Z Alejandrem A. Chafuenem, prezesem Fundacji ATLAS, dla serwisu Fundacji PAFERE, rozmawia Paweł Toboła-Pertkiewicz
Tematem naszej rozmowy będzie sytuacja polityczno-ekonomiczna w Ameryce Południowej. Jak Pan ją ocenia?
Ostatnim wielkim zwrotem w historii Ameryki Południowej był koniec lat 90. i początek nowego tysiąclecia. Początki tej zmiany widziałbym w kryzysie rosyjskim 1998 roku. Do tego momentu dwie trzecie państw były rządzone przez prawicowe lub centroprawicowe rządy. W ciągu kolejnych 3-4 lat kontynent skręcił na lewo. Teraz, znów mieliśmy do czynienia z potężnym kryzysem finansowym, który dotyczył głównie Stanów Zjednoczonych, ale również innych państw rozwiniętych, ale właściwie ominął szerokim łukiem Amerykę Południową. A jednak w tym samym czasie mamy do czynienia z ponownym przesunięciem się sił. Tym razem połowa państw przesunęła się na prawo. Mam tu na myśli takie kraje jak Chile, Panama, czy Kolumbia. Ale przede wszystkim warto zwrócić uwagę na przemiany dokonane w Peru – to jest największa pozytywna zmiana ostatniej dekady.
Patrząc na wskaźniki ekonomiczne Południowa Ameryka ma się całkiem nieźle. Stały, 5 proc. wzrost gospodarczy, który znacznie przewyższą średnią reszty świata, jest dla tego kontynentu niespotykany wcześniej. Oczywiście pozostają enklawy, które mają fatalną sytuację gospodarczą – mam tu na myśli głównie kraje, które wprowadziły dyktaturę, czyli przede wszystkim Wenezuelę czy Boliwię. Te kraje, rządzone za pomocą siły i fałszerstw wyborczych, mają ujemny przyrost PKB.
Czy może powiedzieć Pan coś więcej o Peru. O ile o Chile i Kolumbii mamy wiedzę, o tyle w Polsce właściwie nic nie mówi się o tych pozytywnych zmianach w Peru?
Peru jest obecnie jednym z najszybciej rozwijających się krajów Ameryki Południowej; w tym roku przewiduje się wzrost w wysokości 8 proc. PKB. Indeks wolności gospodarczej Heritage za 2010 rok dał Peru jeden z największych awansów; tamtejsza gospodarka plasuje się na 45. miejsce w tym rankingu. O ile sytuacja polityczna w tym kraju pozostaje niepewna, to zmiany gospodarcze są bardzo prorynkowe. Warto dodać, że od 2007 roku Peru obowiązuje ratyfikowana w obu krajach umowa o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Aczkolwiek, jak twierdzi Marco Vargas Llosa, tegoroczny laureat literackiej nagrody Nobla, jedne wybory w Peru mogą diametralnie zmienić sytuację tego kraju zawracając go do punktu wyjścia. Myślę, że trzeba się z nim zgodzić, gdyż zna realia tego kraju znacznie lepiej ode mnie.
Czy ten zwrot na prawo można również odnieść do Brazylii, największego kraju kontynentu? Wprawdzie początkowo Lula da Silva uznawany był za populistę i drugiego Chaveza, ale w czasie swoich rządów był raczej pragmatyczny. Nie tak dawno mieliśmy tam wybory prezydenckie wygrane przez Wilmę Rousseff. Jak będzie z nią?
Rousseff na pewno jest bardziej lewicowa aniżeli jej poprzednik. Ja bym powiedział, że przykład Brazylii jest kopią tego co miało miejsce w Urugwaju; prezydent Tabace Vazquez, który był popierany przez bardzo skrajnie lewicowe środowiska, a po wyborze zmienił front podobnie jak Lula. Nie jest to zatem coś wyjątkowego. Brazylia to jednak ogromny kraj o wielu różnych, często sprzecznych interesach. Mamy bowiem na południu kraju wielkich przedsiębiorców, mamy również potężną grupę ludzi skupionych wokół ministerstwa spraw zagranicznych, tzw. itamaraty. Musi być więc rządzony za pomocą konsensusów. To wymusza na kandydatach, którzy zwyciężają w wyborach do prowadzenia polityki bardziej umiarkowanej. Myślę również, że wyborcy w wielu krajach mając żywy przykład populisty u władzy – mam tu na myśli Chaveza – wolą oddać ster rządów w ręce umiarkowanych polityków. Proszę zwrócić również uwagę, że Brazylia to kraj ogromnych kontrastów; żyją tam ludzie bardzo zamożni, ale również bardzo biedni. To czyni sytuację w tym kraju dodatkowo skomplikowaną. Polityk, który dodatkowo jeszcze zacząłby dzielić społeczeństwo, wywoływać lub wyolbrzymiać podziały społeczne, w moim odczuciu, musiałby być samobójcą. Stąd zatem wypływa taka a nie inna postawa Luli, jakże odmienna od polityki Chaveza.
Ale czy zgodzi się Pan z opinią, że za rządów Luli Brazylia stała się poważnym, zdecydowanie pierwszoligowym graczem, na światowej arenie międzynarodowej?
Zgadzam się z tą opinią i punktem widzenia. Dodatkowo, Stany Zjednoczone same wybrały Brazylię jako głównego reprezentanta interesów całego kontynentu, szczególnie po kryzysie i krachu finansowym w Argentynie na początku ostatniej dekady. Zresztą jak Brazylia mogłaby nie być najważniejszym podmiotem skoro połowa PKB kontynentu wytwarzana jest właśnie w tym kraju. Siłą rzeczy, siłą swojego terytorium, ludności i gospodarki, Brazylia jest liderem. Ale oczywiście nie jest to lider regionalny na tę skalę jaką odgrywają Stany Zjednoczone na świecie.
Wspomniał Pan o Vargasie Llossie. Czy według Pana przyznanie literackiego Nobla przedstawicielowi świata latynoskiego podniesie znaczenie i prestiż tego obszaru jeśli chodzi o sferę kultury?
Ameryka Południowa jest bardzo zróżnicowana pod względem kulturowym, wbrew temu co zapewne większość ludzi na świecie sądzi. Zwróciłbym jeszcze uwagę na fakt, że o Ameryce Południowej wciąż mówi się w kontekście niestabilności, rządów autorytarnych, puczy wojskowych, a przecież na tym kontynencie w ciągu całych stu lat i różnych konfliktów zginęło nieporównywalnie mniej ludzi, aniżeli w samych nazistowskich Niemczech w ciągu zaledwie kilkunastu lat.
Status gwiazdy tam, a np. w Europie jest zgoła odmienny. Nie widziałbym zatem przełożenia z tego wyboru i z tego wyróżnienia. Na kontynencie mamy do czynienia z młodą cywilizacją, która wciąż się rozwija. Jedno takie wydarzenie niewiele zmienia, skoro wciąż zmienia się sama cywilizacja. Osobiście uważam, że Mario Vargas Llosa już dużo wcześniej powinien był otrzymać tę nagrodę.
Oprócz pozytywnych przykładów zdążył Pan już w trakcie naszej rozmowy wymienić nazwisko Chaveza, przywódcę, który buduje socjalizm XXI wieku w Wenezueli. Nie tak dawno zapowiadał eksport rewolucji na resztę kontynentu. Z Pana opisu wynika, że Ameryce nie grozi już chyba ten scenariusz?
Nie, to zagrożenie wciąż jest bardzo realne, niestety.
Których krajów dotyczy to zagrożenie?
Na pewno Kolumbia, gdzie nikt nie ma wątpliwości, że lewaccy partyzanci są zbrojnie i finansowo wspierani przez reżim Chaveza. Wolna od wpływów Chaveza nie jest również wolna Boliwia. Największą aktywność przejawia jednak w ostatnich latach Chavez w Ameryce Środkowej w takich krajach jak Nikaragua. W przypadku każdych wyborów, niezależnie od kraju w którym mają miejsce, Chavez i jego wysłannicy, prowadzą wiele nieformalnych rozmów na temat wsparcia kandydatów w zamian za sojusz z Wenezuelą. Jego wysłannicy wręcz kupują głosy w czasie wyborów. Jeśli to nie jest zagrożenie, to co innego nim jest?
W czasie obu kadencji prezydenta Busha starano się związać gospodarczo cały kontynent ze Stanami Zjednoczonymi proponując podpisanie FTA (Free Trade Agreement). Czy ta polityka zmieniła się pod rządami Baracka Obamy?
Jednym z pozytywów prezydentury Busha było dążenie do związania Ameryk za pomocą umowy o wolnym handlu na wzór tego, co proponował już jego ojciec – George Bush senior. Część porozumienia udało się doprowadzić do finału za czasów Clintona, ale to były państwa Ameryki Północnej.
Silna pozycja merkantylistów w Brazylii i Argentynie skutecznie blokowała tę inicjatywę. Widząc, że nie uda się wynegocjować umowy z całym kontynentem Stany Zjednoczone zdecydowały się na rozwiązania jeden-jeden, czyli umowy bilateralne z poszczególnymi krajami. W 2001 roku podpisanie umowy było bliskie z Argentyną, ale mieliśmy 11 września, a potem kryzys argentyński, który zaprzepaścił tę szansę. Udało się podpisać umowę z Kolumbią, ale…
…ale nie została ona ratyfikowana przez Kongres USA.
No właśnie, nie została. Wolny handel jest najlepszym narzędziem broniącym poszczególne państwa przed zagrożeniem populizmem czy dyktaturą. Dając możliwość ludziom swobodnego handlowania zmniejszamy to zagrożenie. Uważam wręcz, że nie ratyfikowanie tej umowy czy tych umów jest kryminogenne i powinno być karane. Mamy w Kongresie wśród Demokratów skrzydło, które popiera wolny handel, ale mimo że Tea Party opowiada się zdecydowanie za wolnością, to tylko w granicach Ameryki, a spora część z nich jest bardzo izolacjonistyczna jeśli chodzi o wolny handel na zewnątrz USA. Obawiam się więc, że w obecnym Kongresie umowa o wolnym handlu z Kolumbią nadal może być nieratyfikowana.
Ameryka Południowa jest w większości katolicka. Czy w czasach dyktatury relatywizmu, która przetacza się przez Europę, w czasie gdy wydawałoby się arcykatolicka Hiszpania, w ciągu zaledwie kilku lat wprowadza całkowitą świeckość i laicyzm, uważa Pan, że podobne zmiany mogą mieć miejsce również w Ameryce? Już mamy do czynienia z próbami legalizacji związków homoseksualnych, w tym udane jak np. w Argentynie? Czy zatem europejska dyktatura relatywizmu opanuje również Amerykę Łacińską?
To bardzo ciekawe pytanie, bo największą miłością do komunizmu i socjalizmu Ameryka Południowa przejawiała na przełomie lat 80. i 90. XX wieku. Wydawało się wówczas, że kontynent jest stracony, tym bardziej, że wielu duchownych przeżywało wówczas zauroczenie tzw. teologią wyzwolenia. Komunizm miał zwyciężyć tam inaczej niż w Europie; nie siłą, ani za pomocą wyborów, lecz za pośrednictwem Kościoła i Biblii. Na szczęście, dwaj wielcy ludzie – mam tu na myśli Jana Pawła II oraz kardynała Ratzingera, obecnego papieża – skutecznie powstrzymali ekspansję komunizmu w tym regionie. Komuniści przekonali się, że w ten sposób nie wygrają tej wojny. Obecnie nowa lewica atakuje za pomocą właśnie dyktatury relatywizmu. Tym niemniej w przeciwieństwie do większości krajów Europy, Kościół w Ameryce Południowej jest silniejszy i chyba lepiej zdający sobie sprawę z zagrożeń. A przede wszystkim nie współpracuje w żaden sposób z tymi, którzy tę dyktaturę chcą wprowadzać.
Ale czy można się spodziewać po sukcesie w Argentynie, gdzie zalegalizowano związki partnerskie tej samej płci, eksplozji tego nowego porządku na zasadzie efektu domina?
Władza, szczególnie władza uważająca że ma władzę nieograniczoną, może dokonać wszystkiego. Pamiętamy, że kraje komunistyczne określały siebie mianem państw demokracji ludowej, ale czy zmiana nazwy czy definicji zmieniała ich prawdziwe oblicze? Myślę zatem, że musimy rozróżnić to co jest porządkiem świętym, a to co jest porządkiem biurokratycznym. Zwróćmy również uwagę, że w przypadku Argentyny uchwalenie tej ustawy wynikało z wojny między rządem a opozycją. Ten sam prezydent Kirchner, który głosował za legalizacją związków tej samej płci, głosował w parlamencie przeciw zabijaniu nienarodzonych. Niekonsekwencja? Myślę, nie mam wątpliwości, że w wielu wypadkach mamy do czynienia z czystą, krótkowzroczną kalkulacją polityczną i stąd dochodzi do tego typu kuriozalnych sytuacji.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Paweł Toboła-Pertkiewicz
www.pafere.org
Alejandro A. Chafuen, z pochodzenia Argentyńczyk, od ponad 30 lat obywatel Stanów Zjednoczonych, prezes ATLAS Economic Research Foundation wspierającej szerzenie wolności gospodarczej na całym świecie, założyciel i prezes Hispanic American Center for Economic Research, członek wielu organizacji konserwatywnych oraz wolnorynkowych w Stanach Zjednoczonych (Acton Institute, Fraser Institute), najmłodszy w historii członek Mont Pelerin Society.
Chafuen z wykształcenia jest historykiem i ekonomistą. Napisał m.in. wydaną po polsku książkę Wiara i wolność. Myśl ekonomiczna późnych scholastyków (ARWIL, Warszawa 2007).
Trzykrotnie gościł w Polsce na zaproszenie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego.
Rozmowę przeprowadzono 10 listopada 2010 r. w Waszyngtonie podczas Atlas Liberty Forum 2010.
"Najważniejszym imperatywem ekonomicznym jest przykazanie Nie kradnij!. Stosowanie się do niego przez władze, jak i przez obywateli, jest podstawowym warunkiem optymalnego rozwoju gospodarczego i dobrobytu" - Jan M. Małek, założyciel i Prezes Fundacji PAFERE. Wesprzyj nas: Volkswagen Bank Direct PL 3321 3000 0420 0104 0942 1500 01 Przelewy spoza Polski: SWIFT: ING BP LPW PL 33 2130 0004 2001 0409 4215 0001
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka