Dzięki nadchodzącemu referendum dostrzegłem, że Irlandia w ogóle nie zna wynalazku bilboardów. Ciemne pastuchy na tygrysie nie dorosły widać do argumentacji wizualnej – dzięki temu zasyfienie estetyczne ulic i dróg jest mniejsze, choć własnego, endemicznego – by tak rzec – syfu tu nie brakuje.
Są minibilboardki przyczepione do słupów paskami zaciskowymi - socjaliści są za, lewacy są przeciw, Sinn Fein powołuje się na historię…, tygielek z nieznaną mi potrawą bulgocze, ale nigdzie nie dostrzegłem argumentu „będziemy się wstydzić przed Europą”.
Generalnie ci, co są „za” argumentują „w ogóle będzie lepiej i bezpieczniej”, a przeciwnicy szukają dziury w całym stawiając konkretne pytania (np. o wpływ na wzrost podatków no i niebezpieczeństwo stacjonowania obcych wojsk w Irlandii).
Młodzi zlewają sprawę, nie chcą widać pomóc premierowi Michaelowi Mc Dowell’owi „Progresywni Demokraci”, który z Zielonymi pcha rząd. Młodzi się śmieją, gdy poprzedni premier (miesiąc temu odwołany za przekręty Bertie Ahern) tłumaczy się z jakiejś kasy w ten sposób, że wygrał ja na wyścigach konnych! Młodym to w zasadzie wisi i już teraz wiadomo (wiadomo tym, co mówią, że wiedzą) że frekwencja będzie bardzo niska.
Nie ma bilboardów, nie ma też w TV argumentów typu dworzec Włoszczowa czy dziadek w Werhmachcie. Tu nie ma też mesjanizmu europejskiego i polskiego zadęcia: sam na własne polskie oczy widziałem posła (ten rumiany na plakacie), który owe plakaty sam własnoręcznie do słupa przypinał. Sam! On! Poseł! Z pomagierem jakimś. Nie w świetle kamer tylko na jakimś przystanku dublińskiej peryferyjnej Castleknock.
Inny poseł (ten w krawacie) to laburzysta Joe Costello, spotkałem go na ruchliwej Henry Street, gdzie wtykał ludziom ulotki i nagabywał o rozmowę. I też nie, że kamery, dziennikarze… Nic. Przechodnie. – Małe zainteresowanie – zagaiłem, bo znam go osobiście od czasu, jak zziębniętego i dość zrezygnowanego napoiłem kawą w mojej chacie (przy okazji opiszę jak się poi socjalistę). A on na to, że to normalne, bo weekend i ludzie idą do sklepów po ciężkim tygodniu i muszą kasę wydać, ale, że jest spokojny o wynik, bo przecież „nie ma innej drogi dla nas” i nie zdołałem się dowiedzieć czy my to Europa, czy Irlandczycy, bo porwał go do dyskusji jakiś łysol.
Na moje oko – nie przejdzie! Milion ma uprawnienia, pójdzie 300 tysięcy.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka