Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
850
BLOG

Czy wpadliśmy w pułapkę?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Andrzej Owsiński

Czy wpadliśmy w pułapkę?

Na początku był sukces w postaci deklarowanej solidarności z napadniętą Ukrainą i obiecywaniem udzielenia jej wszelkiej pomocy. Nie odżegnywały się od tego nawet Niemcy, współautor konstrukcji niemiecko-rosyjskiej Europy. Kryterium gotowości udzielenia skutecznej pomocy w wojnie, a nie tylko w akcjach humanitarnych, była polska oferta przekazania MIGów Ukrainie potrzebującej obrony przeciwko rosyjskim bombowcom niszczącym kraj i powodującym liczne ofiary ludzkie.

Oferta polska spotkała się z powszechną negatywną oceną, pozbawiając Ukrainę złudzeń co do rzeczywistych intencji całego zachodu dopomożenia jej w najcięższej próbie, a Polskę po raz kolejny wystawiając na sztych wrogich działań ze strony Rosji i jej satelitów. Tak jakby było mało stanu specyficznej wojny na granicy polsko białoruskiej i trzeba koniecznie wplątać ją w wojnę na Ukrainie. O grożącym Polsce niebezpieczeństwie najlepiej może świadczyć haniebna reakcja Bundestagu na apel Zełeńskiego. Nie wzruszono się niczym, ani cierpieniem ludzi, ani oburzeniem opinii społecznej, nawet w samych Niemczech. Doraźny interes i zyski są najważniejsze, mimo, że spółka z Rosją w obecnej sytuacji coraz bardziej przypomina pakt Ribbentrop-Mołotow, za który w ostatecznym rachunku Niemcy zapłaciły najwyższą cenę.

Cała nadzieja Putina polega na wciągnięciu Niemiec i ich satelitów w bandycką zmowę, stanowiącą następny etap rozwoju wzajemnych stosunków po funkcjonującym od wielu lat spisku merkelowsko-putinowskim.

Przypomina to sytuację sprzed wojny, kiedy namawiano nas do oporu przeciwko hitlerowskim Niemcom nie po to, żeby stworzyć realny sojusz wojskowy, zdolny do pokonania, a przede wszystkim powstrzymania dalszej agresji niemieckiej. Mieliśmy wówczas, i mamy do dziś żal do Anglii i Francji za zdradę w 1939 roku. I jest to zasadniczy błąd w ocenie ze skutkami ciągle aktualnymi. Zdrada, to zupełnie błędne i niewłaściwe określenie przemyślanego działania będącego p u ł a p k ą na Polskę.

W czasie I wojny światowej stanowisko Francji w sprawie polskiej było jednoznaczne: Rosja miała w niej decydujący głos, zostało to potwierdzone w 1917 roku, już po rewolucji lutowej, w sytuacji niekorzystnej dla Francji po katastrofie ofensywy Nivela. Gest w stronę Polski, wywołany został perspektywą utworzenia przez Niemców milionowej polskiej armii, zastępującej niemieckie wojska na froncie rosyjskim według propozycji Besselera, złożonych Piłsudskiemu. Dla zablokowania takiej możliwości należało jak najrychlej wciągnąć reprezentację nie istniejącego jeszcze państwa polskiego do sojuszu z Francją. Nie był to żaden gest dobrej woli, ale fakt wymuszony groźnym niebezpieczeństwem przerzucenia wojsk niemieckich z frontu wschodniego na zachodni. Ostatecznie umożliwił to w pewnym stopniu najlepszy agent niemiecki niejaki Uljanow używający ksywy Lenin.

Pomoc, udzielona Polsce w wojnie z bolszewikami, za którą rozliczono nas co do grosza, miała na celu użycie polskiego wojska dla restytucji “białej” Rosji, najlepszego francuskiego sojusznika.

Do dziś wielu wypomina Piłsudskiemu odmówienia wsparcia ofensywy Denikina na Moskwę. A przecież przejęcie władzy przez ludzi o carskiej mentalności oznaczało oddanie Polski w ich ręce, lub wojnę polsko rosyjską, w której Francja poparła by Rosję. Traktat sojuszniczy z Francją, zawarty w 1921 roku, został wymuszony wbrew stanowisku rządu i Focha, jedynie na zasadzie osobistego porozumienia prezydenta Milleranda z Piłsudskim. Warunki tego traktatu były dla Polski zabójcze przy bardzo wymijających francuskich. Zostaliśmy zmuszeni do stałego utrzymywania sił interwencyjnych na rzecz Francji w postaci 30 dywizji piechoty i odpowiedniej liczby innych jednostek, co zjadało polski budżet i pozbawiało środków na jej wyposażenie. Trzymaliśmy się tego paktu, mimo, że mieliśmy oczywiste dowody antypolskiego stanowiska Francji w Locarno i rezygnacji z ewentualnej ofensywnej wojny z Niemcami przez budowę linii Maginota. Najwyraźniej Francuzi chcieli uniknąć jakiegokolwiek konfliktu z Niemcami, rezygnując przedwcześnie z okupacji Nadrenii i umożliwiając Hitlerowi jej remilitaryzację. W późniejszym okresie narastania niemieckiego zagrożenia rozpoczęli poszukiwania amatora do ewentualnej wojny w ich interesie. Polskę przestali traktować jako siłę możliwą do uratowania Francji, pozostawiając ją jednak w swojej dyspozycji. Wyrazem tego był rezultat wizyty Rydza we Francji w 1936 roku. Uzyskał wówczas pożyczkę na dozbrojenie polskiej armii, ale w minimalnej wysokości, a na dobitek obłożonej takimi warunkami, że niewiele z niej udało się skorzystać , a pożyczka brytyjska udzielona przed samą wojną miała raczej znaczenie symboliczne. Polska zatem nie została potraktowana jako sojusznik, lecz tylko jako zasłona na pierwsze niemieckie uderzenie.

Francja liczyła na zaangażowanie rosyjskie, które wyręczyło by ją w rzeczywistym prowadzeniu wojny. Opór Polski traktowany byłby w tych warunkach jako forpoczta zaangażowania rosyjskiego. Taki cel miała wizyta francusko-brytyjskiej misji wojskowej w Sowietach w sierpniu 1939 roku.

Bolszewicy nie mieli zamiaru angażować się w wojnę przeciwko Niemcom, ale wysondowali, jaką zapłatę z góry gotowi są udzielić alianci, proponując wkroczenie do Polski jeszcze przed rozpoczęciem wojny, akceptowane przez Francję. Oznaczało to w praktyce oddanie Polski, lub przynajmniej jej części, w sowieckie władanie. Francuzi bez wahania wyrazili zgodę, licząc na to, że prędzej czy później za tą cenę Sowiety przystąpią do wojny. Oczywiście byłoby najlepiej, gdyby to nastąpiło natychmiast, ale raczej trzeba było się liczyć z odłożeniem w czasie ich zaangażowania. W tych okolicznościach należało podtrzymać polski opór, który powinien trwać możliwie jak najdłużej, ale w końcu bez pomocy zachodu nieuchronnie paść, otwierając Sowietom możliwość uzyskania bezpośredniego sąsiedztwa z Niemcami, prowadzącego bezwzględnie do wojny. Faktyczne losy wojny potoczyły się nieco inaczej, ale z zachowaniem idei przerzucenia jej ciężaru na wschód Europy. A Polska odegrała w niej wyznaczoną rolę przynęty.

Współcześnie, wobec przedłużającej się wojny na Ukrainie, państwa zachodnie zaczynają stosować rozgrywkę w podobnym stylu. Ukrainę podtrzymuje się na duchu w oporze, nie udzielając jej jednak skutecznej pomocy w zwalczaniu najgroźniejszego objawu agresji, jakim jest niszczenie kraju i mordowanie ludzi. Polska z kolei stanowi wysuniętą awangardę NATO, narażoną na pierwszy rosyjski atak z bardzo umiarkowaną pomocą, a właściwie w większym stopniu sygnalizowaną niż udzielaną realnie.

Amerykanie, jak dotąd, traktują najwyraźniej Polskę jako cenę przetargową z Rosją, wyrażenie zgody na zakup po niebotycznych cenach używanego sprzętu amerykańskiego uznawane jest jako wyraz najwyższej łaski. A przecież takim krajom podobnie “frontowym” jak Polska: Niemcom, Turcji, Korei Płd, nie mówiąc już o Izraelu, udzielono wielomiliardowej pomocy z własnej inicjatywy. Czym zatem różnimy się od innych?

Trudno to ustalić, ale nasuwa się podejrzenie, że zjawienie się po trzydziestu latach rosyjskiego sąsiedztwa z Niemcami jest najlepszym gwarantem ich powrotu pod skrzydła amerykańskie. Mogą nawet przyznać, że zwycięstwo Ukrainy może być skuteczniejsze w procesie przyciągania Rosji do amerykańskiego rydwanu, ale jego osiągnięcie jest mało prawdopodobne.

Dla Niemiec ważne jest zmuszenie Polski do wasalnej roli w sytuacji bezpośredniego zagrożenia rosyjskiego, stąd zwycięstwo Putina na Ukrainie może być traktowane jako powrócenie do porządku, stworzonego po upadku Sowietów i wymuszonym wycofaniu Amerykanów z Europy. Mają na tę okoliczność przygotowanego swojego namiestnika.

Wszystkie te cuchnące gierki rozgrywane są na naszych oczach, nie bacząc, że jest to tylko fragment totalnej klęski, jaka de facto już się dzieje w postaci eliminowania świata naszej kultury. Mali kombinatorzy doprowadzili w Wersalu do największej katastrofy w dziejach ludzkości, ale teraz jeszcze podlejsi chcą doprowadzić do ostatecznego jej upadku.

W tych okolicznościach działanie na rzecz naszej gotowości do obrony wraz z nową ustawą, można potraktować jako akt desperacji w obliczu grożącej nam samotnej, jak we wrześniu 1939 roku, walki o przetrwanie nasze, ale też przynajmniej Europy.

Jedyne, co prócz tego możemy zrobić, to wykorzystać do maksimum obecną atmosferę i spróbować stworzyć w Europie blok otrzeźwienia na widok tego, co się stało za sprawą niemiecko-rosyjskiego spisku, rządzącego Europą od dziesiątków lat przy potulnej i bezmyślnej akceptacji Europejczyków. Pod tym względem nie mamy niczego do stracenia.

Piszę o tym od wielu lat, ale nikt jak dotąd nie chce się narażać możnym, a teraz to już nie ma znaczenia wobec faktu, że tak na prawdę to jesteśmy w pułapce.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka