Warszawa, jako stolica Polski, jest zawsze na przegranej pozycji w stosunku do innych miast naszego kraju. My warszawiacy odczuwamy ów parszywy los, każdego dnia. Wiąże się to zarówno z uciążliwościami dnia codziennego – przejazdy różnych „ważnych” urzędników w kohortach goryli, konieczność oddawania terenów miejskich na potrzeby administracji krajowej, czy finansowanie komunistycznej zasady „równości społecznej”, czyli „janosikowe” – jak i kwestiami bardziej zasadniczymi, gdy na przykład o ustroju samorządowym Warszawy wypowiadają się wszyscy mieszkańcy… przysiółków, osad, wsi, którzy akurat dzięki szachrajstwom wyborczym i powszechnej tępocie rodaków mają swoje pięć minut na dorobienie do emerytury, dzięki posadce posła.
Kiedy w latach dziewięćdziesiątych razem z grupą radnych namawiałem prezydenta Lecha Wałęsę na powrót stolicy do Krakowa, na miasto smoka wawelskiego padło przerażenie i coraz to nowe tabuny krakusów szturmowały Pałac błagając, aby broń boże prezydent nie ulegał wstrętnym podszeptom. Krakowianie dobrze wiedzieli, co to za los być stolicą Polski.
Przez 27 lat wolnej Polski, Warszawa miała tylko dwóch sensownych prezydentów i jak historia oraz wydarzenia bieżące pokazują, los tych ludzi okazał się nie do pozazdroszczenia.
Świetny warszawiak, rozumiejący doskonale miasto, został wytarzany w pierzu oraz smole, a następnie wrzucony do politycznego Styksu – Paweł Piskorski. Wszelkie siły zła i ciemności postanowiły rozprawić się z tym, który stolicę Polski wyciągał z bagna komunistycznego, tworząc zręby pod metropolię europejską. Ponieważ Piskorski rozważał możliwość zburzenia daru Stalina, uknuto przeciw młodemu politykowi wyjątkowo perfidną intrygę i zniszczono go. Warszawa na długie lata pogrążyła się w odmętach postkomunistycznej rzeczywistości.
Chodzi o to, by Warszawa nie przyćmiła Moskwy lub Berlina. Ma pozostać zapyziałym, postsowieckim grajdołkiem, zapyziałego narodku. Świetnie w to emploi wpisywał się, jako prezydent Warszawy, L. Kaczyński, który przypilnował, aby „dar Stalina” stał się „zabytkiem” i w ten sposób pomnik polskiej podległości wobec Moskwy jest chroniony przed słusznym wyburzeniem. Należy jeszcze dodać, że pałac im. Józefa Stalina poza tym, że urąga nam, Polakom, jako pomnik największego ludobójcy Polaków w historii Polski stojący w sercu stolicy Polski, skutecznie blokuje konstruktywny rozwój centrum stolicy oraz generuje horrendalne koszty dla miasta, a więc plan Moskwy dalej działa.
Innym posunięciem L. Kaczyńskiego było mianowanie na głównego architekta stolicy Polski osobnika twierdzącego, że Warszawa ma być miastem niskiej zabudowy. Pan architekt L. Kaczyńskiego, kontynuował myśl cara, który po powstaniu styczniowym zakazał budowy w Warszawie domów wyższych niż trzy piętra, zaś w trakcie odbudowy Starego Miasta po Powstaniu Warszawskim, grupa architektów w ramach wniosku racjonalizatorskiego, czytaj: zarobek na boku, zaproponowała, aby odbudowywane budynki zmniejszyć o około 14%, co oczywiście zostało przez Moskwę zaaprobowane, a przez zbydlęconych wykonane. Jak to w „naturze” wygląda możesz, Szanowny Czytelniku przekonać się porównując odbudowany już po 1990 roku Ratusz Warszawski na Placu Teatralnym, z resztówką odbudowaną na tymże placu, przez sowieciarzy na początku lat sześćdziesiątych, na której jest tablica upamiętniająca poległego w tym miejscu w Powstaniu Warszawskim poetę K.K. Baczyńskiego.
Za czasów prezydentury L. Kaczyńskiego stołeczny ratusz zawzięcie walczył… aby nie powstało centrum handlowo – biznesowe „Złote Tarasy”. Czegóż to nie wymyślano, aby centrum zniszczyć.
Paweł Piskorski zamyślał owo centrum, aby zrównoważyć i „przykryć” pomnik ludobójcy Polaków. Dziś trudno sobie wyobrazić Warszawę bez „Złotych Tarasów”. Na szczęście dla warszawiaków L. Kaczyński został Prezydentem Polski i przestał się interesować Warszawą.
Hanna Gronkiewicz – Waltz kontynuowała tworzenie z Warszawy metropolii poprzez słuszne uznanie, że miasto potrzebuje całkowitej i skutecznej rewitalizacji w zakresie tkanki mieszkalnej usytuowanej w centrum stolicy.
Centrum Warszawy było przed objęciem urzędu prezydenta przez HGW, skansenem postkomunizmu. Zrabowane prawowitym właścicielom kamienice, zasiedlone w myśl socjotechniki sowieckiej, wymieszanym towarzystwem: lumpenproletariatem, klasą średnią, z rosyjska, zwaną, groteskowo – „inteligencją” oraz artystami, były ciągłą areną walk sąsiedzkich a nie wspólnotą mieszkańców. Budynki zamieszkane przez obcych sobie całkowicie socjalnie ludzi, przez całą okupację sowiecką i lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, zapadały się w sobie, popadały w kompletną ruinę. Secesyjne, art deco czy nuvo art kamienice stawały się slumsami w centrum stolicy Polski … i o to chodziło! Z ich zdemolowanych wnętrz ział odór zła. Smród fekaliów, moczu i trupi zaduch unosił się w budynkach i na zewnątrz. Mieszkańcy przemykali się chyłkiem, gdyż wokół zrabowanych kamienic usadowił się nierząd i bandytyzm. Same mieszkania były istnym kuriozum, gdyż zazwyczaj normalne, wygodne, rodzinne mieszkania podzielono na dwa, trzy lub więcej – lokale mieszkalne, w których poziom życia urągał wszelkim standardom cywilizacyjnym. O tym koszmarze mówiono, że lud wchodzi do śródmieścia.
Jednocześnie hałastra przybyła z przysiółków, osad i wsi, ciągle knuła na ulicy Wiejskiej pod dyrekcją wiadomych sił - zdefiniowana swego czasu, jako: „ręka swoja, lecz nie nasza” - jakby tu utrzymać stan sparszywiałej i zapyziałej stolicy Polski oraz samej Polski. Brak wymownych zmian w pejzażu i jakości egzystencji miał udowodnić nam, Polakom, że kapitalizm niczego na lepsze nie zmieni w naszym życiu. Możliwe zaś, że jeszcze życie nasze pogorszy. Banda starała się jak najbardziej obrzydzić Polakom kapitalizm. Wszelkimi sposobami uniemożliwiano racjonalne rozwiązanie problemów - Warszawy i Polski - pozostałych po okupacji sowieckiej. Ferajna uchwaliła całą serię ustaw gwarantujących permanentne zubożanie Polaków. Tak, by średnia klasa, podstawa kapitalizmu i demokracji, nigdy nie rozrosła się i nie okrzepła. Z ustaw najbardziej zabójczych dla społeczeństwa polskiego można wymienić takie ustawy lub szersze uregulowania prawne jak: ustawa powołująca nową kastę rozbójniczą, zwaną dla niepoznaki, ustawą komorniczą. Inną ustawą świadczącą o szczególnym zbydlęceniu sitwy na Wiejskiej jest ustawa umożliwiającą wysiedlanie na „bruk” i tworzącą już dziś armię ponad 50 tysięcy bezdomnych, jednocześnie te cyniczne sukinsyny bredzą o - he, he - wspólnocie narodowej! Dalej, ustawowe zajmowanie świadczeń emerytalnych, które w każdym cywilizowanym kraju nie podlegają zajęciu. Stworzono ustawowo, system odsetek wpędzający obywateli w niespłacalne zadłużenia oraz za sprawą kruczków prawnych, wiecznotrwałość długów i przechodzenie ich z pokolenia na pokolenie. W krajach, w których istnieje autentyczna wspólnota narodowa czas trwania długu jest ograniczony. W Izraelu do siedmiu lat.
Jak więc widać, wszystko to, co zubaża Polaków - uchwalono sprawnie i błyskawicznie. Jednocześnie skrzętne gnidy z Wiejskiej celowo zaniechały stworzenie dla Warszawy i Polski ustawy zwracającej zagrabione mienie, gdyż te uregulowania działałyby na korzyść nas, Polaków. Wmawia się nam, że zwrot mienia Polaków wyznania mojżeszowego ich spadkobiercom, zrujnuje kraj. Jednocześnie lekką ręką rozdaje się pieniądze: Ukraińcom, Litwinom, Mołdawianom, etc. Spasa się, do rozpuknięcia, rodziny i znajomych aktualnych dzierżycieli możliwości stosowania środków przymusu i terroru wobec pozostałych obywateli. Dotyczy to oczywiście wszystkich, tak zwanych formacji politycznych, które do tej pory skorzystały na głupocie obywateli, czyli zdobyły najwięcej głosów, w wyścigu do „okrąglaka”, jak w swoim slangu „ wybrańcy motłochu” nazywają budynek na Wiejskiej.
Proszę zwrócić uwagę na język, jakim posługują się ci wyobcowani z polskiej wspólnoty, a rezydujący na ulicy Wiejskiej w Warszawie. Przykładowo: ciągle używają terminu – reprywatyzacja – tymczasem nie mamy do czynienia z reprywatyzacją, gdyż terminem tym obejmuje się tylko i wyłącznie dobra nie zrabowane obywatelom przez okupanta, ale znacjonalizowane, na zasadzie suwerennych decyzji uprawnionego organu państwowego, dobro prywatne, które postanowiono powtórnie zwrócić obywatelom lub dobro wspólne obywateli danego państwa, które na zasadzie wspólnotowej decyzji postanowiono oddać w ręce prywatne.
W Polsce mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Ze zwrotem mienia zrabowanego prawowitym właścicielom przez okupanta i jego pachołków. Zatem, używanie terminu reprywatyzacja, tak naprawdę ma ukryć fakt, iż mienie, które dziś nazywa się samorządowym lub państwowym, jest w istocie mieniem zrabowanym Polakom w trakcie II wojny światowej i po niej.
Szanowny Czytelnik może zapytać, czy autor nie przesadza w opisie knowań. Otóż nie. Wróg dobrze wie, że aby powstrzymać pochód kapitalizmu w Polsce i reaktywować socjalizm, należy zaatakować właśnie w stolicy Polski. Stworzono, więc takie ustawy, aby skompromitować i w zasadzie uniemożliwić racjonalne rozwiązanie sowieckiego rabunku mienia Polaków w Warszawie i w reszcie kraju.
L. Kaczyński był tym prezydentem Warszawy, który całkowicie jawnie i bez obiekcji opowiadał się za maksymalnym, utrzymaniem zrabowanego mienia w dotychczasowej, czyli wytworzonej przez okupację sowiecką, sytuacji prawnej. Jednocześnie Warszawa pod władzą L. Kaczyńskiego wytraciła całkowicie impet rozwojowy. Tak jak obecnie Polska, tak Warszawa przestała rozwijać się i poczęła osuwać się w postsowieckie osuwisko.
Dopiero, gdy Hanna Gronkiewicz – Waltz została prezydentem Warszawy, stolica nabrała typowego dla miast kapitalistycznych impetu rozwojowego. Ostro ruszyły inwestycje zarówno w zakresie infrastrukturalnym, jak i szeroko rozumianego komfortu życia.
Symptomatyczna jest tu sprawa fontann na błoniach Starego Miasta. Od czasów mojego dzieciństwa była tam usytuowana zdewastowana fontanna, w której jako dziecko łowiłem kijanki, a jako dorosły robiłem to samo, ze swoimi synami. Dopiero objęcie urzędu prezydenta miasta przez HGW diametralnie zmieniło sytuację i ten całkowicie „zapomniany” przez ludzi teren Warszawy przeistoczył się w jedną z wizytówek stolicy! Gdy podjęto prace nad budową zespołu fontann, w stolicy rozgorzał wściekły bój z prezydent HGW. Różnego rodzaju menelstwo intelektualne podszyte homosowietikusem ryczało, że prezydent chce zniszczyć sztucznie, uwaga!, zaniedbane oczko wodne. Owo grzęzawisko żab i okolicznego marginesu społecznego, który dokoła owego „sztucznie zaniedbanego” oczka wodnego, przez pięćdziesiąt lat kopulował, defektował, a czasem mordował, nagle przemieniło się, za sprawą HGW, w cywilizowane miejsce miejskiej kultury. Zespół fontann, który powstał na siedlisku żab, co roku, wiosną i latem, przyciąga tłumy na pokazy światła i dźwięku.
Pracownicy J. Kaczyńskiego, ucywilizowanie małpiego gaju na błoniach Starego Miasta nazwali pogardliwie macfontanną, nawiązując ową retoryką do tak bliskiego im światopoglądowo stanowiska sierot po R. Luksemburg i L. Trockim, które z nienawiścią wypowiadają się o wszystkim, co cywilizuje i ułatwia dany nam świat.
Mógłbym jeszcze wiele pisać o prowarszawskiej działalności prezydent, ale zainteresowanym jest ona dobrze znana. Szczególną zasługę HGW ma w przywracaniu normalności w zakresie własności w Warszawie. Dzielna ta kobieta, mimo, że doskonale zdawała sobie sprawę, iż swoją prokapitalistyczną postawą uruchomi wszystkich szatanów i wiedźmy, chwyciła problem za rogi i Warszawa za sprawą jej mądrej prywatyzacji z dnia na dzień zaczęła przypominać metropolię europejską.
Oddane w ręce prywatne kamienice odzyskały dawny blask, zazwyczaj połączony z elementami nowoczesnej architektury. Z centrum Warszawy znikły „panie pracujące”, smród i brud oraz lumpenproletariat. Warszawa systematycznie i uparcie cywilizuje się pod rządami HGW, i odbiega od stylistyki, którą tak uwielbia PiS oraz jego elektorat.
Warto zwrócić uwagę, że różnych obiboków antyszambrujących po mediach i uwielbiających liczyć pieniądze w cudzych kieszeniach, szczególnie boli, iż są ludzie, którzy zarobili miliony inwestując minimalne pieniądze i … inteligencję. Osobnicy ci uważają, że gwałtowne wzbogacenie się jest - jak uważał pruski, policyjny agent, w cywilu znany, jako Marks Karol - niemoralne.
Warto owym indywiduom zwrócić uwagę, że na świecie istnieje szereg możliwości gwałtownego wzbogacenia się. Przykładowo - loterie pieniężne, często owocują tym, iż jakiś szczęśliwiec inwestuje kilka centów lub dolarów i pozyskuje setki milionów dolarów lub euro. To dopiero jest niesprawiedliwość, że taki buc zgarnia szmal, a nie my! Cóż, świat jest pełen niesprawiedliwości.
Oczywiście, owocna dla stolicy działalność HGW budziła w lewicy pobożnej (PiS) i bezbożnej (różnego rodzaju sieroty po Stalinie i Trockim) szczerą nienawiść. Doszło nawet do tego, że stały bywalec burdeli i kumpel jednego z najbardziej znanych w Warszawie sutenerów, wespół z bandziorką z Wołomina usiłował wyautować HGW, ale nie z nami te numery. Tymczasem, ostatnie sondaże pokazują, że 60% warszawiaków popiera HGW. Okazało się, według opinii wrogów kapitalizmu, że sondaże powyższe nie były czynione przez osoby, którym ufają warszawscy neostalinowcy. Uważają, sieroty po Berii, że zgodnie z zasadą Feliksa Dzierżyńskiego: nie ważne, jak kto głosuje, ważne, kto liczy głosy, w tym wypadku, głosy liczyły osoby niezweryfikowane przez socjalistyczną jaczejkę.
Jednak, gdyby udało się ukamienować aktualną prezydent Warszawy, po pierwsze zniszczono by bastion cywilizacji i demokrację, po drugie mogliby, owi zapóźnieni hunwejbini, przystąpić do generalnej rozprawy z demokracją i kapitalizmem w całej Polsce, po trzecie zaistniałaby szansa na całkowitą restaurację socjalizmu pobożnego. Walka toczy się, więc nie o to, czy HGW będzie, czy nie będzie prezydentem Warszawy, lecz o to, czy poprzez przemoc i terror medialny uda się w Polsce obalić demokrację i przywrócić odór socjalizmu, a lumpenproletariat wróci na stare śmieci.
Inne tematy w dziale Polityka