Za górami, ale i za lasami, żyła sobie wielce skrzydlata bestia. Tak wielce, że za wyjątkiem królewicza Zagryzka wszyscy się jej lękali. Królewicz był zupełnie zadowolony z tego, że pożywia się jagódkami, a nie jego poddanymi, nie pragnie niczego więcej, aniżeli być smokiem, który w bajkach straszy dzieci. Smok nie mył uszu, bo miał trzy glace i na każdej, po parze, co mu się myliło, nigdy więc nie mógł połapać, które z nich są już czyste, które zaś jeszcze nie. A że był smokiem nie bardzo rozgarniętym i szybko się zniechęcał, we wszystkich trzech głowach naraz miał taki młynek, taki zamęt, jak u fryzjera - musiał coś zjeść.
Ale co tu zjeść, kiedy jagódki zabrali źli ludzie? Podrapał się smok w swoje łby, ale nic nie wymyślił, tylko zalał się łzami. Z tego zalania powstała rzeka, w której pluskał się Zagryzek. Codziennie to robił i jego poddani również. Nie pływali wszelako, tylko taplali się od strony płytkiej, ponieważ głębia zajęta była przez Marszałka Dworu, który dysponował miejscówką na wielodzietną rodzinę.
Wracając do smoka: chcąc być nim z prawdziwego zdarzenia, z jagódek przerzucił się na godziwe żarcie poddanych Zagryzka. Z początku szedł mu ten zwyczaj na zdrowie i szedłby tak dalej, gdyby nie królewicz, który z przerażeniem stwierdził, że jeszcze żywi ludzie mają trzy ćwierci do śmierci, a nadgryzieni – są do niczego, toteż chodził po pałacu jak struty i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Smok tymczasem siał spustoszenie i był już tak gruby, że wśród innych smoków odróżniał się fałdami na swoich trzech paszczach.
Jednak starczy tego horroru, bo oto królewicz wypuścił z głowy rezolutną myśl, by zwyrodnialca zniechęcić do wyżerki ludzi z tej okolicy i przekonać go do podróży w okolice całkiem odległe, gdzie mógłby swobodnie pastwić się nad poddanymi innego satrapy. W tym celu wysłał do niego parlamentariusza, któremu potwór zamiast głowy zjadł parę złudzeń, a na koniec rzekł: - znudziło mi się być postrachem w tym rejonie, gdyż dostałem faks od szwagra, również smoka, ale jarosza, który prosi, bym nauczył go ziać ogniem piekielnym, co mu ostatnio nie wychodzi, jako że w epoce lotów kosmicznych nikt nie chce się bać bez uzasadnienia. My, ziemskie monstra, jesteśmy teraz dokumentnie zacne i jeżeli ktoś w nas wierzy, to raczej z litości, a nie przekonania.
- Zasmucił się, lecz smutku nie przerywając, tak dalej mówił: - dawniej straszyło mi się jak po maśle. Byłem kudłaty i miałem jagódek w bród, a nie durne zaświadczenia o ich przejściowej nieobecności. A co mam dzisiaj? Oto Zagryzek nasyła mi żylastego typa! Jesteś niestrawny, a ja nie znoszę gotowanych posłów! - Rozżalił się i potarmosił wysłańcem, ten zaś ledwie żywy z niepokoju, powiedział:
- szanowny panie smoku, wiem ci ja, że jesteś anachroniczny i lada jakie UFO potrafi cię wyrolować ze zgrozy, ale, chociażeś przestarzały, to daj sobie zaszczepić trochę obwodów scalonych, a wyjdziesz na całkiem dorodne straszydło.
- żebym tak zdrów był - ucieszył się smok znienacka i nabrał w płuca powietrza, aż się las przerzedził, a rzeka wybrzuszyła. Lecz za chwilę zwiesił środkową głowę, czułki po sobie położył i zamamrotał cieniutko: - a co, jak mi wysiądą baterie? -
Umyślny ręce rozłożył i czując, że bestia wzdyma się od podejrzliwości, począł cmokać, bo mu nic lepszego nie przyszło do głowy. Stracił fantazję, lecz cudem nie stracił kontenansu i rzucił się w smocze rozterki:
- to i co, luba maszkaro? Jeżeli tak się stanie, to podłączymy cię do zapory na rzece z twoich łez i wszystko będzie cycuś. A bodaj cię, stary zbereźniku, ty to masz fart! - powiedział i pocwałował do innej bajeczki, gdzie na złotym tronie siedział zakatarzony Morał.
Inne tematy w dziale Kultura