Wszystko wskazuje na to, że udało się demokratom umieścić D. Trumpa, jako kandydata republikanów. Po tak skompromitowanej demokratycznej prezydenturze, jaką zaprezentował aktualny rezydent Białego Domu wydawało się, że demokraci nie mają szans na nastręczenie swojego człowieka, jako najważniejszego urzędnika w USA. Wszystkie badania opinii publicznej wskazywały, że H. Clinton przegrywa z każdym kandydatem republikanów poza … Trumpem.
W związku z czym, wnuk Niemca, który zbił majątek na lupanarach, którymi hojnie „obdarowywał” zakłamanych protestanckich Amerykanów, prawdopodobnie zostanie kandydatem republikanów. Jak już tu pisałem, jest to powtórzenie z modyfikacją, manewru z R. Perotem w trakcie próby reelekcji G. Busha.
Dlaczego ów trick się powiódł. Amerykanie, jako naród pragmatyków i empirystów ostro walczą, gdy komuniści amerykańscy, którzy dla kamuflażu nazywają siebie liberałami, chcą im odebrać prawo do broni. Oczywiście to prawo komuniści chcą im odebrać, ponieważ już tylko dwa gramy ołowiu stoją na przeszkodzie wprowadzenia w USA dyktatury.
Jednak większość społeczeństwa USA nie dostrzegała, że najpierw należało bronić, nawet orężnie, tego, co zabierano dumnemu Narodowi Amerykańskiemu, kawałek po kawałku, czegoś bardziej istotnego niż broń – wolności słowa. Komuniści amerykańscy czynili to latami, w sprytny sposób ograniczając prawo do swobodnej ekspresji werbalnej. Najpierw dokonano tego na uczelniach amerykańskich, w których młodzież amerykańską deprawowano intelektualnie i ogłupiano.
Czy wiesz, Szanowny Czytelniku, że na 100% amerykańskich: profesorów, ludzi literatury, sztuki, kultury - 95%, to komuniści. To oni pod maską: nauki, sztuki, literatury, filmu szerzyli i szerzą, komunistyczny zabobon. Wybitny polski aktor Andrzej Zaorski pięknie ukazuje ten fakt, gdy stwierdza w swojej autobiografii, że po początkowym zachłyśnięciu się po 1956 literaturą amerykańską, ze zdziwieniem spostrzegł, iż gdyby owych Johnów, Bobów występujących w literaturze USA, zamienić na Jaśków i Robeczków, to utwory te, niczym nie różniłyby się, od socrealistycznych szmir, jakimi infekowano bezskutecznie, Polaków.
Jacy są ci komuniści amerykańscy, którzy maskują się przed społeczeństwem amerykańskim, nazywając siebie liberałami. Wszystko zaczęło się przed I Wojną Światową oraz w jej trakcie. Oto bezlitośnie, scharakteryzował tę warstwę … Lew Trocki w swojej autobiografii „Moje życie”. Pisze o tych kanaliach tak: „W Stanach Zjednoczonych istnieje znaczna warstwa dobrze sytuowanych (…), którzy swój drogocenny wolny czas dzielą, między koncerty znakomitości europejskich i amerykańską partię socjalistyczną. Światopogląd ich składa się z urywków i strzępków wiedzy nabytej w czasach studenckich. (…) Ludzie ci tworzą niewielkie klany narodowe, w których solidarność ideowa jest najczęściej płaszczykiem przykrywającym stosunki z dziedziny interesu.” Komuniści zawsze trafnie charakteryzują komunistów.
Jednak mimo całych lat pracy, również w USA nie udało się implementować społeczeństwu kłamstwa, więc komuniści postanowili narzucili Amerykanom terror werbalny i z właściwą sobie dozą ironii nazwali go – poprawnością polityczną, aby skuć kajdanami wolną myśl amerykańską.
Walka z totalitarnym bestialstwem w zakresie myśli jest bardzo trudna, bo większość społeczeństwa nie rozumie, że każda władza zaczyna się od opanowania myśli. Komuniści w Rosji najpierw wmówili społeczeństwu, jak to jest źle w ich państwie, a później uczynili z Rosji jeden mega obóz śmierci.
To samo grozi USA. Już nawet republikanie posługują się zbitkami słownymi, które są wierutnymi kłamstwami narzuconymi w celu represjonowania wolnej myśli. Zabieg w zakresie terroru słownego, czyli poprawności politycznej, jest zastosowaniem dyrektywy Lenina, który nakazywał, aby w ramach walki z wolnością jednostki, tak konstruować wypowiedzi, by zmieniać znaczenie i kontekst występowania danego słowa. Ponieważ taki zabieg dekomponuje przeciwnika oraz uniemożliwia rzeczywisty dyskurs.
Dziś komuniści już jawnie atakują wolność słowa wymyślając kaganiec i knut dla myśli, pod pozorem „mowy nienawiści” – chodzi oczywiście o to, by bez zastosowania formalnej cenzury uniemożliwić społeczeństwu, pozyskiwanie obiektywnych informacji oraz prowadzenie rzeczywistego dyskursu intelektualnego. Naród amerykański jest więc skuty kajdanami totalitarnej myśli. Sytuacja niewoli intelektualnej prowadzi do zubożenia i strywializowania dyskursu społecznego. Tym samym, przeciwnik polityczny, aby dotrzeć do mas, musi również zubożyć swą myśl.
I tu dochodzimy do sedna sprawy pod tytułem: operacja wmówienia republikanom D. Trumpa. Ów serdeczny przyjaciel rodziny Clintonów, dostał zadanie stworzenia karykatury polityka prawicowego. Ponieważ przeciętny Amerykanin jest terroryzowany dzień w dzień poprawnością polityczną, oczywiste jest, że nawet groteskowe, czy głupie wypowiedzi - ale idące przeciw terrorowi werbalnemu komunistów - przyjmowane są, jak oaza na pustyni. Jednocześnie sytuacja terroru, wywołuje bardzo ostrą i sztuczną polaryzację, która prowadzi do sytuacji, że społeczeństwo mając do czynienia z karykaturą i spójnym wizerunkiem polityka z obozu przeciwnego, opowie się właśnie za koherentnym wizerunkiem, gdyż społeczeństwa demokratyczne zawsze odrzucają ekstremę.
Dlaczego republikanie pozwolili na taką sytuację? Tu musimy się cofnąć do prezydentury Dwight`a D. Eisenhowera. Ten niby republikański prezydent, swoją kolaboracją z demokratami i usłużnością wobec sowietów, zdewastował na długi okres etykę republikanów i rozbroił ich ideologicznie. Dziś małość i kręta amoralnie ścieżka kariery tego człowieka, powoduje, że - jak to się mówi: ciszej nad tą trumną.
Republikanie pod rządami tego koszmarnie miałkiego osobnika, całkowicie zatracili swą ideologię. Stali się rodzajem nieostrego odbicia w lustrze rzeczywistości amerykańskiej. Poza tym należy pamiętać, że zasadnicza różnica między republikanami a demokratami zasadza się na tym, iż republikanie są patriotami amerykańskimi, zaś demokraci są rządni władzy za wszelką cenę. Nawet za cenę, która zwie się USA.
Najlepiej tę sytuację ukazuje przebieg kariery Richarda M. Nixona. Nixon był kontrkandydatem wobec J.F. Kennedy’ego. Gdy poinformowano go, że ów katolicki kandydat wygrał wybory drogą oszustwa, Nixon zakazał informować o tym fakcie, mówiąc - Amerykanie widzą, iż przegrywamy z Sowietami i w ogóle jest z nami, coraz gorzej. Jeżeli teraz Naród poinformujemy, że sprofanowano demokrację, to dojdzie do załamania społeczeństwa na niespotykaną skalę. Oczywiście kandydat demokratyczny, będąc w sytuacji Nixona nie przejmowałby się taką drobnostką, jak społeczeństwo.
Patriotyczna postawa 37 Prezydenta USA, zemściła się jednak na nim jeszcze raz. W trakcie swojej pierwszej prezydentury Nixon zorientował się, że demokraci są hojnie dotowani przez sowiety i Chiny. Przeciwdziałać temu procederowi za pomocą FBI nie mógł, gdyż ta tajna policja, od początku XX wieku jest opanowana przez demokratów. W Polsce w ogóle nie wie się, że tę strukturę policyjną - wbrew temu, co się propaguje – powołano, jako tajną siłę policyjną do terroryzowania ludności pokonanego w wojnie secesyjnej południa.
W trakcie walki o reelekcję okazało się, że kandydaci demokratów już nawet nie maskują się czerpiąc pełnymi łapami z funduszy dwóch uprzednio wymienionych krajów. Wszystkie dokumenty dotyczące tych machlojek były przechowywane w dawnej siedzibie wodociągów i kanalizacji miasta Washington, która wówczas była siedzibą demokratów. Prezydent nie mogąc liczyć na federalne struktury, wysłał do Watergate, jak nazywa się w Washingtonie ten budynek, swoich zaufanych pracowników. Jednak w biurach demokratów nic nie zastali, gdyż pół godziny przed ich przybyciem FBI wyczyściła wszystkie biurka i segregatory z kompromitujących dokumentów i je ukryła.
Następnie akcję, jaką w interesie bezpieczeństwa USA podjął Prezydent Nixon, propaganda demokratyczna zaczęła przedstawiać, jako straszliwe przestępstwo. Tak, że Nixon mając do wyboru albo fizyczne rozprawienie się z hucpą demokratów, albo ustąpienie z urzędu Prezydenta, wybrał - jako prawdziwy prawicowy polityk - interes kraju i ustąpił z urzędu.
Do dziś propaganda komunistyczna w USA i poza jej granicami opowiada bezczelnie bujdy na ten temat. Jak zapewne szanowny Czytelnik wie, Amerykanie produkują tony śmieciowej literatury sensacyjnej, ale jakoś tej arcyciekawej sprawy wolą nie poruszać.
Zarówno indyferentyzm ideologiczny i amoralność polityczna Eisenhowera, jak i patriotyzm Nixona posunięty do granic auto da fe, wytworzyły w partii republikańskiej opcję ambiwalentną, która nie dąży do zwycięstwa za wszelką cenę. Opcja Ronalda Regana jest w mniejszości, gdyż wymaga o wiele większego zaangażowania, czyli często narażenia się środowiskom bardzo wpływowym, ale całkowicie obojętnym na los kraju. Bycie zwycięzcą zawsze wiąże się z ryzykiem. Martwy republikanin nikomu nie przeszkadza.
Inne tematy w dziale Polityka