Właściciele Salonu ogłosili niedawno, że portal jest w świetnej kondycji, jednak, jak widać, nie chcą spoczywać na laurach, tylko idą za ciosem, aby uczynić swój serwis jeszcze lepszym. To drugi raz, podczas mojej tu bytności, gdy administracja decyduje się na poważne modyfikacje i po raz drugi z tego powodu odechciewa mi się pisać.
Któryś z blogerów skomentował obecne zmiany w ten sposób, że Salon zmierza ku rzeczywistości PRL-owskiej, i niewątpliwie coś w tym jest, bo strona główna wygląda teraz jak opakowanie zastępcze. To jednak jeszcze, niestety, nie wszystko - ulepszenia dotyczą także sposobu radzenia sobie z tekstami niepożądanymi.
Po wprowadzeniu nowych mechanizmów na salonowym forum powstał istny mętlik ich interpretacji, ocen i pomysłów na inne rozwiązania. Muszę powiedzieć, że mnie najbardziej bawią paradoksy, jakie towarzyszą całej operacji. Na przykład, niektórzy komentatorzy gorąco popierają zmiany, biorąc je za "wypowiedzenie wojny chamstwu", życząc właścicielom "skutecznego rozprawienia się z trollami", podczas gdy administracja deklaruje coś akurat przeciwnego, a mianowicie, że teraz właśnie w ogóle nie będzie się wtrącać do notek i "każdy może pisać, co chce".
Na czym w rzeczywistości wprowadzone zmiany polegają? Nasuwa mi się tu następujące porównanie. Oto w biurze, wśród pracowników, trwają dyskusje na temat jakości pracy firmy sprzątającej. Jest wiele narzekań, niektórzy twierdzą, że firma działa niedokładnie, zostawia niesprzątnięte biurka, innym znów giną wartościowe zapiski, które wcale nie były przeznaczone do wyrzucenia. Dyrekcja, mając dość ciągłych skarg i sporów, ogłasza, że każdy może sobie wybrać, czy jego biurko ma być sprzątane, czy nie. Przy tym stwierdza, że od tego momentu każdy sam jest odpowiedzialny za swoje miejsce pracy - wszak MA WYBÓR - i dyrekcji nic do tego. Dodatkowo jeszcze, tym, którzy rezygnują ze sprzątania, potrąca z pensji 30%. Albowiem dyrekcja WOLI jednak, żeby u każdego sprzątała wynajęta firma.
Muszę stwierdzić, że mi tego rodzaju wybór zupełnie nie przypada do gustu. Może i mógłbym sobie sprzątać sam, ale oddawać jeszcze z tej okazji część wynagrodzenia? Warum why? Z kolei, jeśli wybiorę sprzątanie firmowe, czemu mam brać na siebie odpowiedzialność za jego jakość? A niezależnie od tego, co wybiorę, i jak zadbam o swoje biurko, i tak może mi się odechcieć przychodzenia do pracy, bo sąsiad zrezygnuje ze sprzątania, więc przy jego biurku będą się walać papiery, a w jego nieopróżnianym koszu gnić kilkutygodniowe ogryzki.
(To porównanie i tak łagodzi problem, bo w rzeczywistości "sprzątanie" oznacza banowanie, więc "wsparcie kultury dyskusji" podpisane administracji in blanco jest wsparciem dotyczącym decyzji wobec innych blogerów.)
Coż więc robić? Pozostałem z opcją "wsparcia", oflagowałem się banerkiem (można na ten temat przeczytać więcej tu oraz po kliknięciu weń), co ma oznaczać, że w pracach administracyjnych udziału nie biorę, ale i tak na razie normalne blogowanie przez klawiaturę mi nie przechodzi. Ile to miesięcy zajęło poprzednio, zanim ktoś przyszedł i pozamiatał?
- - -
http://administracja.salon24.pl/139165,nowe-zasady
Inne tematy w dziale Rozmaitości