ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU
16
BLOG

PRZYJACIEL ZE STARUSZKOWA

ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU Kultura Obserwuj notkę 1


Dostałem łóżko po B., którego przeniesiono do izolatki. Odziedziczyłem miejsce o tyle wygodne, że znajdowało się pod oknem wychodzącym na park. B. był wysokim, kostycznym staruszkiem w damskich pantoflach z pomponem, inżynierem z zawodu, kierownikiem niejednej budowy zakończonej na czas. Przebywał tu od dawna, dawno też porzucił myśl, by wyjść stąd na dobre. Zdawał się wiedzieć, że bez nieprzerwanej pomocy nie będzie mógł przeżyć resztki pozostałych dni. Miał duszności, serce z migotaniem, popielatą twarz w pobrużdżonych plamach.

Spotykaliśmy się w przelocie, na korytarzu, kilka razy dziennie w pracowni, a zwłaszcza wieczorem, po kolacji, przed świetlicą, lub na tarasie. Odwiedzałem go często. Widywałem go regularnie, zazwyczaj w pozycji horyzontalnej, leżącego na własnoręcznie skonstruowanym tapczanie. Wegetował w pieczarze usytuowanej naprzeciwko mojej, w jaskini wielkości trumny wyposażonej w przepych, jakiś luksus niezbędny do utrzymania przy życiu nieboszczyka.

Od razu, następnego dnia, po śniadaniu, gdy rozchodziliśmy się z jadalni do sal, oznajmił, że jest samotnikiem. I dodał, iż samotnikiem jest się z różnych powodów. Jedni zostają nimi, bo są opuszczeni przez przyjaciół i znajomych. Niekiedy, z przyczyn irytujących tak zwany ogół, zdarzają się samotnicy podnoszący swoją samotność do rangi cnoty, wywyższenia, rozmydlonego i rzewnego przekonania o własnej mądrości.

Są najgorszymi ze wszystkich nieszczęśników, lecz jest ich niewielu. Sądzą, że są osamotnieni z własnego wyboru i do takich ośmielał się zaliczać, zanim doszedł do wniosku, że bzdurą jest szukanie usprawiedliwień dla własnej ignorancji. Gdyż krańcową ignorancją i jawnym nieporozumieniem było dla niego to, że nie udawało mu się racjonalnie wyjaśnić, dlaczego postąpił wbrew zapatrywaniom i zerwał kontakty ze swoim prawdziwym domem, z jakiej przyczyny wkroczył w nieznane, obce, nieprzyjazne strefy, czemu przywlókł się akurat tu, do tego miejsca, jakby nie istniały inne, lepsze. Wszelako do powyższej konkluzji doszedł stanowczo za późno, nad czym do teraz ubolewa. Żałuje szczególnie w momentach ogarniającej go prostracji, na przykład wtedy, gdy znajdzie się w pobliżu dawnego domu, albo gdy patrzy w cień zasłoniętych okien i zastanawia się, w którym momencie nastąpił ten zdumiewający i nieodwracalny krok, to jego porywcze i gruntowne spalenie za sobą mostów, owo przeklęcie radykalne zerwanie więzi z tymi, za którymi coraz mocniej tęsknił.

*

W jego sanktuarium, przeważnie otwartym dla gości, zaraz za wiecznie uchylonymi drzwiami, znajdował się fotel, wyeksponowany, majestatyczny i niemal wygodny bujak, a obok stał wózek, beżowy postrach nieprzejezdnych szos. Od kiedy zostaliśmy przyjaciółmi, jego ulubioną rozrywką było podróżowanie. Chodził jeszcze, lecz jedynie na krótkich odcinkach, jedynie przy łóżku. Za młodu poruszał się automatycznie, ignorując przeszkody, których nie zauważał, które z łatwością omijał, których istnienie dostrzegł dopiero wtedy, gdy nasiliła się jego niemoc, gdy coraz częściej zdarzało mu się iść krokiem niezdecydowanym, przypominającym swingujący chód kraba w mazi.

Latem umawialiśmy się w pobliskim, niewielkim, przylegającym do domu parku. W rzeczywistości nie był to park, tylko skwerek przebrany za ogród. Kiedy mało kto poruszał się po nim bez pośpiechu, bo dla większość personelu stanowił on wygodny skrót do pracy, kiedy na jego ławeczkach siedzieliśmy zapatrzeni w niebo, byliśmy zasłuchani w swoje opowiadania. Lecz ich znaczenia nie były tymi znaczeniami, co po latach, gdy po skwerku lub ogrodzie, zaginął dla mnie wszelki ślad. Wtedy mówiliśmy byle jak i byle co. Siedzieliśmy w ogrodzie i nie interesowały nas ziemskie światy odwiecznych pomyłek, nie podniecały odejścia od wiary w lepsze dni, oscylowania wśród pojęć prostych i słusznych jednocześnie.

Albo mieliśmy bezsenną randkę na tarasie. Taras, położony wysoko, ludny ciepłem końca wieczoru, nakazywał nam spoglądać w czarny dół. Ciemność, gdzieniegdzie rozjarzona lampami pobliskiego parku, wydawała się tajemnicza. Prowadziliśmy marudne i bezcelowe monologi z niewidzialnymi słuchaczami, których obecność potwierdzała się naszymi tęsknymi wołaniami w rozgwieżdżoną noc, a kończyła tachykardycznymi skokami ciśnienia, nieuchwytnym tętnem odsłuchiwanym w ciszy, a ciemność nie zezwalała nam na racjonalne myślenie.  Milcząc, ograniczaliśmy się do sygnalizowania rozpierającego nas nastroju tylko w ten sposób, że niekiedy albo mój, albo jego ogienek papierosa nieśmiało wędrował w tę stronę, w której przebywał nasz zachwyt, wędrował wskazując odległą, mroźną galaktykę mknącą w przestrzeni. Bo choć wiedzieliśmy, że jako krewni przez doświadczenie,powinniśmy trzymać się razem, robić dobrą minę do złej gry, dobrodusznie i bez szemrania godzić na swoje obecnym położenie, jakkolwiek musieliśmy udawać, że życie jest ciągle przed nami, to „podskórnie” zżerało nas przekonanie, iż nasze problemy, wspomnienia i odczucia, różnią się między sobą nie tak bardzo.

Przeważnie znajdowaliśmy się w trakcie gorączkowego nie myślenia o swoim najbliższym kiedyś i braliśmy udział w odmiennych sytuacjach, a nasze rozmowy zakreślały tory i prostowały ścieżki nie te, którymi chcieliśmy podążać  obecnie, kiedy byliśmy zgorzkniali. Dotarło do nas wtedy, że skazani jesteśmy na siebie, ponieważ nikt z personelu nie jest w stanie pojąć naszych rozterek. Uświadomiliśmy sobie, że zatrudnieni tu, wrażliwi opiekunowie, przypadkowi fachowcy od miłosierdzia, znają nas pobieżnie.  Wynajmowani do odfajkowania pomocy, znają nie tyle nas, co nasze futerały i dysponują teoretyczną, zasłyszaną wiedzą świętych lepiących przypadkowe garnki. Mimo to wydawało się nam, że niekiedy znajdujemy z nimi realny kontakt. Choć do teraz oślepiał nas urojony blask niedzisiejszych wrażeń i zanurzaliśmy się w inwazji minionych barw, to nadal jesteśmy dla nich ludźmi. A gdy uzmysławialiśmy sobie, jak niewielkie i w gruncie rzeczy jak niezauważalne są nasze problemy oglądane z tej galaktycznej perspektywy, uśmiechaliśmy się.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura