paweł solski paweł solski
431
BLOG

Patricia Highsmith - odrzucony przez Amerykę geniusz

paweł solski paweł solski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Patricia Highsmith należy do bardzo wątłej grupy najwybitniejszych pisarzy amerykańskich, których wielkości nie naruszył czas. Z pisarek amerykańskich, w zasadzie żadna nie dorównuje autorce „Ceny Soli” zarówno w zakresie kunsztu warsztatowego, jak i geniuszu artystycznego. Highsmith jest zdecydowanie niepopularna w swojej ojczyźnie, gdy tymczasem na wszystkich innych kontynentach święci trumfy, a jej proza jest ciągle adaptowana dla filmu, teatru, radia, w Europie, Azji i najrzadziej w USA. Jej los można porównać z losem najwybitniejszego pisarza amerykańskiego XX wieku - Jamesa Goulda Cozzensa, autora takich pomników milowych literatury amerykańskiej, jak „ The Last Adam”, „Guard of Honor” czy „By Love Possessed”, którego twórczość padła ofiarą dintojry komunistycznej w USA i trwa to do dziś.
Highsmith i Cozzens wywodzą się z arystokracji amerykańskiej i patrzą na historię oraz współczesność USA bez cienia konformizmu oraz hipokryzji, która jest tak wszechobecna w życiu społecznym i artystycznym w USA. Oboje też padli ofiarą, podobnie jak Witold Gombrowicz w latach sześćdziesiątych XX wieku, zmowy środowisk komunistycznych, które uniemożliwiły otrzymanie nagrody literackiej Nobla: Cozzensowi w 1958 roku, a Highsmith w 1991 roku. W podręcznikach akademickich do historii literatury amerykańskiej, wydanych w PRL, Highsmith nie jest wymieniana, a Cozzens zdawkowo.
Dlaczego Patricia Highsmith jest najwybitniejszą pisarką USA? Nim na to pytanie odpowiemy, musimy zdać sobie sprawę z faktu, że w USA lwia część pisarzy, szczególnie tych wyróżniających się warsztatowo, to żałośni hipokryci, konformiści, którzy snując nić swych powieści wolą popadać w jałowe postmodernistyczne, formalne eksperymenty niż pisać prawdę o kraju, w którym żyją. Jak mantrę powtarzają socjalistyczne bzdury i wedle tych zmurszałych zabobonów skrawają swoją twórczość. Są terroryzowani socjalistycznym batem i pokornie zgadzają się, aby literaccy „enkawudziści” zaganiali ich, niczym stado owiec, tam gdzie najgęściej wybujały chwasty socjalizmu. Jeżeli czytało się komucha Doctorowa, to nie warto czytać Don DeLillo, bo oni wszyscy w koło o tym samym i oczywiście nic z tego nie wynika.
Tymczasem twórczość Patricii Highsmith jest całkowitym zaprzeczeniem hipokryzji, konformizmu i prostaczego cynizmu obecnego w literaturze USA. Autorka „Nieznajomych w Pociągu” urodziła się w 19 stycznia 1921 roku, jako Mary Patricia Plangman w Fort Worth w Teksasie. Ze strony ojca pochodziła z nobliwej rodziny plantatorów ze stanu Alabama i jak się chwaliła, jej pradziadek posiadał 110 „body – slaves” (uwielbiała to określenie). Jej rodzice rozwiedli się ze sobą dziesięć dni przed narodzinami córki. Ojciec namawiał matkę na aborcję, ale ta podobno nie chciała się na nią zgodzić, choć mówiła córce, że piła terpentynę, by pozbyć się ciąży.
Kiedy patrzę na zdjęcie pięcioletniej Patricii, wyglądającej, jak siostra urwis, głównego bohatera z „Siedemnastolatka” - Bootha Tarkingtona, to trudno mi uwierzyć, że to urocze dziecko od początku swoich dni było obiektem zmasowanej nienawiści matki. W wieku sześciu lat Patricia zamieszkała ze swoją matką i jej nowym mężem Stanleyem Highsmithem na Manhattanie w New Yorku i to pod nazwiskiem ojczyma, świat pozna Patricię. Po skończeniu najlepszej w USA szkoły dla dziewcząt oraz studiów w najlepszej uczelni dla kobiet w USA, Patricia podejmuje pracę w wydawnictwach komiksowych, jako scenarzystka komiksów. W latach 1942 – 1948 spod jej pióra wychodzą takie komiksy jak: „Czarny Terror”, „The Destroyer” i wiele innych. Praca scenarzysty komiksów pozwoliła ukształtować warsztat późniejszej autorki genialnych powieści z pogranicza sensacji, kryminału i powieści psychologicznej. Dzięki wsparciu Trumana Capote wydaje w 1950 swoją pierwszą powieść - „Nieznajomi w Pociągu”. Powieść nie odnosi u publiczności zbyt wielkiego sukcesu, ale zostaje natychmiast zauważona w środowisku literackim i przez genialnego „obcego” w świecie protestanckiej hipokryzji - Alfreda Hitchcocka. Twórca „Zawrotu Głowy” jest rzymskim katolikiem poruszającym się w spójnym świecie protestantów i żydów, nastawionych agresywnie do rzymskich katolików, dlatego mistrz suspensu świetnie rozumie alienacje obu bohaterów powieści panny Highsmith. Klaustrofobiczny klimat alienacji i duszącej hipokryzji, który opisuje w swojej pierwszej powieści panna Highsmith świetnie nadaje się do zobrazowania w mrocznym filmie. Genialny reżyser natychmiast poznał się i zrozumiał twórczość młodej autorki. Dlatego do realizacji filmu zabiera się bardzo pieczołowicie. Scenariusz na podstawie powieści pisze najwybitniejszy w owym czasie autor kryminałów - Raymond Chandler. Wiele lat później, do dzieł zebranych genialnego Anglika, Patricia Highsmith napisze krytyczno - literacką przedmowę.
Hitchcock realizował dwa rodzaje filmów: mieszczańskie mega kicze melodramatyczne z morderstwem w tle, typu - „Zawrót Głowy”, czy „Marnie” i wiele innych oraz prawdziwe filmy - „Nieznajomi w Pociągu”, „Sznur”, „Psychoza”, „Ptaki”, czy „Szał”. W tych pierwszych, z sadystyczną rozkoszą piętrzył mega kicz zarówno obrazem, scenografią, kadrami, jak i prowadzeniem fabuły.
W prawdziwych filmach zaś, do mistrzowsko opowiadanej historii, tworzył przede wszystkim przytłaczający klimat zła, perwersji i społecznego oszustwa, którą to aurą jest nasycona rzeczywistość każdego współczesnego społeczeństwa. W „Nieznajomych w Pociągu”, odmiennie niż w kiczach, w których stosuje „miękkie” obiektywy, filmuje ostro rysującymi obiektywami, o długiej ogniskowej. Operuje światłem punktowym oraz nie dopełnia kadru światłem wypełniającym, lecz zagęszcza klimat kadrów folią nie pochłaniającą, tylko zatrzymującą światło. Przez taką budowę obrazu, widz czuje się wciągnięty w hipnotyczną, somnambuliczną aurę opowiadanej historii, ale bez popadania w płaski symbolizm ekspresjonizmu. Kadry z dzieła Hitchcocka są zapowiedzią amerykańskiego hiperrealizmu, zarówno w malarstwie, jak i w dziełach najwybitniejszego operatora kina amerykańskiego - Haskella Wexlera. Wymogi cenzuralne nie pozwoliły Hitchcockowi do końca pójść drogą autorki filmowanej powieści, nie mniej jednak atmosferę rodem z Aleistera Crowleya udało się mistrzowi Hitchcockowi wiernie oddać na ekranie.
Tymczasem w powieści, Highsmith zwodzi czytelnika i niby zły, w istocie okazuje się ofiarą, a ów dobry przewrotnym łotrem. W ten sposób młoda autorka zdziera maskę pedagogiki i fałszywej moralności z gatunku, jakim był kryminał, i równocześnie sytuuje go w przestrzeni prawdziwej literatury, a nie opowiastek dla ludu. Ciekawe, że dziś kryminał z jednej strony stał się żałosną agitką komunistyczną, w czym przodują skandynawskie komuchy naśladowane zamaszyście przez naszych rodzimych grafomanów, a z drugiej strony kryminał jest socrealistyczną opowiastką, podtrzymującą zarazem polityczne status quo, z życia „miejskich pachołków”, jak nazywał policjantów Szekspir. Trzecia droga kryminału, to wybitne dzieła literackie, które korzystają z poetyki sensacyjnej i idą ścieżką wytyczoną przez poetkę trwogi, jak Patricię Highsmith  nazwał Graham Greene.
Highsmith będąc bardzo młodą pisarką jawi się już jako dojrzała artystka i pokazuje, że prawdziwe życie społeczne jest bagnem hipokryzji oraz konformizmu. Jednocześnie nasyca utwór podskórnym nurtem perwersyjnego w owym czasie seksu, czyli niewypowiedzianego, ale dokładnie uświadamianego sobie przez bohaterów sadomasochistycznego romansu między oboma męskimi bohaterami, w którym owocem uwiedzenia jest nie – dziecko, tylko - morderstwo. Dzieło Patricii bezwzględnie góruje nad wszelkimi wcześniejszymi powieściami z pogranicza sensacji, kryminału oraz powieści psychologicznej, podejmującymi na poważnie zagadnienie immanentnego zła wynikającego z przemocy konwenansu, czy też społecznej hipokryzji.
Druga powieść Highsmith jest również demistyfikacją komunału i przesądu seksualnego. W czasach wszechpotężnego zakłamania - kiedy homoseksualizm był traktowany, jak odrażająca zbrodnia, homoseksualiści sytuowani byli w narracji modelującej społeczeństwo, pomiędzy arcyzbrodniarzami a najbardziej żałosnymi błaznami, kiedy w PRL Jan Parandowski w swoim ogromnym i wybitnym eseju o literaturze światowej, „Alchemia Słowa”, pisał zupełnie poważnie o „odrażającej przypadłości” Oskara Wilde zaś największy geniusz matematyczny Wielkiej Brytanii, bez którego królestwo Windsorów nigdy nie wygrałoby II Wojny Światowej, został zamordowany z powodu swojej orientacji seksualnej - dzielna i piękna trybada z Fort Worth stworzyła, wbrew czasowi i społecznemu terrorowi, doskonałą powieść o szczęśliwej miłości dwóch kobiet. „Cena Soli”, z roku 1952, ukazuje się pod pseudonimem Clair Morgan, by dopiero w 1990 roku ujawnić w drugim wydaniu prawdziwe nazwisko autorki - Patricii Highsmith. Autorka również zmieniła tytuł, na – „Carol”.
Aby omówić ten utwór musimy wrócić do prywatnego życia Highsmith; autorka „Ceny Soli” pozostawiła nam osiem tysięcy stron swoich pamiętników. Otóż Particia od początku swojego życia cierpiała na silny niedobór żeńskich hormonów, gdy miała 14 lat, matka zapytała ją:
- „Ty jesteś lesba? Bo tak mówisz, jak one.”
Sama Patricia według dzisiejszych kryteriów była na pograniczu biseksualizmu i homoseksualizmu, z silną tendencją do homoseksualizmu. Patricia nie kryła swoich preferencji, a mimo tego, jeden z prominentnych przedstawicieli establishmentu amerykańskiego - Marc Brandel, nawiązał z nią romans i usiłował doprowadzić do ślubu. W związku z tym - mimo, że stosunek z mężczyzną Patricia odczuwała, jako gwałt oraz, jak twierdzi w listach do ojczyma, żadna męska twarz nie jest w stanie wzbudzić w niej estetycznych emocji - poddaje się terapii, jak większość ówczesnych homoseksualistów, aby „wyleczyć” się ze swej orientacji seksualnej. Nie chcąc brać od rodziców pieniędzy na „leczenie” - pięćdziesiąt pięć dolarów tygodniowo, które zarabiała, jako autorka scenariuszy komiksowych, to za mało, aby opłacić koszty - zatem by zarobić na opłacenie wymuszonej terapii, zatrudnia się dodatkowo w domu towarowym Bloomingdale. Tam spostrzega wyjątkowo elegancką kobietę w drogim futrze i emanująca z tej osoby aura natchnęła ją do napisania pierwszej amerykańskiej powieści o miłości lesbijek, która kończy się szczęśliwie. Świadomość społecznego terroru, któremu są poddawani ludzie o innej orientacji seksualnej niż wówczas była społecznie akceptowana, powoduje, że Highsmith odrzuca ówczesny kanon opisu miłości homoseksualnej - zwłaszcza, że kanon ten również był akceptowany przez pisarzy homoseksualistów: Marcela Prousta, Andre Gide’a, Tomasza Manna, żeby wymienić najwybitniejszych - i idzie pod prąd owej opresyjnej tendencji. Do czasu powstania „Ceny Soli”, każdy romans homoseksualny opisany w literaturze amerykańskiej i nie tylko, musiał kończyć się samobójstwem lub innym upodleniem bohaterów. W powieści Patricii Highsmith, związek dwóch kobiet ukazany w „Carol”, ma pozytywny finał. Takie opowiedzenie o inwersji, jako o spełnieniu i radości, jest bombą atomową podłożoną pod gmach ówczesnej obłudy w zakresie seksualności jednostki. Przecież homoseksualizm miał być zbrodniczą ułomnością. Straszliwą chorobą, jak to metaforycznie przedstawił Oscar Wilde w „Portrecie Doriana Greya”. Niespodziewanie, dziewczyna z Teksasu rzuca wyzwanie tym wszystkim bałamutnym osądom i ukazuje seks homoseksualny, jako spełnienie i dopełnienie miłości. Miłości, która daje szczęście, a nie ból i trwogę.    
Wymuszona terrorem społecznym terapia pisarki, zakończyła się nadzwyczaj groteskowo, gdyż doszło do romansu między terapeutką… a pacjentką i Highsmith ostatecznie zerwała w 1948 roku z narzeczonym oraz zmuszaniem się do seksu z mężczyznami, tym samym wyzwalając się z toksycznego dla siebie związku z płcią przeciwną. Pisarka nareszcie mogła czerpać ze swojego libido satysfakcję i przyjemność. Wdawała się w szereg romansów z kobietami z establishmentu, które traktowała, jak to mówiono, niczym szef studia filmowego swoje gwiazdy. Szczególnie lubiła trójkąty i uwodzenie mężatek. Jednocześnie jej sztuka pisarska stawała się coraz bardziej doskonała, wysublimowana i wyrafinowana. Każda jej powieść natychmiast uzyskiwała status wydarzenia literackiego.
Patricia Highsmith zawsze umieszcza swoich bohaterów w dokładnie opisanym kontekście społecznym i psychologicznym. Jej proza zagęszcza się i nabiera cech całkowicie indywidualnych i niepowtarzalnych, ale poprzez realizm psychologiczny oraz weryzm, genialna Amerykanka nie popada w szmirowaty oniryzm, czy tandetny symbolizm.
W latach pięćdziesiątych XX wieku przypisywano ją do literatury egzystencjalnej. Co oczywiście jest błędem, gdyż autorka „Little Tales of Misogyny” nie daje się, jak każdy genialny artysta, sklasyfikować okresami literackimi. Najlepiej to widać, gdy porównamy Alberta Camusa z naszą pisarką. Twórca „Obcego” w swojej twórczości zawsze jest ograniczony, czy sam się ogranicza, właśnie wymogami formuły egzystencjalnej i nigdy nawet nie stara się wydostać z tego swoistego getta; co daje Camusowi chwilowe powodzenie, ale trwale przytwierdza go do określonego nurtu w powieści francuskiej i w takiej sytuacji czas staje się dla pisarza zabójcą bezwzględnym. Przykładem może być tu również Francoise Sagan i jej „Witaj Smutku”, który dziś utracił cały ówczesny powab i obecnie sprawia wrażenie czegoś mocno niesmacznego, przez silne wrażenie towarzyskiej niedyskrecji, a nie - artystycznej narracji. Winna jest tu sytuacja, że osiemnastoletnia autorka dała się wciągnąć do getta egzystencjalizmu, które w momencie jej debiutu wydawało się parnasem, tylko, że każdy parnas z biegiem dni i lat przeistacza się w archiwum.   
Tymczasem Patricia zawsze podąża swoją drogą, jak Cervantes, czy Szekspir, których przecież już zaliczano i do romantyzmu, i do egzystencjalizmu oraz modernizmu, ale oni zawsze wymykają się takim zaszeregowaniom. O geniuszu autora decyduje, czy podąża on własną ścieżką, bądź kroczy szerokim traktem, który, jak twierdzi Tomasz Mann, zawsze prowadzi donikąd. Podobnie jest z Highsmith, która - za sprawą swojego nonkonformizmu artystycznego i życiowego oraz uczciwości artystycznej - wybija się na pozycję genialnej pisarki. 
W 1955 roku ukazało się dzieło, które na zawsze utrwaliło usytuowanie Highsmith na literackim olimpie i jednocześnie dało początek pięcioksięgowi o przygodach arcymordercy oraz łotra – Toma Ripleya. Pierwsza powieść o poczynaniach psychopaty z nizin społecznych USA, ukazała się pod tytułem „Utalentowany Pan Ripley”. W utworze tym i następnych o Tomie mordercy, genialna Amerykanka ukazała, posługując się pozornie neutralnym opisem werystycznym oraz sensacyjną fabułą, istotę społeczeństwa wkraczającego w wiek postindustrialny w Europie oraz USA. Hipnotyczny rytm powieści oraz ciągła gra z czytelnikiem jego poczuciem etyki oraz moralności, ukazują cały kunszt geniuszu pięknej panny z Teksasu. Nośność jej opisu i słuszność diagnozy potwierdza fakt, że powieść była już trzy razy filmowana w różnych okresach czasu i to zawsze przez najwybitniejszych w danym czasie reżyserów europejskich oraz amerykańskich, z najwybitniejszymi gwiazdami światowego kina. Świat intelektualny każdej dekady XX i XXI wieku odczuwa potrzebę dyskursu z brutalną diagnozą Highsmith.  W sumie według powieści o Tomie oraz według innych powieści Patricii Highsmith zrealizowano około 30 filmów. Piszę - około, bo ciągle powstają nowe filmy. Gdyż z biegiem czasu, coraz silniej uświadamiamy sobie moc i trafność diagnoz stawianych przez autorkę „Krzyku Sowy”.
Należy pamiętać, że do czasu Patricii Highsmith, kryminał, nawet tworzony przez tych najwybitniejszych, był rodzajem czytadła dla publiczności spragnionej powierzchownej rozrywki. Zarówno Dashiel Hammett, Raymond Chandler, czy James Mallahan Cain, starali się zachować poetykę powieści dla ludu. Tak więc zbrodnia zostaje ukarana, nawet jeżeli ułomnie, a po chwilowym powieściowym zawirowaniu, zostaje światu przywrócony   ład i harmonia. Autorzy owych powieści cały czas tkwią w narracji twórcy powieści kryminalnej - Karola Dickensa, u którego socjalistyczno – romantyczna poetyka nakazywała nie - sprzedanie Oliwiera do burdelu, jakby było w rzeczywistości, tylko na końcu zawsze, ku uldze społeczeństwa, pojawia się jakiś dobry wuj ze skrzyniami złota. W przypadku kryminałów z XX wieku, jest to prywatny detektyw, nasz Herkules prawości, który przywraca ład. Patricia Highsmith dążąc do doskonałości artystycznej, nie może tworzyć takich ułomnych i zakłamanych w stosunku do sytuacji społecznej, acz poprawnych gatunkowo, konstrukcji. Autorka „Słodkiej Choroby” nie mistyfikuje, nie uwzniośla zbrodni. Przeciwnie: zło jest złem, a dobro jest wspólnym wysiłkiem wszystkich bohaterów unicestwiane. Jak w rzeczywistości – Epstein „odbiera sobie życie”, jak zapewnia nas bezczelnie korner i orgia może trwać dalej.
Wbrew ogólnej modzie - wywiedzionej z komercjalizacji egzystencjalizmu - na mordercę, który tak naprawdę skrywa pod kamienną piersią złote serce, pełne czułości i empatii, Patricia swojego łotra obdarza we wszelkie cechy socjopaty i psychopaty. W Tomie nie ma nic sympatycznego i nikt z czytelników nie chciałby znaleźć się w zasięgu jego krwiożerczych możliwości. Dlaczego więc sprzyjamy temu złoczyńcy? Nasza ambiwalencja wobec zła jest wynikiem naszego zdeprawowanego id.   Przed samym sobą oraz przed innymi ukrywamy, pod skorupą cywilizacji, bestię, którą w istocie jest każdy z nas i tylko strach powstrzymuje nas przed wypuszczeniem bestii na wolność. Strach przed konwenansem, reprymendą, czy też wdrukowana nam hipokryzja. Highsmith ukazuje, jak zło jest akceptowane i za sprawą owej akceptacji rozprzestrzeniane po świecie, gdyż w istocie każde społeczeństwo jest zbudowane na kłamstwie i trupach.
Ten osąd rzeczywistości Patricia Highsmith nie tylko opisywała w swoich genialnych dziełach, ale również odważnie i bezkompromisowo przeciwstawiała się konformizmowi oraz złu dziejącemu się w świecie. Amerykanom zarzucała, że to ich nadskakiwanie i nasładzanie się Murzynom doprowadzi USA do upadku. Nigdy nie dała się ogłupić poczuciem „winy” i wręcz chełpiła się tym, iż jest potomkiem właścicieli niewolników. W ten sposób, jako osoba racjonalnie myśląca, nie pozwalała wypreparować historii USA z kontekstu historycznego oraz narzucić sobie fałszywie pojętej etyki sytuacyjnej.  Również ostro i zdecydowanie przeciwstawiała się Żydom oraz ich nad reprezentatywności, według niej, w polityce USA. Twierdziła, że Żydzi stanowią tylko 1% wyborców, a USA zaoszczędziłyby 11 milionów dolarów dziennie, gdyby przestały „serwować Żydom cały tort amerykańskiej demokracji”, jak to określała. Również bardzo ostro zwalczała państwo Izrael, w zakresie polityki wobec Palestyńczyków. Razem z Gore Vidalem, Alexandrem Cockburnem, Noamem Chomskym, Edwardem Said, zawiązała specjalny komitet do zwalczania amerykańskiej polityki względem Bliskiego Wschodu. Skutkowało to oczywiście różnymi szykanami, jakim była poddawana, od utrącenia przyznania jej literackiej nagrody Nobla, po odmowę wydania jej ostatniego dzieła – „Small g: a Summer Idyll”.
Patricia Highsmith, tak jak była nonkonfromistką w polityce, tak samo w życiu towarzyskim. Na homoseksualistach nie zostawiała suchej nitki, a trudno w literaturze spotkać autorkę, która ma tak ostre i całkowicie pozbawione złudzeń spojrzenie na kobiety. W literaturze amerykańskiej, zwłaszcza w latach 40 i 50 XX wieku mamy dość krytyczny opis matriarchatu, który panuje w USA. Jednak, zawsze jest on łagodzony, jak u Chandlera swoistym „romantyzowaniem”, jako usprawiedliwieniem dość odrażających bohaterek, jak przykładowo w „Żegnaj Laleczko”, czy w arcygenialnych powieściach Jamesa Mallahana Cain - „Listonosz Dzwoni Dwa Razy” i „Podwójne Ubezpieczenie”. Jednak krytycyzm Highsmith wobec płci własnej nie dotyczy tylko stosunków w Ameryce, ale jest wiwisekcją w ogóle kobiety. Ten bezwzględny portret kobiet znalazł wyraz w zbiorze pocieszno - ponurych opowiadań, o tytule wiele mówiącym - „Little Tales of Misogyny”. Polskie tłumaczenie ma posmak lekko farsowy – „Siedemnaście Miłych Pań”. Również polskie tłumaczenie amerykańskiego tytułu „Stranger On A Train” jest, uważam, nieadekwatne do istoty powieści. Dlatego posługuję się tytułem „Nieznajomi w Pociągu”. Tytuł „Nieznajomi z Pociągu” jest absurdalny w stosunku do powieści.
Recepcja twórczości genialnej pisarki z Teksasu, w USA była zawsze ułomna w stosunku do ogromnej popularności w Europie, Azji, czy Australii. Przyczyn tego zjawiska należy szukać w duchu, jaki przenika społeczeństwo amerykańskie, a raczej, jaki jest narzucany od wczesnego dzieciństwa Amerykanom. Jest to wymóg, że każdy winien nas… lubić (entuzjastycznie akceptować). Nic gorszego nie może spotkać Amerykanina, niż fakt, że nie wszyscy wybuchają na jego widok entuzjazmem. Mechanizm ten, wdrukowany jednostkom i grupom w USA, powoduje, że oportunizm oraz konformizm jest naturą tego społeczeństwa. Jest to sposób, jak to określił Witold Gombrowicz, upupiania, czyli infantylizowania ludzi dorosłych, aby byli powolni wszelkich zachciankom władzy. W Polsce takim mechanizmem jest wymuszanie tak zwanej grzeczności, czyli nie nazywanie zjawisk oraz ludzi adekwatnie do ich charakteru, czy zachowania. Particia Highsmith poprzez swoją twórczość ukazuje nam, że oportunizm, konformizm, uleganie konwenansowi, zawsze prowadzi do klęski i rozprzestrzenienia się zła. Ta konstatacja jest bardzo niemiła społeczeństwu amerykańskiemu, ale i każdemu innemu.
Jednak dziedzictwo Patricii Highsmith zostaje podjęte i to przez pisarza pierwszej wielkości. Bret Easton Ellis w swoich uwodzicielsko diabolicznych powieściach śmiało kroczy szlakiem przetartym przez genialną trybadę. W swoich powieściach otwiera przed nami nie mające końca otchłanie zła. W „American Psycho” już w cytatach otwierających powieść daje dowód, że przyświeca mu ta sama gwiazda, co genialnej Patricii, gdy cytuje Pannę Dobrych Manier, czyli Judith Martin, która pochwala oportunizm, konformizm oraz hipokryzję, a jest autorytetem dla Amerykanów w zakresie – „jak żyć”. Ellis, podobnie jak Highsmith pokazuje, że nie ma ratunku przed złem w formie. Wręcz przeciwnie, forma oswaja ze złem. Ellis uświadamia nam, podobnie jak Patricia, że forma nie jest cywilizacją, tylko jej zaprzeczeniem, gdyż wyrasta na konwenansie, oportunizmie i trupach.  Swoimi powieściami Ellis udowadnia, że jest godnym kontynuatorem autorki „Drżąca Ręka Fałszerza” i tym samym jesteśmy pewni, że prawda nie utonie w stosach makulatury produkowanej przez literatów o osobowości oraz działaniu Toma Ripleya, arcymistrza formy.      
Patricia Highsmith, prócz stałego niedoboru hormonów żeńskich, chorowała na anoreksję - którą leczyła dietą alkoholową - oraz zwyrodnienie kręgosłupa, ale w efekcie zmarła na raka w 1995 roku, w Szwajcarii. Oprócz swoich 22 powieści, 8 tomów opowiadań, 8 tysięcy stron pamiętnika oraz 4 prac krytyczno – literackich pozostawiła po sobie fundację, która wspiera młodych artystów bez względu na media, w jakich się wypowiadają. Majątek pięknej panny z Teksasu w dniu jej śmieci wynosił 3 miliony dolarów, a obecnie urósł do 30 milionów. Jej twórczość jest ciągle obiektem adaptacji filmowych, teatralnych, radiowych. W USA, w Hollywood, trwają prace nad stworzeniem serialu zarówno o genialnej pisarce, jak i z pięcioksięgu o Tomie Ripleyu. W Polsce najpełniejszy zbiór prac Patricii Highsmith wydało wydawnictwo Noir sur Blanc.
                      
  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura