Andrzej Owsiński
Ukraina – grób Putina
Putin najwyraźniej nie wytrzymał nerwowo, zamiast zdyskontować sukces w Donbasie i naciskać na otworzenie SN2 doszedł najwyraźniej do wniosku, że trzeba przyśpieszyć bieg spraw i wkroczyć na Ukrainę. Uznał chyba, że wystarczy mu demonstracja wojskowa, a Ukraina podda się tak szybko jak Krym.
Tymczasem władze ukraińskie, wykazujące dotąd słaby opór i skłonność do negocjacji na warunkach nie do przyjęcia dla suwerennego kraju, zorientowały się w ostatniej chwili czym grozi rosyjska okupacja. Postanowiły zatem, ku zdumieniu Kremla, bronić się przed inwazją. Nie mamy dokładnych informacji, jaka część ukraińskiego społeczeństwa jest gotowa do walki o niezależność swojego kraju. Na podstawie tego co obserwujemy dotąd, przynajmniej wojsko podjęło wyzwanie do walki odnosząc nawet sukcesy w starciu ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Jak spisze się zaciąg ochotniczy będzie można sprawdzić szczególnie w obronie Kijowa.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że rosyjskie dowództwo popełniło duży błąd rozpraszając swoje siły na szerokim froncie. W tej wojnie nieważne są zdobycze terytorialne, ale zdobycie Kijowa i obsadzenie w nim “przyjaznego” Rosji rządu. Wówczas można będzie wycofać się i przeprowadzić negocjacje na najdogodniejszych dla siebie warunkach.
Oczywiście dla uniknięcia błędów z przeszłości, kiedy to już takie przyjacielskie rządy Rosja posiadała na Ukrainie, trzeba będzie mocno wesprzeć je organizacją sprzymierzonej armii ukraińskiej, a nade wszystko siłami bezpieczeństwa wewnętrznego, stanowiącymi de facto rosyjską agenturę.
Wymagana też będzie selekcja wśród ukraińskich oligarchów, obdarzonych dobrami przez KGB, a okazującymi obecnie niewdzięczność. Część niechętnej Rosji ludności zmusi się do ucieczki z Ukrainy, a całkowicie zubożały kraj uczyni się czymś w rodzaju łukaszenkowskiej Białorusi, tylko, że na jeszcze niższym szczeblu. Cokolwiek w tym kraju będzie przedstawiało jakąś istotną wartość, zostanie przejęte przez przedsiębiorstwa rosyjskie, a język rosyjski uzyska prawo przynajmniej równorzędności z ukraińskim.
Jest tylko jedno “ale”, a mianowicie żeby ten plan zrealizować, trzeba szybko, najlepiej było – błyskawicznie – zająć Kijów. Gdyby się jeszcze przy okazji udało ująć Żeleńskiego i kilku innych, można byłoby urządzić “sąd ludu ukraińskiego” nad zdrajcami i sprzedawczykami dla zachodnich imperialistów. Takim “paczotnym czekistam” jak Putin i jego komilitoni to się zapewne łza w oku kręci na samą myśl o takiej możliwości.
Potrzebny tylko drobiazg: zdobyć jak najszybciej, najlepiej natychmiast, Kijów.
Tymczasem wojna ze strony rosyjskiej prowadzona jest ślamazarnie, miasto położone blisko rosyjskiej granicy, nie posiadające jakiejkolwiek instalacji obronnej, dotychczas nie tylko, że nie zdobyte, ale nawet wykazało zdolność do improwizowanej, tym nie mniej jak dotąd, skutecznej obrony. Już sam ten fakt dyskredytuje Putina, a jeżeli wojna przedłuży się, to już, niezależnie od końcowego rezultatu będą to dla niego skutki fatalne.
Może budzić zdumienie fakt, że na Kijów nie została, chociażby dla demonstracji, skierowana potężna siła pancerna w celu opanowania miasta w ciągu kilku godzin od rozpoczęcia inwazji. Przy ataku wzdłuż obu brzegów zalewu kijowskiego odległość z Białorusi wynosi 100 km, a z Rosji, lewym brzegiem, nieco dalej. Nawet w tych warunkach nie trzeba przekraczać Dniepru i można nieomal tak jak wojsko Rydza-Śmigłego w 1920 roku, wjechać “tramwajem” do centrum miasta. Kliczkowie nawet nie zdążyliby włożyć munduru, kiedy rosyjskie czołgi byłyby pod domem.
W takich okolicznościach nie byłoby czasu na zaangażowanie międzynarodowe i stworzenie niesprzyjającego Rosji frontu, w którym nawet niemieckim sojusznikom trudno się wykręcić od wspólnej postawy zachodu. Niestety – drugiej okazji na zrobienie pierwszego wrażenia już nie będzie, trzeba mordować się (dosłownie też) z problemem ukraińskim w coraz bardziej niesprzyjających warunkach.
Nie można oczywiście wykluczyć, że po opanowaniu Ukrainy uda się jeszcze Putinowi coś wytargować, licząc na nawrót niemieckiej przychylności. Będzie to jednak dokonane na niemieckich, a nie rosyjskich warunkach, a to jest, mimo wszystko, dość poważna różnica.
Niepowodzenie oznacza wyrok, nie wykluczone, że nawet śmierci, dla Putina w okolicznościach trudnych do przewidzenia. Za jego rządów nagromadziło się bowiem sporo powodów dla wykorzystania niezadowolenia społecznego. Wszystko będzie zależało od tego czy mocodawcy obecnej władzy rosyjskiej zdołają wykreować nowy układ rządzący Rosją. Jeżeli to się im nie uda, może nastąpić powtórka z krwawych rozliczeń klęski caratu w I wojnie światowej. Rosja jest krajem wielkich możliwości, dlatego nie można wykluczyć rozwiązania na kształt wypróbowanych doświadczeń historycznych.
Jakie są realne perspektywy rozwoju wypadków?
W przypadku kontynuacji obecnego stanu, Ukraina, po rozpaczliwej obronie, padnie ofiarą rosyjskiej agresji. Kraj popadnie w zupełną ruinę, parę milionów ucieknie, ale pozostali zostaną poddani prześladowaniom za antyrosyjskość. Pewnym ratunkiem, przynajmniej dla części zachodniej Ukrainy może być w tej sytuacji udanie się pod opiekę krajów dawnej przynależności państwowej: Bukowiny – rumuńskiej, Zakarpacia – węgierskiej, wschodniej Galicji, czy Małopolski oraz Wołynia – polskiej. Natomiast w przypadku zajęcia przez zachód bardziej zdecydowanego stanowiska i udzielenia pomocy broniącej się Ukrainie mogą nastąpić negocjacje, ale już z innej pozycji aniżeli przed inwazją.
Dla Polski, ale też i całego świata, najlepszym rozwiązaniem byłby upadek Putina wraz z jego kagiebowskim reżymem. Moglibyśmy odetchnąć z ulgą, pod warunkiem, że Niemcom nie przyjdzie do głowy instalowanie w Moskwie rządu gotowego do kontynuacji czegoś w rodzaju paktu Ribbentrop-Mołotow. Miejmy nadzieję że tego unikniemy jeżeli Polsce uda się otworzyć oczy Europie.
Inne tematy w dziale Polityka