Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
202
BLOG

Co nas boli

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 2

Andrzej Owsiński

Co nas boli czas usunąć

Nie możemy oderwać się od tematu polskiej przedwojennej polityki zagranicznej.

Ja nie powinienem się temu dziwić, należę bowiem do nie istniejącego już pokolenia, które świadomie przeżyło /w większości nie przeżyło/ skutki tej polityki.

Natomiast zwraca uwagę zainteresowanie ludzi którzy rozgrywki przedwojenne i historię wojny, a nawet pierwszych lat powojennych znają jedynie z różnego rodzaju przekazów.

Kładę to na karb wielu analogii dzisiejszego naszego położenia z tym co się działo przed wojną w trakcie oczywistego narastania konfliktu odwetowego.

Rozpiętość poglądów w tej materii jest kolosalna, ostatnio spotkałem się z zestawieniem polityki Becka z poglądami, a nawet wizją przyszłości Adolfa Rudnickiego.

Przypomina mi to jak przed wojną na ówczesnych Kresach prowadzono stałe dyskusje na temat zagrożenia bolszewickiego i niebezpieczeństwa rewanżu niemieckiego.

Jeżeli w tych dyskusjach brał udział mój wuj Józef Łopuszański, to było wiadomo, że zakończy swoje uwagi stwierdzeniem: „tak czy owak w końcu przyjdą tu bolszewicy”. Przyjmowaliśmy to z wielkim oburzeniem, uważając, ze jeżeli bolszewicy nas zaatakują to wzorem niedawnej wojny z nimi dostaną tęgie lanie.

I działo się to na dobre parę lat przed wybuchem wojny.

A zatem nie tylko Rudnicki, ale i inni, znacznie wcześniej przewidywali taki koniec europejskiej awantury, a nawet Beck na zwróconą mu uwagę w Berlinie, że w przypadku polskiej odmowy sojuszu z Niemcami mają one zawsze możliwość odnowienia Rapallo z Sowietami, odpowiedział że w takim wypadku niech się spodziewają sowieckich czołgów w Berlinie.

A wszystko zaczęło się od traktatu wersalskiego, który po przeszło stu latach był drugim ogólnoeuropejskim aktem kończącym wielką wojnę.

O ile postanowienia „tańczącego kongresu” podejmowane przez monarchów przetrwały w zasadzie cały wiek / nie licząc drobnych lokalnych wojen z prusko francuską na czele/, o tyle zmowa parweniuszy w Wersalu wywołała nową wojnę, znacznie większą od poprzedniej w ciągu dwudziestu lat.

Wynikało to zarówno z werbalnych zapisów traktatu, jak i z braku realnych sankcji na wypadek jego złamania.

Przede wszystkim zezwolenie na istnienie zjednoczonych Niemiec, tworu pruskiego świeżej daty, stworzonego siłą i podstępem z krain różniących się obyczajami, religią i kulturą, a nawet ze sporymi różnicami językowymi.

Powstanie całej masy małych kraików skłóconych wzajemnymi pretensjami nie służyło idei stworzenia realnej siły zdolnej do stawienia oporu odrodzonej ekspansji niemieckiej.

Oczekiwanie na odrodzenie demokratycznej Rosji jako sojusznika wojennego i gwaranta bezpieczeństwa w stosunku do Niemiec, a w związku z tym pomniejszanie roli Polski, stanowiącej przeszkodę we właściwym usytuowaniu rosyjskiego alianta.

Najgorsze z tego wszystkiego było pozbawienie się skutecznych sposobów zapobieżenia ewentualnym naruszeniom traktatu i niemieckim zapędom w kierunku rewanżu.

Traktat zupełnie pominął sprawę niemieckiego sojusznika jakim po Brześciu stała się sowiecka Rosja. Zbieżność interesów bolszewików i Niemców w odzyskaniu swojej poprzedniej pozycji w Europie stanowiła zagrożenie dla całej Europy, czemu zresztą dali wyraz niemal natychmiast po zawarciu pokoju w Wersalu, umową, a raczej spiskiem w Rapallo w roku 1922.

Usytuowanie Polski między dwoma państwami gotowymi do odwetu za poniesione klęski w minionej wojnie z granicami urągającymi podstawowej zasadzie bezpieczeństwa, stanowiło w zasadzie zachętę do ataku przy najbliższej okazji.

Bolszewicy taką okazję dostrzegli już na początku 1919 roku organizując operację „Cel Wisła” zmierzającą do przekształcenia Polski w sowiecka republikę.

Po załamaniu się tych planów w wyniku przegranej wojny w 1920 roku wydawało się że ze strony sowieckiej nie grozi już niebezpieczeństwo agresji mając na względzie też wielkie wewnętrzne kłopoty bolszewickiej władzy.

Niemcy weimarskie chociaż pozostawione w całości, ale obciążone powinnościami traktatowymi i francuską okupacją Nadrenii, wydawały się niegroźne ze stutysięczną Reichswerą, pozbawioną ciężkiej broni i lotnictwa. Wprawdzie demonstrowały wrogi stosunek do Polski wypowiadając wojnę celną i stosując inne szykany, nie mogły jednak pokusić się o odzyskanie utraconych ziem.

Stan osłabienia agresywnych sąsiadów Polski skończył się bardzo szybko. Już pod koniec lat dwudziestych Sowiety posiadały najliczniejszą armię na świecie i chociaż jej wyposażenie było jeszcze słabe to jednak z pomocą niemiecką, ale też i amerykańską bardzo szybko nadrabiały niedostatki podejmując nawet pionierskie działania w rozwoju wojsk pancerno motorowych i lotnictwa.

Niemcy wystartowały znacznie później, mimo że począwszy od Rapallo systematycznie naruszały ograniczenia traktatowe.

Działo się to za cichą zgodą głównych aliantów, którzy posunęli się tak daleko że już w 1925 roku zawarli z Niemcami umowę w Locarno z gwarancjami zachodnich granic, ale bez gwarancji dla wschodnich sąsiadów Niemiec wskazując kierunek niemieckiej ekspansji.

Od tej chwili stanowisko Francji było już wyjaśnione, za wszelką cenę chciała uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji z Niemcami przyjmując je do swoistego stowarzyszenia zachodnio europejskich krajów.

Nie można przesądzić że były z tym związane jakieś nadzieje na użycie Niemców do przywrócenia Rosji zależnej od zachodu, a szczególnie odzyskania swoich inwestycji na jej terenie.

Takie propozycje otrzymała Polska jeszcze w czasie wojny domowej w Rosji.

Piłsudski stanowczo odrzucił możliwość wspierania Denikina, który nie ukrywał że jego celem jest odbudowanie carskiej Rosji z „prywislanskim krajem” włącznie.

Oznaczało to następną wojnę polsko rosyjską w której Francja z całą pewnością poparłaby Rosję z ewentualnym przyznaniem Polsce statusu królestwa kongresowego.

Piłsudski dążąc do stworzenia kordonu obronnego, w postaci sfederowanych z Polską Ukrainy i Białorusi, w stosunku do Rosji niezależnie od jej ustroju, uznał że bolszewicy są dogodniejszym kontrahentem niż „biali”. Zaistniała jeszcze nadzieja na ewentualny sojusz z Wranglem, ale jego słabość uniemożliwiła kontynuowanie tej linii porozumienia

W lutym 1921 roku na żądanie Piłsudskiego odbyły się w Paryżu pertraktacje francusko polskie w sprawie zawarcia sojuszu o wzajemnej pomocy, powiązanego z odpowiednią umową wojskową, a także handlową.

Był to okres dla Polski szczególnie dogodny, zwycięstwo w wojnie z bolszewikami i spektakularny zagon na Korosteń po zakończeniu działań wojennych, a także prowadzone w Rydze pertraktacje pokojowe, dawały Polsce atuty w negocjacjach z Francją. Głównym atutem była możliwość odrzucenia sowieckich propozycji pokojowych i dalsze kontynuowanie ofensywy z możliwością nawet zdobycia Moskwy i obalenia bolszewików bez potrzeby pomocy „białych” Rosjan.

Francuzom bardzo zależało na odzyskaniu Rosji w której pokładali nadzieje na efekty gospodarcze dla francuskiego przemysłu i możliwość współpracy wojskowej.

Wprawdzie w minionej wojnie Rosja bardzo zawiodła oczekiwania francuskie, nie mniej uważano w Paryżu że jest to jedyny sojusznik który będzie w stanie przeciwstawić się niemieckiej akcji odwetowej.

Piłsudski wykluczył możliwość kontynuowania wojny z sowiecką Rosją i uważał że w tych okolicznościach Polska zyskuje możliwość zastąpienia Rosji jako wschodni sojusznik Francji.

Niestety nie podzielali tego stanowiska Francuzi, którzy zarówno w sferach rządowych jak i wojskowych uznali że Polska nie spełnia wymaganych warunków.

Na polskie propozycje treści umowy odpowiedzieli w zasadzie żądaniami nie do spełnienia i gdyby nie osobista interwencja prezydenta Milleranda po rozmowie z Piłsudskim to prawdopodobnie negocjacje zakończyły by się fiaskiem.

Ostatecznie umowa została zawarta na bardzo wymagających warunkach w stosunku do Polski i ogólnikowych, dość mętnych zobowiązaniach Francji.

Profrancuskie, przedmajowe rządy w Polsce akceptowały ten stan uważając że sojusz Polski z Francja jest fundamentem stosunków europejskich, ale wobec Locarno mimo starań Skrzyńskiego, okazały się bezradne.

Nie licząc w zasadzie kilku wymijających gestów, stan polskiego osamotnienia pozostał do czasu dojścia Hitlera do władzy. Nie tylko zawarcie deklaracji o nieagresji, ale też i zbliżenie stosunków niemiecko polskich, a szczególnie rozwój współpracy gospodarczej zwróciły uwagę Francji na możliwość zmiany aliansów przez Polskę. Stąd wizyty w Polsce francuskich ministrów spraw zagranicznych Barthou, Lavala i Delbos, którzy wyrażali zapewnienie o dotrzymaniu przez Francję sojuszniczych zobowiązań upewniając się że Polska nie przejdzie do obozu przeciwnika.

Stan nieufności Francji pozostawał jednak wobec zbyt częstych wizyt Becka w Berlinie, a także intensywnej akcji Litwinowa zmierzającej do potraktowania Polski jako państwa „faszyzującego” co natrafiło na podatny grunt w okresie rządów „frontu ludowego” we Francji.

Cały ten skomplikowany korowód został jednak przecięty wizytą Rydza we Francji w 1936 roku, który nie bawiąc się w żadne dyplomatyczne łamańce opowiedział się wprost po stronie Francji. Przy takiej bezwarunkowej deklaracji akcje Polski musiały w ocenie francuskiej znacznie spaść i stąd w zamian za polską gotowość do pomocy Francji w razie niemieckiej napaści utrzymano się przy poprzednich ogólnikach w stosunku do Polski, a udzielona w niezbyt wielkiej kwocie pożyczka została zastrzeżona tyloma warunkami że do 1939 roku nie udało się z niej wiele skorzystać.

Najwyraźniej dało się odczuć przeniesienie nadziei francuskich na pomoc w razie wojny z Niemcami z Polski na Sowiety.

Dlatego namawiano Polskę na „zbiorowe” układy bezpieczeństwa krajów centralnej i wschodniej Europy z nieodzownym udziałem sowieckim.

W Polsce zdawano sobie sprawę czym to grozi i dlatego stanowczo odmawiano zastosowania takiego rozwiązania.

Mimo to Francuzi nawet w ostatniej chwili w sierpniu 1939 roku zabiegali o sowieckie zaangażowanie zgadzając się w imieniu Polski /bez konsultacji z polskim rządem/ na bolszewickie żądanie wejścia do Polski sowieckich wojsk jeszcze przed wybuchem wujny.

W sumie sojusz z Francją był od początku wielkim oszustwem i można było to sprawdzić zgłaszając niemieckie łamanie traktatu wersalskiego i proponując stosowną interwencję przy równoczesnym poinformowaniu że odmowa ze strony Francji będzie oznaczała konieczność poszukiwania przez Polską innych rozwiązań.

Francja nigdy nie spotkała się ze strony polskiej z oświadczeniem możliwości równorzędnego potraktowania zobowiązań mając na względzie francuską odmowę w stosunku do polskich propozycji interwencji w Niemczech.

Niestety nikt w Polsce nie zdobył się na odwagę obnażenia podłej gry Francuzów poza umierającym już Piłsudskim który wyraźnie powiedział Barthou że Francja ustąpi niemieckim zaborczym zamiarom, nie poszły jednak za tym jakiekolwiek posunięcia polskiego rządu.

Problem polegał na tym że możliwość polskiej gry na europejskiej scenie politycznej istniała do czasu umocnienia się Hitlera u władzy. Datą graniczną jest remilitaryzacja Nadrenii czyli rok 1936. Należało przed tą datą spojrzeć prawdzie w oczy i nie zmieniając traktowania sojuszu z Francją jako obowiązującego obie strony trzeba było szukać innych zabezpieczeń i to nie tylko przed niemiecką agresją, której możliwości przewidywano na początek lat czterdziestych XX w. ale przede wszystkim przed spiskiem sowiecko niemieckim.

Takie możliwości otworzyły się w postaci paktu antykominternowskiego w którym Polska jako kraj najbardziej zagrożony powinna odegrać czołową rolę przyciągając do tej idei szereg innych krajów i stwarzając w ten sposób przeciwwagę dla wpływów niemieckich. Celem tej akcji nie powinna być wojna z Sowietami, chociaż tego wykluczyć nie można, ale zablokowanie możliwości ożywienia spisku sowiecko niemieckiego.

Jak to w polityce bywa nie ma stuprocentowych gwarancji powodzenia tej koncepcji, jednak zaistniała możliwość stworzenia silnego ugrupowania zdolnego do uzyskania odpowiedniego wpływu na niemiecką politykę z możliwością uczestniczenia w nim zarówno Japonii jak i Włoch, a więc krajów „Osi”, ale też i krajów z obozu alianckiego jak Rumunia, a nawet w pewnych okolicznościach i Francja.

Jest to oczywiście tylko przykład możliwości innej rozgrywki aniżeli tkwienie w jałowym układzie francuskim niezdolnym do żadnej inicjatywy poza szukaniem ofiary gotowej do przelewania krwi za Francję.

Formalnie nie można postawić Beckowi zarzutów popełnienia błędów w polskiej polityce zagranicznej, albowiem doprowadził on do tego że i Francja i Wk Brytania wypowiedziały wojnę Niemcom wykonując tym samym zobowiązania sojusznicze.

Praktycznie jednak były to akty papierowe bez jakiejkolwiek akcji wojennej odciążającej front polski.

Wydały w ten sposób na żer agresorom nie tylko Polskę, ale w konsekwencji swoje własne kraje, a w dalszej perspektywie utratę własnych imperiów i stan zagrożenia istniejący do dzisiaj.

Niemcy, mimo przegranej wojny, poniesionych strat, reparacji wojennych na rzecz Sowietów i wieloletniej okupacji, – osiągnęły stan potęgi gospodarczej znacznie przekraczającej III Rzeszę.

Potrzebna była dla tego celu pomoc amerykańska, dużo większa aniżeli udzielona Niemcom po I wojnie światowej.

|w efekcie za swoje pieniądze Amerykanie zamiast podporządkowanego bastionu w Europie utworzyli sobie konkurenta do panowania w Europie.

Niemcom udało się to za pomocą kuglarskiej sztuczki z UE, która jest niczym innym jak tylko niemieckim organem dyspozycyjnym, przy równoczesnym przysposobieniu sobie Rosji.

W ten sposób po upływie przeszło osiemdziesięciu lat powróciliśmy do stanu Europy uzależnionej od układu niemiecko rosyjskiego.

Jest jednak pewna różnica, polegająca na rewizji zamiarów amerykańskich i próby tworzenia układu amerykańsko europejskiego we współpracy z innymi krajami Europy.

Dla Polski jest to bardzo ważne jako szansa na uniezależnienie się od dyktatu niemieckiego, tylko jak na razie wygląda to jeszcze bardzo słabiutko.

Brakuje zdecydowanych kroków na tworzenie alternatywnej gospodarki, niezależnej od Niemiec, brakuje większego zaangażowania Stanów Zjednoczonych we współpracę gospodarczą i wojskową z krajami europejskimi, brakuje też skutecznego nacisku na Rosję dla odwrócenia jej zaborczych zapędów w Europie na rzecz organizacji obrony przed ekspansją chińską.

Jak dotąd nikt Putinowi nie wyjaśnił że ewentualne zyski na gruncie europejskim, bardzo kosztowne, ale mało pewne, nie warte są zabiegów w świetle ryzyka strat na obszarze azjatyckim. Ostatecznie nikt w Europie nie ma zamiaru dokonać inwazji Rosji, natomiast w Azji ochotników nie zabraknie.

Różnica w obecnych stosunkach europejskich w zestawieniu z przedwojennymi polega głównie na amerykańskim uczestnictwie i wiele zależy od kierunku działań jaki wybierze Waszyngton.

W tym zakresie niezbędne jest współdziałanie nie tylko „Międzymorza”, ale też i Wk Brytanii i Włoch dla zaangażowania w tworzenie nowego układu europejsko amerykańskiego.

Pewną nadzieję na zmianę stosunków europejskich stwarza sytuacja na Białorusi i wywołujące wielkie wrażenie odkrycie otrucia Nawalnego – czołowego przeciwnika Putina. Wprawdzie kończąca już swoje panowanie Angela Merkel, najwierniejsza sojuszniczka niemal dożywotniego prezydenta Rosji, opowiedziała się za koniecznością ukończenia NS2, ale w Niemczech coraz częściej odzywają się głosy o rosyjskim niebezpieczeństwie.

Ze strony polskiej powinny być czynione największe wysiłki, ażeby powstałą sytuację wykorzystać, trzeba zachęcić też i inne kraje do tego rodzaju akcji.

Mamy do czynienia z wyjątkową okazją do odwrócenia układu europejskiego i rezygnacja z działań na rzecz wykonania tego, uważam że „historycznego” zwrotu, będzie tak samo niewybaczalna jak przedwojenna uległość wobec dyktatorów. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka