Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
157
BLOG

Ile Polacy powinni zarabiać

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 5

Zapowiedź podwyżki płac minimalnych do poziomu 3 a nawet 4 tys. zł miesięcznie wywołała burzę i wrzaski ze strony „totalnej opozycji” z opisywaniem jakie to katastrofalne skutki przyniesie.

Wg eurostatu zarobki w Polsce są w zestawieniu z unijnymi na żenująco niskim poziomie / około 6 euro/godz. przy średniej 23 euro/. 

Przychyliłbym się do jednego: -liczenie zarobków w skali miesięcznych pensji odnosi się do dawnej grupy „pracowników umysłowych” którzy otrzymują wynagrodzenie miesięczne niezależnie od liczby przepracowanych godzin.

Pracujących w innym trybie wynagrodzenia jest jednak więcej nie mówiąc o tym że z płacą miesięczną na całym etacie można robić różne kombinacje zmierzające zarówno do jej podwyższenia jak i obniżenia. Trudniej jest ze stawką godzinową, chociaż i tu można zatrudnić nominalnie na 100 godzin i kazać pracować 150, ale ryzyko jest większe ze względu na ewidencję czasu pracy.

Cały ten kłopot ze stawkami dotyczy jednak mniej zarabiających stanowisk pracy, trudno bowiem komuś zarabiającemu 30 tys. zł miesięcznie wyliczać stawkę godzinową kiedy przeważnie tacy mają nienormowany czas pracy. 


Określenie minimalnej stawki płacy na zasadzie decyzji administracyjnej może być traktowane nie jako troska o najmniej zarabiających, ale po prostu jako biurokratyczny wybieg mający na celu uzyskanie przychylności społecznej, lub „kiełbasa wyborcza” tańszego gatunku.

W praktyce o poziomie płac decydują głównie zapotrzebowanie na pracowników w zestawieniu z liczbą chętnych, jeżeli chce się uniknąć „towarowej” definicji popytu i podaży.

Stąd w wielu krajach, raczej zamożnych nie używa się normy „minimalnej płacy”, jest to zupełnie zbędne i tak płaci się tam więcej niż w krajach uboższych.

A w ogóle próby regulacji płac na zasadzie nakazu są zabiegiem ryzykownym, a bardzo często nieskutecznym. Inną sprawą jest taryfikator płac dla pracowników sektora budżetowego, ale i on musi uwzględniać stosunki istniejące całym układzie zatrudnienia i wynagrodzeń. 

Jaskrawym przykładem mogą służyć zaniżone stawki płac dla szkolnictwa i służby zdrowia powodujące masowy odpływ kwalifikowanych pracowników.

Niekorzystnie na stosunki pracy wpływają też „kominy” płacowe dla niektórych stanowisk lub grup zatrudnienia.

Niekiedy są to zjawiska dość szokujące i przypominają czasy PRL kiedy w tym samym ministerstwie spraw wewnętrznych w pionie administracji średnia płaca wynosiła 3 tys. zł miesięcznie, a w pionie bezpieczeństwa ponad 7 tys. zł.

Obecnie zetknąłem się z taką informacją że w IPN średnia płaca wynosi 6 tys. zł. mies. ale w pionie prokuratorskim 16 tys.

Różnica jest znacznie większa niż w PRL mimo że w IPN zarówno pion historyczny jak i prokuratorski mają podobne zadania - szukanie prawdy historycznej nawet i dziś niejednokrotnie skrzętnie ukrywanej.


Niedawno pisałem na temat płac i emerytur w Polsce, przez lata łataniny i tworzenia doraźnych przywilejów stworzył się w tych dziedzinach taki mętlik że najwyższy czas żeby zaprowadzić jakiś ład.

Podtrzymywanie obecnego stanu grozi bardzo niebezpiecznymi skutkami czego prognostykiem są ostatnie zaburzenia w szkolnictwie. 

Okazją do wprowadzenia gruntownej reformy w ogólnopolskim systemie płac jest analiza i dostosowanie poziomu naszych zarobków do układu unijnego.

Ma to istotne znaczenie wobec faktu odpływu z Polski wielu fachowców w związku ze zbyt wielką różnicą w płacach.


Ile zatem powinniśmy zarabiać żeby móc się harmonijnie rozwijać?

Musimy przede wszystkim uwzględnić określone kryteria, a mianowicie:

- poziom i system płac w UE,

- wewnętrzną spójność i zachowanie stosownej równowagi,

- optymalna proporcja w stosunku do dochodu narodowego,

- zapewnienie dostaw dóbr konsumpcyjnych.


Nie musi się to odbywać na zasadzie z góry ustalonego planu. W tym systemie przeżyliśmy pół wieku i wiemy najlepiej jak jest zawodny niezależnie od intencji kierujących nim.

Problem polega głównie na wypracowaniu gwarancji że możemy wytworzyć taką wartość produktu globalnego która będzie dostosowana do przewidywanego poziomu konsumpcji czy to dla bezpośredniego zaopatrzenia czy też w trybie wymiany międzynarodowej.   

 

Omawiając poszczególne warunki trzeba zwrócić uwagę na fakt że pomimo przeszło ćwierćwiecza współpracy z rynkiem unijnym i piętnastolecia bezpośredniego uczestnictwa różnice w poziomie dochodów są w dalszym ciągu zbyt wielkie ażeby utrzymać odpowiednią równowagę ekonomiczną i socjalną.

Jest to oczywista wina kierownictwa UE, które zajmuje się głównie ochroną interesów najbogatszych. Z drugiej strony nacisk ze strony wyraźnie dyskryminowanych członków tej rzekomej wspólnoty jest zbyt słaby i nie przynosi pożądanych efektów, przede wszystkim w postaci właściwego rozmieszczenia potencjału produkcyjnego i wyrównania warunków infrastrukturalnych.

Wymagana jest zorganizowana akcja w interesie nie tylko krajów odstających, ale też i Europy jako całości w kierunku przyśpieszenia tempa wyrównywania poziomu dochodów.

Nie tylko organizacja płac, ale cały system zatrudnienia z ciążącym na nim dziedzictwem PRL, musi w Polsce ulec głębokiej reformie.

Mamy formalnie niski poziom bezrobocia, przynajmniej na tle niedawnej przeszłości, ale wynika on w znacznej mierze z wysokiego, odbijającego się niekorzystnie na naszej gospodarce i stosunkach socjalnych, poziomu emigracji zarobkowej.

Ponadto w Polsce istnieje duże ukryte bezrobocie zarówno na wsi jak i w pozornym zatrudnieniu w innych dziedzinach.

W polskim rolnictwie jest zatrudnionych 1,5 mln osób, a wartość jego produktu wraz z przemysłem przetwórczym to zaledwie 1/3 analogicznej produkcji w Niemczech przy zatrudnieniu 0,5 mln osób.

Jeszcze gorzej przedstawia się to w zestawieniu z przemysłem przetwórczym w którym osiągamy zaledwie 20 % wydajności niemieckiej, nawet uwzględniając że w niemieckiej wydajności mieści się część pracy polskich dostawców.

Najmniej drastyczne różnice są w usługach ze względu na charakter pracy / kasjerka w markecie pracuje tak samo niezależnie od kraju/.

Wynikające z zestawienia efektów finansowych poszczególnych dziedzin wytwórczości różnice nie odpowiadają porównaniu globalnych dochodów narodowych wyrażonych w PKB.

Nominalnie zbliżamy się do połowy średniej unijnej, a po zwaloryzowaniu osiągamy jedną trzecią /przynajmniej tak twierdzi GUS/ i gdybyśmy mieli uznać to za miernik naszych osobistych dochodów to płace i emerytury w Polsce powinny być o 100 % wyższe, jeżeli mielibyśmy się przymierzać do wydajności niemieckiej gospodarki to nasze płace odpowiadają różnicy, a nawet w wielu przypadkach mogą być uznane za zbyt wysokie.


Jeszcze trudniejszym problemem jest wewnętrzna spójność i system zróżnicowania płac w Polsce.

Regulacja musi się zacząć od „budżetówki”, mamy pewne wzorce z doświadczeń przedwojennych, pracownicy administracji państwowej, szkolnictwa, samorządu terytorialnego i socjalni byli objęci jednym taryfikatorem do którego były dostosowane w odpowiedniej proporcji płace w wojsku, policji, prokuraturze i sądownictwie. Wprowadzenie współcześnie takiego taryfikatora uzdrowi z pewnością stosunki w obecnej budżetówce.

Nie musi być on odwzorcowaniem przedwojennego, ale nie może utrzymywać stan szokujących niekiedy różnic w poziomie uposażenia poszczególnych grup zatrudnienia.

W ślad za płacami w budżetówce powinny podlec regulacji płace w sektorze prywatnym, a szczególnie gospodarce. Nie od rzeczy byłoby zalimitowanie górnego pułapu płac wzorem przedwojennym, nie dotyczy to jednak płac prowizyjnych i w niektórych przypadkach - akordowych i ewentualnego udziału w zyskach   


Wysokość płac i innych dochodów osobistych musi uwzględniać zdolność rynku do zaspokojenia potrzeb wynikających z siły nabywczej.

Obserwując współczesny rynek polski można zauważyć że funkcjonuje on na granicy niebezpiecznej inflacji.

Inflacja na poziomie 3% w skali rocznej nie stanowi zagrożenia, przekroczenie tej granicy może wywołać skutki wtórne w postaci ucieczki od pieniędzy lub podniesienia stóp procentowych hamując rozwój.

Przezwyciężenie gwałtownej zwyżki cen żywności spowodowanej warunkami atmosferycznymi pozwoli na normalizację sytuacji na rynku, działa wprawdzie niekorzystnie psychologiczny czynnik propagandy antyrządowej straszący inflacją w związku z „rozdawnictwem” pieniędzy budżetowych.

Należy jednak przewidywać że po wyborach to się uspokoi jako że wynik tych wyborów jest już przesądzony.

Rząd ma kilka możliwości działania w kierunku ustabilizowania rynku i może z nich skorzystać w miarę potrzeby.


Czynnikiem dotąd pomijanym, a mającym bodajże decydujące znaczenie dla problemu wysokości płac i innych dochodów społecznych, jest stopień aktywności zawodowej.

Niestety w Polsce mimo wielkich potrzeb kształtuje się on zbyt nisko, nawet w krajach o wysokim poziomie zainwestowania jak w Niemczech czy Szwecji jest wyższy niż w Polsce, wynosi bowiem 76 -78 % populacji w wieku przedemerytalnym, podczas gdy w Polsce tylko 66%.

Należy przy tym podkreślić że w Polsce zbyt wysoko szacuje się aktywność zawodową w rolnictwie i drobnej wytwórczości.

Faktycznie mamy zatem do czynienia ze stanem jeszcze niższym niż wykazuje GUS nawet nie uwzględniając pozornego zatrudnienia w rozdętej biurokracji i złej organizacji pracy.


Ten stan rzeczy nakazuje zachowanie szczególnej ostrożności przy windowaniu poziomu płac.

Najlepszym sposobem jest pozostawienie rozwiązania problemu płac jako skutku przyśpieszonego rozwoju gospodarki, a szczególnie zwiększenia wydajności pracy.

Powinny o tym wiedzieć organizacje zajmujące się reprezentowaniem interesów świata pracy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka