Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
400
BLOG

Von Leyen - wielkie zagrożenie

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Andrzej Owsiński

Von Leyen – wielkie zagrożenie

Dla losów Europy, a w konekwencji też i całego świata największym zagrożeniem nie są ani Putin, ani Xi Jinping, ani nawet amerykański przezydent, nie pomijając spraw klimatu. Znacznie gorsze od nich wszystkich razem wziętych są personalia UE. Poziom władców Europy i ich wykonawców może napawać przerażeniem, ale w jeszcze większym stopniu - obrzydzeniem.

Jest zdumiewającym faktem, że w chwili upadku jednego układu światowego i kształtowania się następnego, ludzie rządzący Europą prezentują tak mierny poziom intelektualny, nie mówiąc już o braku jakiejkolwiek pozytywnej koncepcji, a nawet zwykłej wiedzy, niezbędnej dla sprawowania kierowniczych funkcji.

Nie jestem przeciwny udziałowi kobiet w rządach, ale mogę powiedzieć jak ten profesor na temat uznania pracy doktorskiej jakiejś pani, która zapytała: czy panu profesorowi nie przeszkadza to, że jestem Żydówką. Odpowiedź brzmiała: “mnie to nie przeszkadza, ale nie wystarcza”. Otóż to, nie wystarczy być, nawet z fotografii tak uroczą jak pani Urszula, dla której największy szacunek należy się za rzeczywiste osiągnięcie w postaci siedmiorga dzieci.

Natomiast, podobnie jak jej pryncypałka, wykazuje się co chwila żenującą niewiedzą. Przypominam wypowiedź pani Angeli o NS2 jako o prywatnej inicjatywie biznesowej, a pani Urszuli o “unieważnieniu przez polski TK traktatu unijnego”, nie wspominając już o stosunku do spraw ochrony klimatu.

Na tym tle rodzi się pytanie: jak to możliwe, żeby mając do dyspozycji ogromny i kosztowny aparat doradczy pleść takie głupstwa? Można tylko zacytować że “nie ma przypadków, są tylko znaki”. Do czego mogą służyć tego typu “znaki”? Nasuwa się nieodparcie refleksja, że celem jest bezwzględne podporządkowanie władzy, której wolno wszystko z nadawaniem kształtu ogórka na czele. Nie możemy tolerować ludzi mądrych na wyznaczonych stanowiskach kierowniczych, gdyż jest to zbyt wielkie ryzyko ich usamodzielnienia. Najchętniej postawilibyśmy na czele tego “kołchozu”, jak niektórzy nazywają UE, pruskich feldfebli, ale to mogłoby wywołać powszechną dezercję ze strachu. Widok kobiet na tych zamordystycznych pozycjach daje znacznie większą gwarancję gładkiego przełknięcia ofiar.

W świetle ostatnich wydarzeń należy chyba próbę stworzenia superpaństwa europejskiego uznać za spóźnioną. Pandemia, kłopoty energetyczne, afera klimatyczna, a nawet zagrywka Putina Łukaszenką, nie stanowią takiej przeszkody w tym względzie jak postępowanie władz unijnych.

Obserwując ich zagrywki nie trzeba wielkiego wysiłku umysłowego, żeby rozszyfrować tę grę. Jeżeli zatem odbiorca nie jest najętym agentem, lub osobnikiem przekupionym, bo nawet kandydaci na “pożytecznych idiotów” bez trudu zorientują się o co tu chodzi, nie może jej akceptować. Jest zatem nadzieja, że bez potrzeby polexitu nie zostaniemy bez reszty anektowani jako bezwolna masa podatna na wszelkie manipulacje, a przede wszystkim wyzysk. Wymagane jest tylko rozdmuchanie ogniska oporu, w czym nasza rola jest nie do przecenienia.

Możemy potraktować całe to przedsięwzięcie jako drugi etap po obaleniu bolszewickiego imperium, z czego wynika stosowna nauka, że dla zwycięskiego unicestwienia budowanego pracowicie duplikatu komuny, potrzebna jest nasza obecność w tym towarzystwie. Potrzebna jest też nasza solidarność z wyciągnięciem wniosków z roli i losów historycznej “Solidarności”.

Dzisiejszego wieczoru TVP “Historia” powtórzyła spektakl na temat “willi szczęścia”. Nie wiem czy inicjatorzy powtórki byli świadomi aktualności opisywanych wydarzeń. Znaleźliśmy się bowiem w czymś w rodzaju “willi szczęścia”, jeżeli nie wszyscy to przynajmniej znaczna część Polaków, w której w zestawieniu z życiem w PRL mamy znacznie lepiej materialnie. Złośliwi mogą jednak powiedzieć, że jak dotychczas to konsumujemy głównie odpadki z pańskiego stołu ze złomem samochodowym na czele.

Ale nawet i to jest wielkim postępem w porównaniu do przebywania w obozie sowieckim. Przede wszystkim w odróżnieniu od niedawnej przeszłości można nam narzekać.

Podobieństwo polega głównie na tym, że w pierwszej fazie pobytu obiecywano pełnię swobody, ale w miarę upływu czasu zaciskano pętlę ubezwłasnowolnienia i akceptacji doktryny zniewolenia. Znajdujemy się w podobnym położeniu jak ci oficerowie, którzy uwierzyli na początku w dobrą wolę bolszewików, ale się ocknęli w chwili ujawnienia ich rzeczywistych zamiarów. I tak jak wówczas, znajdują się tacy którzy beneficja “willi szczęścia” przedkładają nad honor niezawisłości i wierności nakazom narodowej powinności.

Pozbawmy się złudzeń, statek unijnego superpaństwa dryfuje na mieliznę. Ogromna masa “równiejszych” będzie wymagała obsługi w warunkach coraz trudniejszych z racji braku postępu w rozwoju. Wolę budowania czegoś pozytywnego objawia zbyt mała część uczestników tego tworu. Wyłoniona w tych warunkach quasi elita przekona się na własnej skórze do czego realnie się zmierza, podobnie jak prowodyrzy z “willi szczęścia”, którzy po wykorzystaniu ich usług zostali wyeliminowani na rzecz jeszcze nikczemniejszej kadry i tak do następnej kolejki.

W zaistniałej sytuacji, według mojego przekonania, opierającego się na bardzo wieloletnim doświadczeniu, jest tylko jedna droga wyjścia z tej pułapki. Jest nią bezwzględna walka o zmianę oblicza zjednoczonej Europy, zdecydowane odrzucenie koncepcji europejskiego państwa na rzecz wspólnoty wolnych i suwerennych narodów. Można też szukać innej drogi, chociaż jest ona zapewne znacznie trudniejsza mimo ewentualnych pozorów mniejszego ryzyka.

Jedno jest pewne: warunkiem wstępnym każdej formy zmian jest usunięcie obecnej ekipy rządzącej UE, nie mówiąc już o nadaniu innego charakteru tej władzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka