zrozumieć – siedzą o 100 metrów od jednodniowego karnawałowego centrum Europy i zadów polskich nie ruszą, polskie piwa i wódę golą, zombie jacyś normalnie. – A co to tam niby takiego ciekawego było?

Od tamtego dnia przestałem wierzyć w powszechną integrację na Wyspie.

Apel: jeśli jutro wypadnie Wam wskoczyć gdzieś na piwko, to zamówcie Guinnessa. Za zdrowie tych z Zagłoby. Żeby chociaż bilans się zgadzał. Oni – jak będzie trzeba -  nadrobią za Was w Tyskich i Żywcach. I znowu zagłosują jak będzie trzeba.     

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka