Jak zwykle w Dniu Pańskim, stonowana refleksja dotycząca teologii i spraw Bożych. Choć tym razem kanwą tej refleksji są procesy rynkowe.
Czytelnicy mojego bloga wiedzą doskonale, że jestem zwolennikiem wolnego rynku. Po pierwsze dlatego, że jestem teologiem, a wolny rynek gwarantuje najdoskonalsze przestrzeganie praw człowieka. Po drugie ze względów praktycznych – zawsze w historii świata było tak, że im więcej było wolności, tym człowiekowi żyło się lepiej.
Od jakiegoś czasu zaczęło mnie nurtować pewne pytanie: czy skoro niewidzialna ręka rynku zawsze „działa” dla ludzkiego dobra, to czy nie jest tak, że to jest pewien kolejny Boży ślad w naszym świecie. Dziś po kilku miesiącach refleksji i zaangażowaniu wszelkich dostępnych mi teologicznych narzędzi naukowych, mogę bez obaw powiedzieć, że owszem: niewidzialną rękę rynku możemy w pewnym sensie utożsamić z Ręką Bożą.
My chrześcijanie wierzymy, że świat został stworzony przez Boga. Nie zostały przez Niego stworzone li tylko rzeczy materialne, ale także procesy, które tym światem rządzą. Podziwiamy często jak wspaniałą strukturą jest świat. Podziwiamy piękno stworzeń, zwierząt, podziwiamy piękno przyrody, gór, mórz. Podziwiamy najdoskonalsze stworzenie Boże, jakim niewątpliwie jest człowiek. Zadziwia nas, jak można było wszystko tak wspaniale wymyślić, poukładać, jak rozumne procesy rządzą światem. Że noc następuje po dniu i odwrotnie; kula ziemska kręci się wokół słońca i wokół własnej osi. I że to wszystko pozwala nam żyć. Często też posuwamy się do stwierdzenia, że w świecie stworzonym widać Rękę Bożą.
Nigdy jednak nie słyszałem zachwytu chrześcijanina nad tym, jak wspaniale Pan stworzył świat w aspekcie podstawowych praw rynkowych. Przecież to miejsce na absolutny zachwyt: jakie to wspaniałe, że im mniej człowiek ingeruje w procesy rynkowe, im więcej miejsca pozostawia się ludzkiej wolności i odpowiedzialności, tym lepiej dzieje się ludziom. Tym świat jest sprawiedliwszy, tym świat jest lepszy (bo przecież na wolnym rynku, nawet człowiek zły, musi starać się być dobrym, musi szanować klienta etc.). Jakie to piękne, że człowiek nie musi robić nic dodatkowego, by było lepiej, bo najlepiej jest wtedy, gdy po prostu nie ingeruje w to, co najbardziej naturalne.
Porównałbym to do procesu oddychania. Człowiek nie musi myśleć o tym, by oddychać, a to się wszystko samo wspaniale odbywa. Człowiek jednak może wstrzymać oddech – wypowiedzieć walkę temu, co zgodne z naturą. I to w najlepszym wypadku może się skończyć tym, że zakręci mu się w głowie. Oczywiście sprawić, że człowiek nie będzie oddychał, może również drugi człowiek – agresor. To oczywiście może skończyć się uduszeniem, uśmierceniem człowieka.
Wydaje się, że w taki sposób jak ów agresor, postępują z wolnym rynkiem socjaliści. Podjęli oni walkę ze wspaniałym owocem Bożego stworzenia, z prawem najlepiej odpowiadającym ludzkiej naturze. Każde bowiem ograniczenie wolnego rynku jest w rzeczywistości raną wyrządzoną jednostce a jednocześnie całej rodzinie ludzkiej...
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka