Partia Demokratyczna w USA ma do perfekcji opracowany sposób na dekonstruowanie Partii Republikańskiej w monecie, gdy Demokratom zaczyna grozić niebezpieczeństwo utraty władzy.
Przykładowo w trakcie oszołamiającej kariery politycznej F. Delano Roosevelta, której sukces wynikał z szeregu machlojek i intryg politycznych. Gdy groziła FDR utrata władzy, przed wyborami do Partii Republikańskiej wprowadzono desant demokratyczny włącznie z podstawionym kandydatem na prezydenta USA.
Owa marionetka demokratów, pseudo konkurent FDR, został kandydatem GOP w ten sposób, że dokonano dosłownie napaści na konwencję elekcyjną Republikanów i w trakcie tej konwencji otruto przewodniczącego Partii Republikańskiej, a następnie wybrano marionetkę demokratów na kandydata „republikańskiego”. W ten sposób FDR został trzeci raz prezydentem USA.
Dokonane w drugiej połowie XX wieku, oszustwo wyborcze w trakcie wyboru J.F. Kennedy’ego na prezydenta jest szeroko znane.
Mniej znany jest manewr w trakcie walki o reelekcję G. Busha. Wiadomo, że wygranie wyborów z urzędującym prezydentem jest bardzo trudne. Demokraci postanowili więc zastosować manewr „na trzeciego”.
Na czym to polega?
Otóż wystawia się kandydata, który jest silnie lansowany przez kontrolowane media i tworzy się w odbiorze społecznym wrażenie, że trzeci kandydat ma szanse na prezydenturę. Ów kandydat atakuje faworyta Republikanów tak, że ten musi siłą rzeczy wchodzić w różne kontrowersyjne dyskursy z tym „trzecim”. Zaś kandydat Demokratów może udawać kompletnie obojętnego i wyższego od jakiejś trywialnej kłótni, jaka toczy się między „niepoważnymi” kandydatami.
Takim trzecim kandydatem w wyborach 1992 roku był miliarder z Dallas w Teksasie, Ross Perot.
Z maksymalną bezczelnością i agresją zaatakował urzędującego prezydenta G. Busha. Należy pamiętać, że G. Bush wygrał wówczas I wojnę iracką i wszyscy sądzili, że w związku z tym, prezydenturę ma w kieszeni.
Tymczasem Perot zaczął lżyć G. Busha, iż jest szpiegiem, pachołkiem dyktatora Iraku, bo nie zaatakował stolicy Iraku i nie zniszczył S. Husajna. Do Perota dołączyli się „dziennikarze”, czyli różne partyjne „najmimordy” sugerując, iż coś jest na rzeczy, bo dlaczego armia USA nie rozprawiła się z dyktaturą Husajna.
W czasie II wojny irackiej, ci sami ludzie atakowali syna G. Busha - G.W. Busha – za to, że zaatakował S. Husajna.
Chodziło o to, by w oczach opinii publicznej uwikłać prezydenta w małostkowe kłótnie i wyzwiska z „nawiedzonym” kandydatem tak, by prezydent sukcesu stał się osobą pogrążoną w małostkowych kłótniach, a jego wojenne sukcesy zdezawuować.
Kandydat Demokratów zaś udawał, że go owe kłótnie mierżą. On był ponad to i jak debil powtarzał hasełko „Gospodarka, durniu” – co miało świadczyć o tym, jak jest światły i pełen autodystansu.
Manewr udał się w 100%. Jegomość, który uciekł z USA przed poborem wojskowym, który był wiceprzewodniczącym Światowej Rady Studentów z siedzibą w Pradze Czeskiej, organizacji fasadowej Sowietów i całkowicie kontrolowanej przez GRU, który miał w swoim życiorysie „dziury”, jak w szwajcarskim serze - został prezydentem USA wygrywając z urzędującym prezydentem – człowiekiem, który całe życie poświęcił ojczyźnie i dla tej ojczyzny wygrał poważną wojnę na Bliskim Wschodzie.
Później mamy machlojki z prezydenturą Obamy, od braku zdolności prawnej do kandydowania, po wręcz jawne fałszowanie wyborów w „kolorowych” enklawach.
Oczywiście Republikanie, którzy są przeżarci agenturą Demokratów i w związku z tym nie potrafią w sposób spójny działać przeciw hucpie Demokratów, są sobie sami winni.
Nikt nie każe im utrzymywać w swoich szeregach kongresmenów lub senatorów, którzy w żaden sposób nie identyfikują się z etosem republikańskim, a w Kapitolu czas spędzają z Demokratami. Wyborcy republikańscy są zawiedzeni postawą swoich przedstawicieli, którzy miast dać zdecydowany i brutalny odpór Demokratom, bawią się w jakieś salonowe postękiwanie i gęgolenie.
W obecnej kampanii prezydenckiej wykorzystali ową postawę „sierot” - reprezentowaną przez Republikanów - Demokraci.
Oto stręczy się wyborcom kandydata podającego się za Republikanina. Choć w istocie ten Amerykanin niemieckiego pochodzenia, całe życie spędził w objęciach Demokratów. Nawet jego kolejny ślub, w tym wypadku ze słowacką Niemką, zaszczycili Clintonowie.
Retoryka kampanijna Trumpa jest bardzo prosta. Wszystko to, co z powodu terroru medialnego Demokratów było wyklęte w przestrzeni publicznej, a to wyklęcie zostało zaakceptowane strachliwie przez Republikanów, D. Trump mówi i to głośno!
Amerykanie mają dość opowiadania wierutnych kłamstw o islamie, emigrantach z Ameryki Środkowej i Południowej, czy użalania się nad nierobami żyjącymi z podatków Amerykanów.
Amerykański wyborca chce po dwóch kadencjach wierutnych bzdur oraz rynsztoka lewicowych pomyj lejących się dzień i noc z mediów, kina, literatury popularnej zaczerpnąć ożywczej i czystej prawdy.
Prawdę tę niby serwuje D. Trump. W rzeczywistości ma on zwieść wyborców tak, by kandydat Demokratów stał się jedynym poważnym kandydatem. Dziś już wiemy, że w zakresie polityki zagranicznej doradza nowojorczykowi, oddelegowany od Obamy rosyjski człowiek wpływu.
Oczywiste jest, że żaden normalny człowiek nie zagłosuje na osobnika, który pochwala mordercę i bezcześci jego ofiary bagatelizując zbrodnie.
Nikt nie zaufa kandydatowi, który udaje, iż nie wie, że największym wrogiem USA jest Rosja, która ma nawet roszczenia terytorialne wobec Stanów. Kreml domaga się zwrotu Alaski i części Kalifornii.
Nikt nie traktuje poważnie kandydata, który dla celów kampanii mistyfikuje i wyolbrzymia państwo islamskie, a co do Chin - serwuje Amerykanom poglądy na poziomie tak infantylnym, że wszelki dyskurs jest groteskowy.
D. Trump ma następujące zadania do wykonania:
Po pierwsze - doprowadzić do sytuacji, że Republikanie nie wystawią żadnego poważnego kandydata.
Po drugie - tradycyjna już symbioza między narodami Europy Środkowej i Wschodniej a Partią Republikańską ma zostać zniszczona bezpowrotnie. Co w oczywisty sposób doprowadzi do marginalizacji GOP.
Po trzecie - zdrowe poglądy na rzeczywistość zostaną skompromitowane symbiozą z Kremlem.
Po czwarte - skrajnie lewicowy kandydat Demokratów nabierze walorów stateczności i racjonalności.
Po piąte - kandydat Demokratów znów wygra wybory.
Teraz tylko od Partii Republikańskiej zależy, czy uniknie ona pułapki Demokratów i znajdzie w sobie siłę, aby wystawić rzeczywiście republikańskiego kandydata na prezydenta, a nie podróbkę, jak z filmu Woody Allena - „Jak Szkop z NY wykołował teksańskich bystrzaków!”
Inne tematy w dziale Polityka