Tak, to właśnie Elżbieta Czyżewska zasługuje na ten tytuł w kategorii "Aktorki", w moim prywatnym rankingu. Jedna z niewielu kobiet w polskim kinie z ekranową charyzmą, zasługująca na miano osobowości kina, na zaliczenie w poczet elitarnego klubu ekranowych idoli, takich jak Cybulski czy Romy Schneider, uwodząca zarówno wdziękiem, jak i profesjonalizmem, a także tym trudno uchwytnym dodatkiem szaleństwa, dekadencji, poczucia humoru, dystansu.
Niestety, jej kinowy dorobek to nie jest długa lista świetnych filmów, które można oglądać na wyrywki. Trzeba szukać, wyłuskiwać. Zagrała w kilku bezpretensjonalnych, ale też i nie zawsze wysokich lotów, komediach, które jeśli się ogląda, to głównie z jej powodu. Jest niewątpliwym walorem w "Rysopisie" Skolimowskiego. Wzięła udział w słynnym "Rękopisie znalezionym w Saragossie", filmie, którego nie lubię, ale w którym pod koniec, na okrasę, dostajemy wątek z jej udziałem. W wywiadzie dla onetu pięć lat temu mówiła:
film jest długi i zawsze się bałam, że ludzie wyjdą, zanim ja się pokażę...
No więc, rzeczywiście, ciężko było, ale ja dotrwałem.
Z kolei jej wspaniały, zjawiskowy udział we "Wszystko na sprzedaż" jest niepełny, niedokończony.
Szkoda. Szkoda tego nie w pełni wykorzystanego talentu. Elżbieta Czyżewska zmarła 17 czerwca 2010 roku w Nowym Jorku.
Inne tematy w dziale Kultura