paweł solski paweł solski
277
BLOG

Rozliczyć Romana Polańskiego za całokształt

paweł solski paweł solski Polityka Obserwuj notkę 3

Roman Polański nie ma w życiu szczęścia. Najpierw Niemcy zamordowali mu mamę i braciszka, którego wyrwali z jej brzucha i na oczach umierającej kobiety zamordowali bagnetem. Następnie tata - wówczas jeszcze Rajmunda - nie bardzo umiał znaleźć kontakt z synem. Sztuka okazała się dla – już Romana - wytchnieniem i spełnieniem. Jednak i tu nie było prosto. Oto jego genialne etiudy filmowe, bez napisów czołowych i końcowych, czyli tam, gdzie są personalia autora, wywozi za granicę najbardziej wpływowy w ówczesnym PRL, komunistyczny reżyser i dygnitarz, Aleksander Ford i prezentuje, jako swoją twórczość. W 1957 Roman Polański razem z innymi wybitnymi twórcami, ale w tych latach jeszcze studentami, realizuje szkolny, pełnometrażowy film, jedyny, jaki do dziś powstał, prawdziwy obraz stalinowskiej okupacji Polski, pod tytułem „Koniec nocy”. Sam też gra w tym filmie. Fakt ten zostaje dostrzeżony i towarzysze zaczynają uważnie przyglądać się, kto to ten Polański. Następnie debiutuje, realizując najbardziej antykomunistyczny film, jaki do czasu „Kobiety samotnej” Agnieszki Holland, powstał w PRL. Gensek Gomułka, który zazwyczaj opisywany jest, jako półanalfabeta i prostak, w rzeczywistości takim nie był. W istocie, ta wyrachowana kanalia z doskonałym zmysłem wyczuwania zagrożenia dla totalitarnego reżimu sowieckiego, którego był cieciem w okupowanej Polsce, dostaje szału na kolaudacji filmu „Nóż w wodzie”, bo w odwrotności od reszty towarzyszy, doskonale widzi, jakie zagrożenie niesie twórczość Polańskiego dla sowieckiej okupacji Polski. Zarządzający Polską w imieniu Sowietów doskonale wie, że przaśny polski patriotyzm jest doskonałym nawozem do utrzymywania okupacji Polski przez Moskwę. Przecież taki sam przaśny, wielkorosyjski patriotyzm wykorzystał ludobójca Stalin, gdy chciał zmobilizować swoich niewolników do przelewania krwi z Niemcami, w interesie utrzymania przy władzy siepaczy lewicowych. Gomułka dobrze wie, że przeniesienie dyskursu z masy na jednostkę, ukazanie zła, jako zniewolenia jednostki, uderza jak bomba atomowa w świadomość każdego normalnego człowieka. Jednostka uświadamia sobie, z jakimi bestiami ma do czynienia. Nie jest to już walka narodu z narodem, gdzie racje można relatywizować, tylko ukazanie nagiej prawdy, iż system jest wymierzony w samo sedno naszej egzystencji – jednostkę. Tu konieczna dygresja. Czasy 1953 – 1964, to dla lewicy okres bardzo niebezpieczny. W związku z resetem sposobu zarządzania przez bandę w Moskwie i w koloniach musiano dokonać pewnych korektur. Istotą współpracy Sowietów i Anglosasów od 1933 roku było unieważnianie Europy. Jednym z filarów Europy jest Polska. Dlatego Stalin zawsze we współpracy z Anglosasami usiłował sprowadzać naszą ojczyznę do roli bantustanu, a nas Polaków do roli dzikusów plemiennych. Ludzi nieważnych. Tymczasem za sprawą owego resetu w okupowanej Polsce dochodzi do głosu pokolenie ludzi urodzonych, przed 1939 ale dzieciństwo i młodość spędzających pod ciosami totalitaryzmu. Oni nie chcą mówić o rzeczach nieważnych, czy nieistotnych, bo wiedzą, że życie jest tak krótkie i kruche. W Polsce, znów jak w czasach romantyzmu, pojawia się trzech wieszczów. Marek Hłasko, Krzysztof Komeda, Roman Polański. Mkną przez firmament, jak komety zapowiadające nowe. Nagle wszyscy myślący ludzie na świecie uświadamiają sobie, że jest taki kraj, jak Polska. Dziś mało, kto pamięta, bo w naszym kraju pszenno-buraczanych wiedza i świadomość, to towar całkowicie ekskluzywny, że Marek Hłasko swoimi opowiadaniami, powieściami, wywiadami uświadamiał opinii światowej, że Polacy nie dali się unicestwić. Muzyka Krzysztofa Komedy była tak popularna, że codziennie jego utwory rozbrzmiewały na falach rozgłośni: Londynu, Stambułu, Tajpej czy San Francisco. W pewnym momencie można było porównać popularność Komedy do Beatlesów. Natomiast etiudy filmowe i „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego wybuchały w świadomości widzów z siłą supernowej, burząc stary świat: pozoru, obłudy i mordu. Dodatkowo romantyczno-ironiczny polski gwiazdor w zaciemnionych okularach, Zbigniew Cybulski, budził u ludzi myślących pod każdą szerokością geograficzną irytujący i niebezpieczny niepokój. Moskwa musiała położyć temu kres. W PRL anatemą milczenia objęto Hłaskę, Komedę, Polańskiego. Cenzura nakazała nie podawać o Polańskim żadnych informacji, bo za dużo pisze się „o tym człowieku”.  Jednocześnie Sowieci nakazali fizyczne wyeliminowanie tych groźnych Polaków. Na pierwszy ogień poszedł Krzysztof Komeda, który zginął, niby w trakcie incydentu, na przyjęciu w rezydencji Polańskiego w USA. Później rozprawiono się z Markiem Hłasko, który to był uprzejmy „popełnić” usłużne samobójstwo. Niestety, gorzej poszło z zamordowaniem Polańskiego. Komando Mansona, które w rzeczywistości wykonywało zabójstwa na zlecenie, nie wywiązało się ze zlecenia, gdyż twórca „Matni” niespodziewanie wyjechał na jeden dzień do Londynu, o czym prawie nikt nie wiedział. Należy pamiętać, iż Roman Polański po swoim ślubie z ikoną amerykańskiego kina, został bardzo w USA znienawidzony. Amerykanie doskonale wiedzieli, co zrobili Polakom przez zdradę w Jałcie i w związku z tym cały czas szła w USA, czarna, podskórna propaganda przeciw Polakom, która miała usprawiedliwiać polityczne kanalie z partii demokratycznej.  I nagle, w Stanach ląduje „ten Polaczek” jak pogardliwie nazywali Polańskiego, i jaskinia amerykańskiego przemysłu rozrywkowego, zamienia się w żyzny obszar poszukiwań twórczych. Reżyserzy nie chcą już być wyrobnikami przemysłu czasu wolnego, ani funkcjonariuszami propagandy. Zaczyna się w amerykańskim kinie pogoda dla sztuki. Wszystko za sprawą „tego Polaczka”. Przecież Polacy - to mają być jakieś bezzębne dzikusy o fizjonomii zrytej nałogiem alkoholowym i przyrodzoną tępotą, a tu proszę, taka nieprzyjemność. Och jak bardzo nie podobało się, że nasza amerykańska piękność oddała swoją rękę temu polskiemu przybłędzie miast związać się z jakimś kukurydzianym parobasem. Mordując żonę Polańskiego, banda Mansona zabiła również jego synka. Roman Polański, jako dziecko utracił kobietę swego życia – mamę - i braciszka. Mord w jego rezydencji pozbawił dojrzałego już mężczyznę, kobiety jego życia – żony - i synka. O masakrze w swojej rezydencji, Roman Polański dowiedział się po powrocie z Londynu. Przez pół roku był sparaliżowany po doznanym urazie psychicznym i przez trzy lata podnosił się z tragedii. Następnie jego filmy nabrały jeszcze głębszych barw i stały się przenikliwie prawdziwe. Nikt tak dogłębnie nie sportretował etosu społeczeństwa amerykańskiego, jak Roman Polański w „Chinatown”. To oczywiście również się nie podobało. Jak tak można odzierać społeczeństwo z hipokryzji i obłudy. W społeczeństwie anglosaskim już był taki twórca, który pozwalał sobie na tego typu wiwisekcję. Oskar Wilde. Wiemy, co mu uczyniono. Nie bez powodu wspominam tu genialnego dramaturga angielskiego. Podobnie jak w przypadku czynu inkryminowanego Polańskiemu, również „przestępstwo” Oskara Wilde było czynem zabronionym, wynikającym z obyczajowości na danym etapie rozwoju określonego społeczeństwa. Dziś Anglicy, gdy im wspominać o bestialstwie wobec geniusza przełomu XIX i XX wieku, tylko pokornie spuszczają łby. Podobnie przedstawia się sytuacja z Romanem Polańskim. Wbrew temu, co bełkocze mierzwa etniczna i pszenno-buraczani „znawcy” prawa amerykańskiego, seks z dziewczyną 13-letnią nie był uznawany za tak szczególnie naganny. Oto Jerry Lee Lewis, gwiazdor estrady młodzieżowej, uwiódł i ożenił się ze swoją 13-letnią kuzynką i jakoś rozpalony prokurator go nie ścigał. Wiecie, co mówi się o dziewczętach z tamtych stron? Jak długo są dziewicami? Dopóki są w stanie uciec swoim ojcom i braciom. Wbrew temu, co tu różni funkcjonariusze z siebie wydalają, gdyby chodziło o zwykłego Boba, czy Dicka, nikt by nie robił problemu. Ponieważ obyczajowość, a tym samym prokuratura amerykańska, są bardzo elastyczne w tych sprawach. Przykładowo - przymyka się ślepka na seks z 9 latkami u muzułmanów, z 12 latkami u różnego rodzaju sekt protestanckich jak i na poligamię. Po prostu nagrzany karierowicz postanowił podlizać się gawiedzi licząc, że zrobi karierę na tym „Polaczku”, jak rasistowsko wyrażał się o genialnym artyście. Najlepszym dowodem, że nie chodziło o dziecięcy puszek jest sprawa Corey’a Haim’a. Genialnej dziecięcej gwiazdy filmowej w USA w latach 90 XX wieku. Corey przybył do USA z Kanady i okazał się wręcz fenomenem aktorskim. Kiedy ogląda się dziś jego debiut w filmie pełnometrażowym z Lizą Minnelli, trudno wprost uwierzyć, że ten 10-letni chłopiec nie jest naturszczykiem, tylko rola jest jego przemyślaną kreacją. Kariera owego dziecięcego gwiazdora rozwijała się wręcz w kosmicznym tempie. Zwracam uwagę, szanowny czytelniku, że było to już po aferze Polańskiego. Oczywiście do Kanadyjczyka dobrali się. Najpierw 12-latka faszerowano zielskiem, by w wieku 13 lat przerzucić go na kokainę. Następnie ten genialny dzieciak został kochankiem hollywoodzkiego mogoła. Przez 2 i pół roku. Od trzynastego roku życia do piętnastego był zabawką jednego z najbardziej wpływowych do dziś, człowieka z „fabryki snów”. Sądzę, że to pretensjonalne określenie jest tu jak najbardziej na miejscu. Kiedy pedofil - i to jest prawdziwy pedofil - pożegnał się z Corey’em, bo był dla niego za stary, to ten genialny i biedny dzieciak został po prostu wyrzucony na śmietnik. Dosłownie. Kiedyś dziecięcy milioner, który zaopatrywał wszystkie schroniska dla zwierząt w Los Angeles w karmę, teraz musiał błagać w lombardach o 3$, dosłownie trzy dolary na kawałek pizzy, aż skonał, jako wrak człowieka. Jego przyjaciel z branży - Corey Feldman - pisał o tym wszystkim. Wskazywał, kto był pedofilnym gwałcicielem Corey’a Haima. Myślisz drogi czytelniku, że ktoś tym się zajął, że jakiś napalony prokurator popędził z całym aparatem przemocy do owego potężnego pedofila, ależ gdzie tam. Co się okazało, otóż życzliwi poradzili Feldmanowi, aby się zamknął, bo w przeciwnym wypadku jedynym pozwanym będzie on. Pomijając ten drobny szczegół, że w branży filmowej już na pewno nie będzie miał, czego szukać. Powstaje więc pytanie, dlaczegóż to chce się ścigać Romana Polańskiego pod mocno naciąganymi zarzutami sprzed 40 lat po całym świecie, a prawdziwi pedofile używają życia, aż miło i ich, karząca łapa amerykańskiej sprawiedliwości nie dosięga? Czy tylko dlatego, że są Amerykanami w trzecim pokoleniu? Czy też, że są podporami protestanckiej społeczności i hojnymi donatorami określonej siły politycznej? Czy może dlatego, że nie są „cholernymi Polaczkami”?  Jak więc widać, Roman Polański nie ma szczęścia - totalitarna bestia dopadła go w czasach dzieciństwa. W wieku średnim - „socjalista” Manson ze swoją bandą zamordował wszystko, co kochał… a dziś socjalistyczno – narodowy totalitaryzm chciałby znów dopaść geniusza, by dać żer swojej mierzwie etnicznej. Wygląda na to, że tylko prawdziwa Europa jest domem dla geniusza, jak bywało kiedyś, gdy dawała schronienie: Słowackiemu, Chopinowi, Norwidowi i wielu innym.

 Chwała Europie i chała pszenno – buraczanym.            

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka