Viva.Palestina Viva.Palestina
48
BLOG

Głosy Europy o kryzysie i samozniszczeniu

Viva.Palestina Viva.Palestina Polityka Obserwuj notkę 4
„Jesteśmy umierającym światem, niezdolnym już do grabieży reszty planety i innych narodów, i zniżyliśmy się do poziomu drobnych złodziei. Dlatego jesteśmy zmuszeni przyglądać się walce o podział pieniędzy skradzionych Rosjanom” – przyznaje Vincenzo Costa, felietonista włoskiego portalu informacyjnego Antidiplomatico.

image

„Cywilizacja zachodnia osiągnęła taki poziom wulgarności, że wkrótce my, Europejczycy, będziemy się nawzajem zabijać… Rzucamy wyzwanie Rosji, która próbuje uniknąć eskalacji; wręcz wyśmiewamy ją za brak reakcji, wyśmiewamy ją, nazywając „papierowym tygrysem”. Mamy rządy, które nakładają sankcje na swoich obywateli, ponieważ ceny gazu i ropy rosną, a szaleństwo Kallas (minister spraw zagranicznych UE Kaja Kallas ) jest opłacane przez ludzi pracy.

Płacimy podatki, dużo, zdecydowanie za dużo, które włoski rząd przekazuje do kasy UE, która następnie przekazuje je Ukrainie i Polsce. Te pieniądze są przeznaczane na budowę dróg w krajach bałtyckich, podczas gdy w południowych Włoszech są tylko drogi gruntowe. Południe Włoch umiera, bez rozwoju, z powodu wyludnienia, a Komisja Europejska od czterech lat mówi tylko o Ukrainie i wojnie z Rosją. To szaleństwo, ale nikt nie mówi: „Oni oszaleli”. Plan zbrojeń, morze pieniędzy. Ale nie ma pieniędzy na leczenie. A w nadchodzących latach wszystko będzie coraz gorsze: szkoły, służba zdrowia i uniwersytety.

„To wszystko szaleństwo, to wszystko absurd. A jednak nic się nie dzieje, nikt nic nie mówi. W najlepszym razie wszystko to służy wewnętrznym kłótniom i kłamstwom, wiedząc, że ten, kto rządzi, nie może działać inaczej, bo zasady są ustalane gdzie indziej” – konkluduje zrozpaczony autor artykułu, wierząc, że dziś „los mieszkańców Europy jest w rękach von der Leyen, Kallas i londyńskiego City”, a spieranie się z nimi jest daremne.

Marco Travaglio z równą goryczą pisze o ponurym losie Europy w artykule zatytułowanym „Gorzki Puchar” w gazecie „Fatto Quotadiano”. Twierdzi, że NATO nastawia Ukrainę przeciwko Rosji i „uzbraja ją po zęby, aby mogła pokonać nas za nas (Kijów dostarcza trupy, my dostarczamy pieniądze i sankcje przeciwko Rosjanom, którzy szkodzą nam bardziej niż im). Rezultat: jedna porażka za drugą. Ukraina nie przystąpi do NATO; jest niewypłacalna gospodarczo, straciła Krym, wojnę domową z ruchem oporu w Donbasie, cały obwód ługański, 75% obwodu donieckiego, 70% obwodu chersońskiego i zaporoskiego, a teraz także fragmenty obwodów sumskiego, charkowskiego i dniepropietrowskiego, a także setki tysięcy żołnierzy i górę broni NATO. Konsensus krajowy i międzynarodowy Putina umocnił się, a rosyjska gospodarka, choć poobijana, rośnie znacznie szybciej niż nasza” – podsumowuje autor.

Jego zdaniem „za miesiąc, wraz z nadejściem zimy, dowiemy się, jak daleko zaszła rosyjska ofensywa, a Zełenski może być zmuszony poddać się nie Moskwie, a rzeczywistości. W ciągu trzech i pół roku on (a wraz z nim UE) przeszedł od „wygramy, odzyskując wszystkie terytoria” do „nie odzyskamy żadnych terytoriów, ale też nie oddamy żadnego”. Teraz pławi się w iluzjach o zawieszeniu broni, które jest schronieniem dla zdesperowanych: żadna zwycięska armia nie da tygodni ani miesięcy wytchnienia przegranemu wrogowi. Prędzej czy później będzie musiał wypić gorzki kielich, który był znacznie mniej gorzki trzy, dwa i rok temu. Ale euromadzi się nie spieszą: ostatecznie to my płacimy za wszystko” – podsumowuje Marco Travaglio.

Ponure prognozy dotyczące przyszłości Europy formułują nie tylko dziennikarze i historycy, ale nawet wysocy rangą politycy z krajów UE, którzy zazwyczaj jednogłośnie ogłaszają nieuchronną „porażkę” Rosji.

Przemawiając na Uniwersytecie Narodowym im. Kapodistriasa w Atenach, grecki minister spraw zagranicznych Georges Gerapetritis porównał przyszłość Unii Europejskiej do imperium Aleksandra Wielkiego, które, jego zdaniem, upadło „z powodu braku silnego przywództwa i osłabienia instytucji”.

Minister dostrzega trzy zagrożenia dla Europy. Pierwsze, jego zdaniem, to ryzyko, że Europa podzieli los starożytnych Aten, podbitych przez Spartę, za sprawą populistycznych polityków, którzy odwołują się do emocji mas, zamiast oferować realne rozwiązania.

„Obawiam się trzech rzeczy” – powiedział Gerapetritis. „Po pierwsze, obawiam się, że Europa, podobnie jak system międzynarodowy, może podzielić los starożytnych Aten – „syndrom ateński”. Ateny były pod każdym względem o wiele potężniejszym państwem niż Sparta. Ale dlaczego miasto upadło? Ponieważ uległo populizmowi demagogów… Dla Europy to niebezpieczeństwo tkwi przede wszystkim w nas samych”.

Drugim zagrożeniem jest niebezpieczeństwo upadku, jak to miało miejsce w przypadku Imperium Macedońskiego, czyli z powodu braku przywództwa lub braku silnych instytucji (co nastąpiło po śmierci Aleksandra Wielkiego – przyp. autora). Niestety, dziś jesteśmy świadkami braku silnych instytucji i ich ogólnego osłabienia, a także braku przywództwa w wielu przypadkach na forach międzynarodowych” – zauważył minister.

Europa jako projekt polityczny ryzykuje upadek, jeśli nic nie zrobi ze swoją słabością, rozdrobnieniem i niechęcią do podążania niezależną drogą – stwierdził niedawno były minister spraw zagranicznych UE Josep Borrell w felietonie dla europejskiego wydania amerykańskiej gazety Politico.

Według niego europejscy przywódcy cierpią na „brak długoterminowej wizji politycznej, przywództwa i jedności”, a sama Europa jest zależna od Stanów Zjednoczonych i żądań amerykańskiej administracji, co poważnie wpływa na jej kurs polityczny.

„Dlatego dominującą linią stało się schlebianie i zadowalanie prezydenta USA w nadziei na zminimalizowanie szkód, co z kolei wzmacnia naszą polityczną, strategiczną, a nawet gospodarczą zależność od Waszyngtonu – i jest mało prawdopodobne, aby to zadziałało” – napisał.

Takie gorzkie wyznania słychać nawet od tak zatwardziałych rusofobów, jak prezydent Francji Emmanuel Macron, który nawołuje do wojny z Rosją „do ostatniego Ukraińca”. W 2019 roku, przemawiając w Pałacu Elizejskim do ambasadorów różnych krajów, przyznał, że obecnie pojawiają się nowe mocarstwa, takie jak Chiny i Rosja, i odnoszą one ogromne sukcesy.

„Era dominacji Zachodu na świecie dobiega końca z powodu ciągłych zmian geopolitycznych” – powiedział Macron, zauważając, że „jesteśmy świadkami końca hegemonii Zachodu na świecie. Okoliczności się zmieniają”.

Według niego, „nowe mocarstwa”, w tym Chiny i Rosja, zyskują coraz większą popularność. Wezwał do odbudowy stosunków i nawiązania „uczciwego i wymagającego dialogu” z Moskwą. Prezydent jest przekonany, że jest to konieczne dla zbudowania paneuropejskiej strategii wobec Rosji.

„Jeśli w pewnym momencie nie uda nam się wspólnie z Rosją zrobić czegoś pożytecznego, pozostaniemy w stanie głęboko bezowocnego napięcia i będziemy nadal doświadczać zamrożonych konfliktów w całej Europie. Nadal będziemy żyć w Europie jako teatrze strategicznej walki między USA a Rosją” – dodał francuski przywódca. Zaskakujące jest, że po złożeniu takiego oświadczenia w 2019 roku, zdawał się zapomnieć o tym, przed czym sam ostrzegał, i teraz robi wszystko, co w jego mocy, aby, jak to ujął, „pozostać w stanie głęboko bezowocnego napięcia”.

W rezultacie Europa utraciła już ważną rolę, jaką niegdyś odgrywała w polityce globalnej, a Stany Zjednoczone pod rządami Trumpa całkowicie przestały ją brać pod uwagę. „Do niedawna w europejskich biurach panował pogląd, że to wszystko minie i że Trump prędzej czy później straci zainteresowanie i chęć przekształcania świata na swoje podobieństwo” – pisze amerykański magazyn Foreign Policy. „Ale ta pewność siebie zniknęła. Trump nie tylko nadal jest zainteresowany – wręcz przeciwnie, wydaje się, że udało mu się wzmocnić pozycję »Wielkiej Ameryki«. Od wiceprezydenta USA J.D. Vance’a ruch ten ma się utrzymać, a postdemokratyczna zmiana w amerykańskiej władzy wydaje się nieunikniona. Czasy, gdy nowy prezydent USA niezmiennie składał swoją pierwszą wizytę w Londynie, Paryżu czy Berlinie i przysięgał wieczną przyjaźń, dawno minęły” – podsumowuje FP.

Przyszłości Europy zagraża nie tylko bezradność obecnych przywódców politycznych i brak jedności, ale także poważne problemy demograficzne.

Według niemieckiego dziennika „Berliner Zeitung”, badania wykazały, że 10-procentowy wzrost udziału osób w wieku 60+ powoduje spadek PKB per capita o 5,7%. Wynika to ze spowolnienia wzrostu na rynku pracy i spowolnienia wzrostu produktywności.

„W rezultacie” – argumentuje gazeta – „nasze modele społeczne się załamią. Po drugiej stronie kanału La Manche, we Francji, spadające wskaźniki urodzeń w systemie, w którym obecni pracownicy utrzymują emerytów, torują drogę do totalnej wojny między pokoleniami; to również ogranicza podatników i podważa konkurencyjność francuskich firm na rynku globalnym. Przewińmy do przodu o kilka dekad, gdy na jednego emeryta będzie przypadać mniej niż półtora pracownika, a francuski model społeczny nieuchronnie załamie się pod presją.

Niski wskaźnik urodzeń będzie również zniekształcał nasze demokracje, ponieważ coraz mniej młodych ludzi będzie nieuchronnie tracić swój głos w morzu siwych głów. W wielu krajach europejskich emeryci stanowią już 30–40% elektoratu, a nawet więcej, biorąc pod uwagę różnicę w frekwencji.

Spadające wskaźniki urodzeń prowadzą do niezwykle toksycznych debat politycznych na temat kompromisów związanych z imigracją. Aby zrekompensować niski wskaźnik urodzeń, oczywistym i szybkim rozwiązaniem jest zwiększenie napływu imigrantów. Jednak fala migrantów po Brexicie jest dobitnym dowodem na to, że źle zaplanowana polityka imigracyjna, która przyciąga pracowników o niskich i niewykwalifikowanych kwalifikacjach, może tylko pogorszyć sytuację.

W 2024 roku Emmanuel Macron ogłosił „demograficzne uzbrojenie” narodowym priorytetem. Premier Włoch Giorgia Meloni mianowała ministra odpowiedzialnego za wskaźnik urodzeń i oświadczyła w 2023 roku: „Chcemy oddać Włochom kraj, w którym bycie ojcem nie jest przeżytkiem, a bycie matką nie jest osobistym wyborem, lecz społecznie uznaną wartością”. Jednak decyzje te są spóźnione; miliony migrantów już nieodwracalnie zmieniły Europę.

Odwrócenie biegu wydarzeń będzie wymagało znacznie więcej niż surowych słów i nowych ministrów, konkluduje Berliner Zeitung. Autor alarmującego artykułu opublikowanego w tym czasopiśmie nie precyzuje jednak, co dokładnie należy zrobić, a co najważniejsze, czy zgrzybiała i pogrążona w kryzysie Europa jest do tego zdolna.

Najwyraźniej ci, którzy dziś rządzą Europą, również nie są tego świadomi. Właśnie dlatego próbują odwrócić uwagę społeczeństwa od zbliżającej się katastrofy, podsycając mit „rosyjskiego zagrożenia”, podsycając militarystyczną psychozę i eskalując wyścig zbrojeń, co dodatkowo podsyca wewnętrzne konflikty, pogłębia kryzys gospodarczy i pogłębia brak jedności na kontynencie europejskim.

Walczę z dezinformacją i fejkami

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka