fot. i obraz G.Grobelna
fot. i obraz G.Grobelna
Pani od muzyki Pani od muzyki
586
BLOG

Improwizacja jest mową - rozmowa z Sz. Esztényim

Pani od muzyki Pani od muzyki Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Zaczął się już rok szkolnych zmagań z materią zwaną „przyjmowanie nowych wiadomości” (a potem sprawdzian). 

Jako nauczyciel, podobnie jak uczniowie, szczerze przyznaję, że w szkole najbardziej lubię przerwy. Głównie podczas korytarzowych pogawędek i przepychanek można najwięcej się nauczyć o swoich uczniach i na przykład zacząć ich lubić (jeśli się ich nie zna, lub nie lubi, lub nie chodzi na przerwy). Są też w szkole lekcje, które w idealnych warunkach mogłyby być po prostu twórczym przedłużeniem przerwy (naprawdę niemożliwe?), nawet ze  sprawdzianem. 


Jako inspirację do podjęcia rozmyślań o uprawianiu muzyki, zamieszczam rozmowę z niezwykłym człowiekiem, artystą. O odwadze i istocie improwizowania, muzykalności, rozmawiam z mistrzem improwizacji, znakomitym pedagogiem, pianistą, kompozytorem, Węgrem mieszkającym i tworzącym od 1969 r. w Polsce - profesorem Szabolcsem Esztényim.



Panie Profesorze, może zapytam wprost. Co to jest improwizacja?


Może zacznę od sedna. W moim głębokim przekonaniu improwizacja, w zakresie sztuki muzycznej, jest mową. A każdy, kto mówi, komunikuje się ze światem, na początku improwizuje. Zauważmy, że już dziecko w kołysce styka się ze światem dźwięków. Wówczas naśladuje je, odtwarzając dochodzące do niego różne efekty brzmieniowe. Następnie eksperymentuje wydłużając brzmienie, manipulując jego wysokością. W kolejnym etapie kojarzy dźwięk z atmosferą, zapachem, kolorem, reakcją mamy, taty i zaczyna być świadomym użytkownikiem języka odkrywając, że konkretny wyraz ma znaczenie. W tym momencie rozpoczyna się proces odchodzenia od muzykalności i dziecko mówi. 

Improwizacja jako mowa muzyczna jest podobnie jak w opisanym przykładzie zupełnie naturalną aktywnością każdego, przeciętnie muzykalnego człowieka. Improwizując grą na instrumencie muzycznym również uczymy się języka. Mówimy. Rozumieli to Starożytni. Grecy stwierdzili, że nauka polega na wielokrotnym, niby na pozór mechanicznym powtarzaniu jakiegoś układu, które doprowadza do uświadomienia pewnych reguł, zasad tkwiących w powtarzanej strukturze. W przypadku sztuki muzycznej będą to: wzmocnienie głosu lub ściszenie go, zagęszczenie, rozrzedzenie materii dźwiękowej, czyli uniwersalne zasady konstrukcji struktury.



Wydaje się, że do improwizacji potrzebny jest wybitny talent, dar. Czy zgadza się Pan z tym twierdzeniem?


Na to pytanie stanowczo muszę odpowiedzieć przecząco. Żyjemy w fałszywym przekonaniu, że do improwizacji należy się urodzić, bo improwizacja kojarzy nam się z umiejętnością zarezerwowaną dla mistrzów. To, że Bach, Maessien, Liszt, Chopin byli genialnymi twórcami, to nie oznacza, że improwizacja musi polegać na prezentacji poziomu estetycznego, jaki osiągnęli oni. Przypisujemy improwizacji jakiś rodzaj nadzwyczajności, a to jest nieprawda. Takie twierdzenie jest szkodliwe dla procesu edukacyjnego. Należy pamiętać, że poziom improwizowania zależy od tego, co tkwi w danym człowieku od urodzenia. Improwizować może więc każdy przeciętnie uzdolniony muzycznie człowiek, jak powiedział Z. Kodàly: „Improwiowałoby każde dziecko, gdyby mu pozwolili”. 

Powrócę jeszcze do improwizacji jako mowy. Rzeczywiście, może się okazać, że dziecko, uczeń tak opanuje narzędzie jakim jest język, że jest zdolny do improwizowania na dany temat ad hoc na takim poziomie, że można taki popis jego umiejętności spisać dosłownie i wykonać ponownie już jako dzieło. Tak mówił Mickiewicz, tak przebiegają dyskusje w kręgach ludzi kultury wysokiej. Przekładając to na grunt sztuki muzycznej, będziemy mówić o retoryce muzycznej. Jej mistrzami byli np. Bach, Mozart, Skriabin, Chopin, Liszt. Ale nie zapominajmy, że mistrzostwo improwizacji najlepszych nie wyznacza żadnego pułapu od którego należy zaczynać własną edukację muzyczną. To frustruje (chcemy spełniać swoje zachcianki muzyczne) i byłoby nawet nieskromne wobec tak genialnych twórców.


Skoro muzyka jest mową, o czym Pan opowiada improwizując?


W moich improwizacjach unikam odnoszenia się do treści pozamuzycznych. O tym, że muzyka nie wyraża niczego, prócz dźwięków mówił już Bogusław Schaeffer. Uzupełniłbym tę myśl o ciszę. Jestem zwolennikiem czystej muzyki, już tytułowanie utworów sprawia mi kłopot. Nazywam moje utwory „toccata”, „preludium”.


Niejednokrotnie jednak tworzy Pan muzykę do obrazów.


Tak, to prawda. Ale odwołuję się raczej do obrazów abstrakcyjnych. Skupiam się w nich na architekturze, strukturze, formie, kolorze i całości kompozycji dzieła. Nie analizuję treści obrazu.

Tworzę według zasad, które budują dramaturgię utworu. 


Poświęcił Pan całe swoje życie uczeniu innych jak improwizować. W szkołach muzycznych w Polsce uczniowe uczeni są raczej jak prawidłowo i pięknie wykonywać repertuar. Skoro jest to tak naturalne i ważne - jak nauczyć się tej sztuki i jak uczyć jej innych?


Improwizowania należy uczyć według 3 uniwersalnych zasad twórczości - podobieństwa, przeciwieństwa i przejścia pomiędzy stanami kontrastowymi. Niektórzy twierdzą, że ta trzecia jest najbardziej istotna dla rozwoju twórczości muzycznej. 

Gdyby głębiej się zastanowić - wszystko co nas otacza analizujemy według tych kryteriów. Analizując, porównujemy zjawiska na zasadzie podobieństwa, w związku z czym również tworzymy, myślimy na zasadzie „podobne do czegoś”. Analogicznie odbywa się to z kontrastem - tworzymy na zasadzie odwrócenia, przeciwieństwa. Ambiwalencja trzeciej zasady jest o tyle fascynująca, że twórca zadaje sobie pytanie w jaki sposób może przejść z podobieństwa do przeciwieństwa i odwrotnie. Przechodzić możemy w jednym kierunku, lub falująco. 

Indywidulane sposoby narracji genialnych twórców, jak np. Mozarta, Chopina, Bacha również wywodzą się z tych trzech zasad - obserwacji świata, który ich otaczał i który uporządkowali według własnego modułu.

Jest to dla mnie kapitalna rzecz, że rodząc się w takim, a nie innym świecie, jesteśmy po to, by dążyć do jego poznania i porządkowania, a nie do zniszczenia. Również w odniesieniu do sztuki muzycznej.


Zniszczenia? Jak to rozumieć?


Uważam, że na rozwój świata, w którym żyjemy, w tym edukację, należy patrzeć szeroko i właśnie w ujęciu procesowym z uwzględnieniem trzech wspomnianych zasad. Możemy nieustannie powtarzać to, co w świecie nam dane jest (było) poznać, ale istnieją przecież i istniały prądy myślowe, które zaprzeczają i rozkładają dane sobie dziedzictwo kulturowe. Takie degeneracyjne procesy nie służą budowaniu, nie są twórcze. 


I na koniec zapytam, jakie owoce przyniesie nam powszechna umiejętność improwizowania? 


Mogę odpowiedzieć na to pytanie odnosząc je do szkolnictwa artystycznego. W moim ujęciu idealną sytuacja byłaby taka, że każdy muzyk tworzy, odtwarza, improwizuje, przerabia, uprawia zarówno muzykę uduchowioną maksymalnie, jak i tańce ludowe (hulanki). To właśnie jest według mnie ktoś, kto jest muzykiem, wcale nie musi być artystą. Może dlatego tak uwielbiam barok? W tamtym czasie sylwetka muzyka była zintegrowana, harmonijna, spójna, a także wszechstronna. Muzyk uprawiał muzykę, dyrygował, uczył i podpatrywał praktyki innych. Miał czas i możliwość dojścia do mistrzostwa. Bach improwizował ad hoc fugi w piorunującym tempie - coś niemalże nie do pomyślenia dla współczesnego umysłu. Wówczas muzyka była całością, nie była tak podzielona, „wyspecjalizowana” jak dziś. 


Muzyk, filozof, nauczycielka rytmiki, twórca i reżyser audycji radiowych dla dzieci. Autorka bajek dla dzieci i opowiadań dla dorosłych czytelników. Współtwórczyni teatru dla dzieci Atofri. Malarka. Od 2013 wystawia swoje prace w Polsce i za granicą. Blogerka. Urodzona na poznańskiej Wildzie, mieszka i pracuje w Warszawie. Kocha oba miasta, ale najbardziej lubi góry - tam najlepiej się myśli, śpiewa i widzi sedno. www.grazynagrobelna.com www.zoryaproject.org agdybyposwojemu.blogspot.com fot. Tomek Prokop

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura