Niewiele ponad tydzień temu Władysław Bartoszewski nazwał PiS-owskich polityków odpowiedzialnych za politykę zagraniczną „dylomatołkami”. Absolutnie nie należę do fanów prof. Bartoszewskiego, choć naturalnie szanuję go za niegdysiejszą działalność, za życiorys. Absolutnie też nie posunąłbym się do stwierdzenia profesora, by nazwać ludzi w taki a nie inny sposób. Natomiast pewne elementy prowadzenia przez PiS polityki zagranicznej można by uznać właśnie za takie „dyplomatołkostwo”.
Na początek zaznaczę – by nie było niedomówień – że polityka zagraniczna PiS-u jest wyraźnym krokiem naprzód względem dyplomacji SLD. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
Są jednak elementy, które rzeczywiście powodują, że Polska staje się śmieszna na arenie międzynarodowej. I nie chodzi mi tutaj wcale o to, że PiS prowadzi politykę – jak twierdzą wszyscy – zbyt twardą. Wręcz przeciwnie, raczej zbyt miękką. A konkretnie „dyplomatołkostwem” można by określić zjawisko początkowego bicia piany, stawiania warunków, krzyczenia, że za to i za tamto będziemy umierać, a potem poddawanie się w trakcie batalii.
To właśnie ten moment w polityce zagranicznej PiS jest ośmieszający nas na arenie międzynarodowej. Czy dziś ktoś śmieje się z Brytyjczyków, że na szczycie w Brukseli uzyskali wszystko, co chcieli? Albo czy ktoś śmieje się z tego, co robił na czerwcowym szczycie prezydent Sarkozy? Nie! Twarda polityka zawsze podnosi renomę danego kraju, a nie ją obniża. Takiego państwa można nie lubić, można mieć doń pretensje, ale przy każdej ważnej sprawie ten kraj będzie jednym z pierwszych, który weźmie się pod uwagę. Polska ośmieszyła się natomiast, ponieważ najpierw buńczucznie zapowiadano, że jedziemy za pierwiastek umierać, a potem nagle koncepcja się zmieniła – oczywiście na gorszą – pomimo bardzo silnego poparcia niemal całej polskiej opozycji (poza euro-służalczym SLD).
W polityce zagranicznej jest taka zasada, że powinno się stawiać takie priorytety, jakie da się załatwić, o takich mówić, a potem robić wszystko, by takie a takie warunki uzyskać. Natomiast bicie piany, a później machanie białą flagą, chluby Polsce nie przynosi.
I tak jest oczywiście w wielu innych sprawach. Choćby przykład załatwionej „na gębę” przez min. Fotygę Joaniny, która wygląda na to, że nadal załatwiona nie jest. Choćby sprzeciw przeciwko dniowi przeciwko karze śmierci, który podobno jest jedynie kartą przetargową, by na nowo załatwić Joaninę. Choćby sprzeciwianie się traktatowi reformującemu, który – wiele na to wskazuje – otrzyma poparcie Polski. Choćby walka o to, by w Polsce nie obowiązywała Karta Praw Podstawowych, która też jest już chyba przegrana.
Zbyt wiele w tym wszystkim bicia piany, zbyt mało siły i skuteczności, spokojnego szukania sojuszników wśród sąsiadów i nie tylko. Potem nie ma się co dziwić, że z pieniaczy, którzy po zrobieniu szumu ustępują, śmieje się cała Europa...
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka