Wśród głównych zarzutów, jakie przeciwko mnie pojawiają się to tu to tam, a ja je zdążyłem wyłapać, są takie mianowicie, że ja uprawiam żebractwo, co kompromituje moją rodzinę, a w dodatku jest niezgodne z prawem, że w sposób przestępczy nie płacę podatków, że moje teksty są beznadziejnie złe, no i wreszcie, że jestem ohydnie gruby.
Powiem szczerze, że z nich wszystkich, największą przykrość sprawia mi ten ostatni, a dotyczący mojego paskudnie opasłego wyglądu. Trochę oczywiście dlatego, że ja świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że jestem zbyt gruby, a to przy moim wzroście sprawia, że wyglądam jak wyglądam, ale też chodzi o to, że jest całkiem prawdopodobne, co zresztą wszyscy w rodzinie mi powtarzają, że jeśli nie schudnę, dostanę choroby wieńcowej i wykituję szybciej niż jest mi to przeznaczone. To jest jeden powód mojego utrapienia. Drugi jednak jest taki, że, choć faktycznie jestem zbyt gruby, ja nie jestem gruby w sposób choćby minimalnie karykaturalny. Chodzi o to, że ja nie jestem gruby tak jak na przykład grubi są Ryszard Kalisz, Andrzej Urbański, czy Piotr Semka. Ja chyba nawet nie jestem tak gruby jak poseł Anna Grodzka – a jego na przykład, wszyscy ci, których tak boli moja tusza, na pewno bardzo lubią i szanują. Wydaje mi się, że ktoś kto mnie widzi na ulicy, przede wszystkim nie zwróci na mnie uwagi, a jeśli już mu się to zdarzy, to nie na zasadzie: „O, idzie Kalisz”, ale „O, idzie Owsiak”.
No właśnie. Owsiak. Pisałem już o tym w swoim „Elementarzu”, ale ponieważ nie wszyscy mieli okazję go czytać, a poza tym to jest naprawdę historia pierwszej klasy, to ją tu przypomnę. Otóż szedłem sobie kiedyś przez katowickie osiedle Paderewskiego i w pewnym momencie trafiłem na grupę lokalnej młodzieży. Kiedy minąłem już te dzieci, któreś z nich wrzasnęło za mną: „Owsiak, ty ch...!”
Skąd ja wiem, że to za mną? Przede wszystkim w okolicy nie było nikogo innego, a poza tym, ja zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli już mam coś z kogoś, to właśnie z Owsiaka. Wtedy w dodatku, byłem bardzo krótko ostrzyżony, i miałem takie duże, niemal owsiakowe okulary. A więc, oni, w swojej dziecięcej tępocie, na sto procent uznali, że oto po ich osiedlu nagle ni stąd ni z owąd idzie sam Jerzy Owsiak. No i postanowili go przywitać.
Bardzo spodobało mi się to, co te dzieci zrobiły. Oczywiście, nie dlatego, że powiedziały mi, co o mnie myślą, ale że powiedziały, co myślą o Owsiaku, no i dlatego, że powiedziały dokładnie to, co ja bym mu powiedział, gdybym go spotkał. No i spodobały mi się też te dzieci jeszcze z jednego powodu. Że one były takie szczere. Że nie próbowały jakichś bon motów, nie uciekały w nikomu niepotrzebne żarty, nie próbowały tego swojego „owsiaka” zaskoczyć niespodziewanym pytaniem. One mu powiedziały, że go nie lubią, tak jak to zwykle robią, przy pomocy jedynego znanego sobie środka wyrazu. I to wszystko. I to mi zaimponowało.
Dlaczego mi się dziś przypomniała tamta stara przecież już bardzo przygoda? Otóż parę dni temu doszło do pewnej bardzo szczególnej konfrontacji, która przez to, że miała miejsce w budynku ITI, i została natychmiast zarejestrowana i opublikowana, uzyskała ogólnopolski rozgłos. Otóż poszło o to, że, mniej więcej w tym samym czasie, w TVN-nie występowali Tomasz Terlikowski i Jerzy Owsiak, no i kiedy Owsiak wychodził ze studia, natknął się na Terlikowskiego, który sobie siedział na podsuniętym mu krzesełku i czekał, aż ktoś się nim zainteresuje.
Scena ta jest fascynująca w sposób podwójny. Po pierwsze, to w ogóle samo w sobie jest ciekawe, jak trafiają na siebie Owsiak z Terlikowskim i dochodzi między innymi do wymiany zdań. Tu jednak mamy coś więcej, i aby to pojąć, trzeba to widzieć. Terlikowski siedzi gdzieś na tym krześle pod ścianą i tym białym parasolem, który tam się zwykle rozkłada, gdy trzeba kogoś odpowiednio oświetlić, taki kompletnie samotny, opuszczony i pokorny, natomiast Owsiak, w takiej gangsterskiej kurtce, idzie szybkim krokiem z kimś, kto wygląda na jego osobistego goryla, nie oglądając się na nic, nic nie mówiąc… i nagle, kiedy już zostawił tego Terlikowskiego za sobą, zatrzymuje się, jakby nagle coś sobie przypomniał… odwraca się, no i zaczyna Temu biednemu Terlikowskiemu wrzucać. Ja ten film widziałem tylko raz, i powiem szczerze, że nie mam odwagi, by jeszcze raz patrzeć na ów popis nieopisanej wcześniej agresji, i przy okazji upokorzenia, ale mam wrażenie, że Terlikowski w pierwszej chwili nawet z tego krzesła się podniósł.
A zatem, Terlikowski siedzi tam pod tą swoją smutną ścianą, a Owsiak, w tej kurtce i w tym biegu, stoi i krzyczy do Terlikowskiego, że powinien słuchać więcej rock’n’rolla, to może odzyska rozum. A świat drży z podniecenia i satysfakcji, że ciemność dostała w psyk.
Wciąż mnie tu na blogu pytają czytelnicy, czemu ja się czepiam tak zwanych „naszych”, a w tym oczywiście Tomasza Terlikowskiego. Ja oczywiście wiem, że, jak idzie o to, co ja tu opowiadam, to przy tym, co ja piszę o Owsiaku, Terlikowski jest pod ścisłą ochroną, ale nie będę się kłócił – jemu i jego kumplom też się tu dostaje. No ale, co ja mam, przepraszam, robić, kiedy widzę ten rodzaj otępienia?
Idę sobie z psem ulicą do parku, a z naprzeciwka idzie Jerzy Owsiak. Mija mnie, nagle się zatrzymuje, i zaczyna mi tłumaczyć, że ja powinienem słuchać trochę więcej rock’n’rolla, to nabiorę więcej luzu i przy okazji opuści mnie ta nienawiść. Czy ktoś tu naprawdę sądzi, że ja bym próbował wykorzystać ów szczęśliwy moment w swoim życiu na to, by wytłumaczyć Owsiakowi błędy w jego myśleniu i postępowaniu? Czy ktoś się spodziewa, że ja bym zaczął mu objaśniać tajemnice życia i śmierci? Czy kto wreszcie liczy na to, że ja bym poszedł do tego strasznego człowieka z Dobrą Nowiną? Co za absurd!
Niestety, jak idzie o kogoś takiego jak Terlikowski, któremu dobry los, i – dobrodusznie przyznam – jego osobiste talenty umożliwiły wejście na tę popularną scenę i głoszenie zwycięstwa prawdy nad kłamstwem, życia nad śmiercią, wiary nad pogaństwem, stoję bezsilny i bezradny. W momencie gdy on staje przed jedyną wręcz taką okazją w życiu by dać świadectwo prawdziwego wojownika, on przez swoją bezmyślność, tchórzostwo i głupi konformizm, kompromituje nie siebie – o to my akurat martwić się nie musimy – ale nas wszystkich.
A to było takie proste. Takie wręcz narzucające się. I nawet nie trzeba było przy tym używać grubych słów. Wystarczyło rzucić zwykłe „Spieprzaj, dziadu” i splunąć. Oni tam przecież w tym ITI mają jakiś sprzątaczy. Zaraz by ktoś przyszedł i wszystko wytarł.
Przypominam, że Gabriel w swojej księgarni pod adresem www.coryllus.pl sprzedaje moja najnowszą książkę, zarówno w bardzo interesującym pakiecie, jak i też z poważną bonifikatą. Zapraszam i dziękuję.
Inne tematy w dziale Polityka