Polska stoi ekspertami od katastrof lotniczych oraz znawcami samolotu TU 154. Czekam aż koledzy po fachu z Naszego Dziennika dostana nobla z fizyki lub po ich redakcją ustawią się kolejki headhunterów z firm zajmujących się projektowaniem samolotów oraz bezpieczeństwa w ruchu lotniczym.
Musiałem ostatnio przeczytać zszywkę z poprzedniego kwartału Naszego Dziennika. Poszukiwanie materiałów o krzyżu przed Pałacem Prezydenckim urozmaicałem sobie czytaniem kolejnych wypocin o katastrofie w Smoleńsku. Nawet nie chce mi się liczyć bzdur, które znalazłem.
Ale tym odkryciem musze się podzielić z czytelnikami. „Załogi tupolewów miewały permanentne problemy związane z faktem, że środkowy silnik, w odróżnieniu od dwóch skrajnych, nie posiada tzw. klapowego odwracania ciągu.” – zaczyna się nieźle. Dziennikarz odkrył, że odwracacze ciągu w tutce są na jedynce i trójce.
Co prawda nie wiem jakie to mogłoby mieć znaczenie dla katastrofy, ale czytam dalej z zapartym tchem: „Jak sugerują piloci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", prowadziło to do częstej usterki polegającej na złym przemieszczeniu mocy pomiędzy silnikami.” – konia z rzędem temu, kto powie co ma oznaczać przemieszczenie mocy miedzy silnikami. Każdy silnik jest niezależny i można dowolnie ustawiać jego moc.
„W skrajnym przypadku mogło sie to skończyć nawet "przeciągnięciem" samolotu. Jak zaznaczają, żaden pilot nie włączyłby ujemnego ciągu wcześniej, jak po zetknięciu kol z pasem startowym, by wyhamować maszynę, ale doświadczenia lotników wskazują, że samolot mógł to uczynić wbrew woli załogi. Taki manewr na malej wysokości może zakończyć sie tragicznie.” I tu już umarłem, ze śmiechu. Odwracacze ciągu można włączyć wyłącznie po wylądowaniu (w podwoziu jest czujnik który uruchamia interceptory znajdujące się pod kadłubem i pozwala włączyć odwracacze ciągu). Jak można „przeciągnąć” maszynę stojąca na ziemi nie mam pojęcia. Autorzy w naszym dzienniku nie wyjaśnili. Nie da się także uruchomić odwracaczy ciągu w powietrzu.
W Locie zdarzył się jeden (słownie JEDEN) przypadek, że w jednym z silników technik coś poprawiał przygotowując maszynę do startu i nie domknął zamków odwracacza ciągu w jednym z silników. W czasie lotu zamek puścił i odwracacz ciągu się otworzył. Pilot dał na ten silnik tzw. „mały gaz” czyli zmniejszył do minimum obroty. Utratę mocy zrekompensował sobie dwoma pozostałymi silnikami i kontynuował lot.
Szkoda lasu na takie
wybitne dzieła. Szkoda też ludzi, którzy naiwnie wierzą w kolejne sensacje Naszego Dziennika. Piloci, którzy latali na Tutkach widząc ten i pozostałe teksty z ND mają sporo rozrywki. Ludzie, którzy choć trochę poznali te samoloty też mają sporo zabawy.
Komentarze