Sterylność = czystość i życie? Nie. Sterylność = śmierć. Sposoby zwalczania zagrożeń stosowane przez nowoczesną ludzkość są takie same jak wszystkie metody, które stosuje nowoczesna ludzkość. Hurtowe. Niszczą konsekwentnie i to, co złe, i to, co dobre
O ile jednak działanie antybiotyków, mordujących całą florę bakteryjną, z tą dobrą na czele, można w jakimś stopniu zneutralizować, objadając się produktami fermentacji (jogurty, kiszonki itd.), o tyle czym zneutralizować działanie polegające na mordowaniu żywych istot o większych rozmiarach?
W Danii odstrzelono właśnie ostatniego dzika, z obawy, aby nie przyczynił się do roznoszenia afrykańskiego pomoru świń. Jeśli Duńczycy wymordują wszystkie świnie, to zagrożenie ASF zaniknie. Tej zasady powinni nauczyć się od polskiego Ministerstwa Rolnictwa, które wydało nakaz mordowania wszystkich nieszczęsnych norek, jeśli w hodowli pojawią się przypadki zakażeń. Ekolodzy jakoś nie protestują przeciwko tej odpowiedzialności zbiorowej.
Ale czemu w ogóle nie przenieść tej zasady w świat ludzi? Mordować podejrzanych o zakażenie i całe ich otoczenie? Czytelnicy wiedzą, że nie fantazjuję, takie pomysły wdrażano już całkiem serio kilka dekad temu, i to po sąsiedzku oraz na naszych ziemiach.
Na razie nikt nie proponuje tego głośno.
Za to Jarosław Kaczyński ma pomysł, jak uzdrowić Polskę z covid -- który widać jest według niego największym zagrożeniem społecznym. Jako człowiek, którego dziecięce lata przypadły na stalinizm, proponuje stalinowskie pojmowanie państwa jako organizacji przymusu -- i przymus szczepień. Nieważne, że ani pan prezes PiS, ani rząd, który nie jest wcale ciałem wybieralnym, nie biorą pod uwagę ryzyka, jakie wiąże się ze szczepieniem, o którym donosi wiele publikacji naukowych i na które zwraca uwagę sam twórca technologii mRNA Robert Malone, nie uwzględniają też wątpliwości co do tego, czy te szczepienia rzeczywiście powstrzymują szerzenie się tego wirusa. Mało tego, nie rozliczają się publicznie z kosztu szczepień, który -- jak wieść niesie -- jest tajemnicą państwową.
Znamienne, że rządzący krajem demokratycznym w jednej z kolebek demokracji (czy nie odziedziczyliśmy w genach sentymentu do "zlotej wolności szlacheckiej"?) nie traktują państwa przede wszystkim jako organizacji zabezpieczającej wolność obywateli. Tylko jak prywatny folwark.
W takiej chwili zadaję sobie pytanie -- co jest większym zagrożeniem społecznym, wirusy czy rządzący?
