Statek „Sojuz” poleci w przyszłym roku w kosmos z Bardzo Ważną Osobistością – poinformowała rosyjska prasa niecały rok temu i wielu wtedy typowało samego Putina. Dziś przypuszczenia te wyblakły; prawie pewnym jest, że w kosmos poleci…Polak!
Zacznijmy od tego, że 10-dniowy turystyczny lot w kosmos (a usługi te świadczy przede wszystkim, albo i wyłącznie rosyjska Federalna Agencja Kosmiczna) kosztuje 20 milionów dolarów. Właśnie tyle.
No i ta agencja jakoś tak ostatnio poinformowała, że koniec tego dobrego i nikt szwędać się po kosmosie więcej nie będzie, nawet jak jest napakowany kasą. Bo nie ma miejsca w przedziałach „Sojuza”, które będą napakowane czymś tam innym i ważniejszym. I że listę chętnych właśnie domykają i że teraz jest moment „last minute”, bo po 2009 żadna już kasa nie pomoże.
I teraz tak: ni z tego ni z owego okazało się, że (przyciśnięta do muru przez Radka Sikorskiego) Ameryka chce nam dać jak raz 20 milionów dolarów na Tarczę Antyrakietową. Akurat na bilet i na papiery na podkładkę, że misja związana z kosmiczną inspekcją, żeby się nikt nie przyczepił.
Myślę, że poleci Tusk. I słusznie. „Żaden z Polaków prócz pana Mirosława nie ma takiego spojrzenia na Polskę. Kochajcie się i pamiętajcie, że każde marzenie jeśli się ciężko pracuje, może się kiedyś spełnić” – powie w kolejnym orędziu i się ciepło uśmiechnie.
Mennica tłoczyć będzie złote kolekcjonerskie 200-złotówki. Młodzież klepać będzie w klawiatury, 50-latkowie wrócą do pracy, Polacy z Dublina i Londynu wykupią one way ticket, a Czesi się zdenerwują.
Że też mieli 20 milionów dolarów (które zapłacił im Felix Magath, trener Wolfsburga za młodego piłkarza Sparty Jana Simuneka) i je po czesku przepili.
I wszyscy będą zadowoleni, a pozostali będą bezsilnie zgrzytać zębami.
Go ahead!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka