Znajduje się tu.
Wystarczy wysłać "informatorów" za kulisy kongresu, a potem to już samo leci.
Informatorzy Stanisława Janeckiego (naczelny "Wprost") i Michała Kobosko (naczelny "Dziennika dodatku do Gazety Prawnej") lecą na łatwe "mięso".
Otóż wydaje się tym informatorom, że Marek Migalski zalega w kasie PiS z kilkoma tysiącami składki partyjnej, liczonej miesiąc do miesiąca.
Wiem, że europarlamentarzyści zarabiają coś ok. 35 tys. polskich złotych. Wiem, że pobory posłów i senatorów, mogą się wahać w granicach 11 do 20 tysięcy.
Kilka tysięcy miesięcznej składki na partię, dla jej najbardziej eksponowanych przedstawicieli, to by było coś w przedziale 3-5 tys.
A więc Marek Migalski, musiałby odprowadzać od swojej pensji europosła haracz, bo trudno taką kwotę inaczej nazwać, odpowiednio od 8%, do nawet 14%. Podatek jak się patrzy. Tylko, co na to Konstytucja RP i Rzecznik Praw Obywatelskich? Partia, to chyba nie prywatne przedsięwzięcie prezesa, i nawet zgoda samych "pokrzywdzonych" taką składką, nie uzasadniałaby takiej jej wysokości.
Ktoś może napisać, że się nie zgadza, a ja nie wiem, (bo nie wiem, nie jestem członkiem żadnej partii) jak się kształtują opłaty za członkostwo w głównych partiach polskiej sceny politycznej.
Dopóki jednak sam Marek Migalski nie zdementuje, bądź nie potwierdzi tez zawartych w artykule z internetowego "Dziennika", dopóty mam prawo sądzić, że to zwykłe dziennikarskie bajania, przy kawiarnianym stoliku są.
Inne tematy w dziale Polityka