paweł solski paweł solski
286
BLOG

Mitologia II RP

paweł solski paweł solski Polityka Obserwuj notkę 4

W czasach PRL - zarówno prywatnie, jak i publicznie - była uprawiana swoista mitologia II RP. Oficjalnie mitologia ta przybierała kształt czarnej propagandy, w której sam fakt istnienia niepodległego państwa polskiego po I wojnie światowej był przedstawiany, jako fatalny wybryk amerykańskich imperialistów.

Według propagandy pachołków sowieckich, którzy wówczas trzymali, pośrednio, środki terroru w ręku – pośrednio, bo o ostatecznym ich zastosowaniu i tak decydowała Moskwa – II Rzeczpospolita, to państwo nędzy i rozpaczy z szalejącymi antysemitami i kryptofaszystami, któremu słusznie kres położył J. Stalin.

Z oczywistych powodów, propaganda zaprzańców nie znajdowała posłuchu wśród Polaków. Polacy żyli w oparach mitologii II Rzeczpospolitej, która miała być czymś na kształt raju wyśnionego, w którym to edenie wszystko jest: najlepsze, najcudowniejsze i w ogóle naj.

W ten sposób z tekściarzy średniej klasy tworzono wręcz wieszczy narodowych. Przy czym w przypadku pewnych osób, czynniki czarnej i białej mitologii schodziły się ze sobą.

Najlepszym tego przykładem jest przedwojenny specjalista od szmoncesu, grepsu kabaretowego i kiczu werbalnego, który w PRL stał się wieszczem narodowym pachołków sowieckich – Julian Tuwim.

Ten zakompleksiony łodzianin stręczył polskim prostaczkom takie brednie, jak sławetne: „Eurydyko, Eurydyko, co tam masz pod tuniką.” Bezwzględny polski arystokrata - Witold Gombrowicz przezwał więc Nochala, jak potocznie nazywano Tuwima, Eurydyką. Co bardzo się przyjęło w środowisku. Poza tym, jak przystało na arystokratę, wypuszczał na tekściarza swojego giermka, gimnazjalistę – Kazia Rudzkiego, który z racji posiadania taty milionera mile był widziany w bohemie, bowiem stanowił podporę finansową Witolda, gdy mu rodzice, w czasie napadów oszczędzania, ograniczali kieszonkowe.

W późniejszym czasie, czyli w PRL – Kazio przekształcił się w Kazimierza Rudzkiego, socjalistycznego specjalistę od bon tonu, przyjaciela drugiego pod względem wagi u sowietów pachołka PRL, czyli Zenona Kliszki oraz drugiego w hierarchii ubeckiej, ormowca ( ORMO, czyli Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej) PRL; pierwszym był honorowy przewodniczący bijącej pięści pzpr, czyli ORMO, komediant-samouk Tadeusz Łomnicki, będący równocześnie członkiem kc pzpr, zupełnie nie wiedzieć czemu, te fakty są pomijane w biografiach tych osobników; i co najważniejsze – Rudzki, to wujek Janusza Głowackiego.

Jednak w II RP, w której byty nie były zaburzone, a piramida społeczna logiczna, Kazio Rudzki był przedstawiany przez swego promotora, księcia Witolda, jako „Kazio specjalista od dowcipów z przyrządami”. Młodzian specjalizował się w: zmywalnych plamach, pierdzących poduszeczkach, czy sztucznych ekskrementach. Kiedy była okazja i wyżej rzeczony tekściarz Tuwim pojawiał się w lokalu, Kazio miał za zadanie podchodzić doń, i swoim tubalnym głosem deklamować na cała kawiarnię:

- „Dupę! Dupę”!

Zakompleksiony łodzianin, który poza wszystkim był dość tępy, dawał się na to nabierać i pytał:

 – „Co proszę?” - Wówczas Kazio wyjaśniał:

- „Eurydyka, ma pod tuniką dupę!”

Jak więc widać mitologia II RP pięknie się rozwijała w PRL Nie tylko w zakresie bohemy, ale również w bardzo szerokim spectrum spraw poważnych. Przykładowo opowiadano głodne kawałki, iż przedwojenna matura to Cambridge, Oxford, Sorbona razem wzięte. Ja zwykle w takim wypadku zadawałem proste pytanie.

- Jeżeli byli tacy wykształceni, to dlaczego przegrali Polskę w dwa tygodnie i to z takimi półanalfabetami oraz nieukami, jak Hitler i Stalin? Zwykle po tak postawionym pytaniu zapadała krępująca cisza.

Problem z II Rzeczpospolitą polega na tym, że państwo to, po okresie „burz i naporów”, pogrążyło się w typowym polskim bagnie antyintelektualizmu, nieuctwa i samozadowolenia. Kołtun polski rozpanoszył się, jak zaraza i Polska, w stosunku do Niemiec i Sowietów, zaczęła staczać się po równi pochyłej.

Mówiąc o kołtunie polskim mam na myśli nie tylko gnidy wychodowane w kościelnej kruchcie, ale również tak zwanych postępowców, którzy byli kołtunami a rebours. Ci postępowcy w gruncie rzeczy małpowali ćwierćinteligentów paryskich, jak Boy-Żeleński lub tumanów angielskich, jak Antoni Słonimski.

Do tego dochodziła miałkość i zaściankowość polskiego życia politycznego, które z jednej strony nurzało się w antysemityzmie, a z drugiej w filosemityzmie, co świadczy wymownie o totalnym prymitywizmie ówczesnej myśli politycznej.

Przy czym mieliśmy do czynienia z prawicowym i lewicowym antysemityzmem, gdzie ten ostatni pięknie się rozwinął w PRL oraz ma się doskonale dziś.

Po zrabowaniu władzy narodowi, przez J. Piłsudskiego w zamachu majowym, społeczeństwo ówczesne stało się głęboko infantylne. Ten powrót świata dorosłych do dziecięcia, doskonale opisał W. Gombrowicz w powieści „Ferdydurke”. Niestety, ów infantylizm Polaków przełożył się na PRL i dzisiejszą Polskę.

Można postawić tezę, iż od zamachu majowego Polacy tkwią w infantylizmie i wszystkie konstrukcje intelektualne oraz wynikające z nich idee w świecie polskiej polityki są logiczną konsekwencją tych zamierzchłych, wydawałoby się, wydarzeń.

W rzeczywistości, my Polacy, nie uporaliśmy się z infantylizmem II RP. Przez infantylizm, staliśmy się pariasami świata i w obecnej Polsce znów skoczyliśmy w bajoro infantylizmu. Wszelkie pomysły budowania dorosłej Polski zostały wyszydzone - oplute, jako agenturalne brednie - i radośnie wszystkie strony sporu politycznego wróciły do infantylnego patrzenia na świat, a bezpieczeństwo Polski, niczym przedszkolaki, ci wszyscy zdziecinniali politycy złożyli w ręce, jak w II RP, dobrego taty. W owych czasach był to J. Piłsudski i jego klika. Dziś jest to USA. Mimo, że takie patrzenie na świat poniosło klęskę w 1939 roku, dzisiejsza Polska i jej politycy brną utartymi koleinami.

W polskiej myśli politycznej nie wyciągnięto żadnych wniosków z załamania się tarczy antyrakietowej, odmowie stałych baz amerykańskich w Polsce, czy statusu Polski, jako ubogiego krewnego w ramach NATO. Tymczasem nasi sojusznicy prowadzą dorosłą politykę. Francja ma własną broń masowego rażenia. To samo dotyczy Wielkiej Brytanii. Hiszpania, Niemcy, nie mówiąc o mniejszych krajach Europy, nie posiadają takiego arsenału militarnego i są traktowane, oczywiście nie tak, jak Polska, ale również obcesowo.

W USA agentura niemiecko – rosyjska pcha się bezczelnie do władzy, a Polacy przyglądają się tej sytuacji, jak dzieci w piaskownicy, mimo że pod względem ekonomicznym zajmują w USA trzecie miejsce, zaś jako elektorat mogą pełnić funkcję rozstrzygającą, jak to miało miejsce przy elekcjach i reelekcjach R. Regana, czy G.W. Busha.

Wbrew fałszowanym danym, Polaków w USA jest około 25 milionów, biorąc pod uwagę osoby będące Amerykanami w czwartym i piątym pokoleniu.  Niemców jest znacząco mniej. Jeżeli dodamy do tego inne narody naszego regionu, to stanowimy decydujący odsetek w wyborach w USA i prawda ta winna zostać uświadomiona politykom amerykańskim.

Tymczasem pozwalamy sitwie niemiecko-rosyjskiej szarogęsić się. Polski rząd winien prowadzić w tym względzie ofensywną politykę, tak jak robią to Rosjanie i Niemcy, którzy poprzez różne struktury mieszają w garnku amerykańskim. Rząd polski miast szukać egzotycznych sojuszy, musi skupić się na dorosłej polityce wobec USA. Najwyższa pora porzucić mitologię II RP i spojrzeć na świat dorosłymi oczyma.

Polska oraz narody Europy Środkowej posiadają możliwości i potencjał, musimy tylko zaakceptować fakt, że już dorośliśmy. Polityka polska musi być więc prowadzona tak, jak to się robi w dorosłym świecie, czyli podmiotowość uzyskuje się przez siłę. Siłę w polityce międzynarodowej uzyskuje się przez sprawny, silny, agresywny wywiad. Silną i bitną armię. Broń masowego rażenia. Powstaje pytanie, czy Polacy potrafią unieść atrybut dorosłości w XXI wieku.           

           

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka