Napisało się dziś, jak zwykle rano, nową notkę Januszowi Palikotowi. Palikot pęka z dumy, że kraj kilkukrotnie większy i mający ładnych parę milionów więcej samochodów, rozjeżdżających rozmaite drogi , niż Litwa czy Słowacja, ma równocześnie tylko nieznacznie więcej dróg o standardzie autostrady.
Przy okazji poseł Palikot dopuszcza się niewinnego kłamstewka, jakoby w budowie znajdowało się obecnie 1000km autostrad. Gdyby tak było, to oznaczałoby, że budujemy, jak kraj długi i szeroki, już w zasadzie wszystkie planowane odcinki (włącznie z tym A2 Warszawa-Kukuryki). Oczywiście tak nie jest, ale i tak w budowie obecnie znajduje się ok. 300km.
Skomentować ten wpis, w charakterystyczny dla siebie ostatnio sposób, postanowił europoseł Marek Migalski. Oczywiście zadrwił z pompatycznego tonu Palikota w ogóle nie skupiając się na istocie wpisu, bo kto by tam weryfikował nawet szczątkowe dane. Widział kto na oczy myślącego polityka, gdy przychodzi mu "polemizować" z konkurentem?
Niestety tropem wytyczonym przez Palikota i Migalskiego, podążyli także niektórzy blogerzy, prześcigając się w domniemaniach, ile to rząd PiS-u z kolei (koledzy partyjni Migalskiego) kilometrów autostrad nam wybudował.
Pojawiały się takie propozycje, jak 2 lub 6 kilometrów. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli ludzie tak do tego tematu podchodzą, to później nic dziwnego, że kupują każdą informację o drogach, przekazywaną przez równie "poinformowane" media. I dlatego może hasło: "W Polsce nie buduje się dróg", urasta do rangi truizmu, choć powinno być raczej szczytem manipulacji.
Okazuje się, że nie potrafimy zrozumieć pojęć, którymi się posługujemy. Co na ten przykład oznacza pojęcie wybudowanie autostrady, a co oddanie jej do użytku? Już pod wpisem Marka Migalskiego napisałem do Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej, że gdyby literalnie rozumieć pojęcie "wybudować autostradę" (w domyśle od podstaw do przecięcia wstęgi na gotowym odcinku), to ani za rządu PiS, ani PO nie powstał w ramach takiego procesu nawet jeden kilometr tak rozumianej autostrady. Nie bierze się to bynajmniej, a przynajmniej nie w znaczącym stopniu, z nieudolności tych ekip lecz najprościej rzecz ujmując z samego faktu długości trwania tego skomplikowanego procesu. Jak się okazuje i dwa lata na tą operację nie wystarczą (zazwyczaj, rozróżniając jeszcze długość odcinka i miejsce lokalizacji, jest to 3 lata i więcej).
To skąd tych autostrad w Polsce powoli, ale jednak przybywa? Mógłby ktoś zapytać.... Tu odpowiedź jest zaskakująco prosta. Ponieważ następcy dokańczają i otwierają po poprzednikach, sami coś rozpoczynają i.....kolejne polityczne rozdanie (wybory), które przewraca układ sił, powoduje, że nowa partia otwiera po poprzednikach itd.
Rządy PO przypadły na tyle ciekawy okres, iż jesteśmy na "musiku" autostradowym w związku z Euro 2012. A więc wiele procedur, które w "normalnych" warunkach bez presji czasowej, czekałyby spokojnie w segregatorach oddziałów regionalnych i głównego GDDKIA, są obecnie przyspieszane.
Na koniec jestem Państwu winien sprostowanie tych nieszczęsnych 6 kilometrów autostrad PiSu.
Otóż za dwa lata rządu PiS i ministrowania ministra Polaczka oddano do użytku 126 kilometrów autostrad, oraz po modernizacji lub generalnym remoncie dalszych 100 km (w tym 72 km jezdni północnej A18). Proces decyzyjny (do podpisania umowy na budowę włącznie) na nowe odcinki, dotyczył ok. 110 km (A4, A1)
Mało to czy dużo na tle konkurencji? To już temat na inną dyskusję. Z pewnością jednak, nie ma tu tych słynnych już 6 kilometrów, gdyż po prostu być ich nie może.
Inne tematy w dziale Polityka