Łukasza Schreibera bardzo cenię – lubię czytywać jego wpisy utrzymane na wysokim poziomie, nawet jeśli częściowo się z nimi nie zgadzam. W zasadzie jedynym grzechem p. Łukasza jest fakt, że jest zdecydowanym zwolennikiem PiS-u – ale cóż, każdy ma jakieś przypadłości. Po przedwczorajszym wpisie pt. Liberałowie ruszyli na wojnę czuję się jednak wewnętrznie zobligowany by zaprotestować.
Nie mam zamiaru jednak polemizować z treściami zawartymi we wpisie p. Schreibera, bo mniej lub bardziej zgadzam się z jego intuicjami. Chcę natomiast bardzo zdecydowanie zaprotestować wobec używania przez p. Łukasza dla określenia opisywanych postaw terminu „liberałowie”.
Panie Łukaszu! Szczerze mówiąc, gdy w pierwszym momencie zobaczyłem Pański wpis na jedynce SG pomyślałem: „idę na jakąś wojnę?” – wprawdzie wcześniej tego nie wiedziałem, ale skoro napisał Pan, że liberałowie idą, to myślałem, że pewnie mam szykować broń. Gdy jednak przeczytałem kilka pierwszych zdań wpisu okazało się, że jeśli miałbym brać jakikolwiek udział w owej wojnie, to zdecydowanie po drugiej stronie barykady – po tej samej, co Pan. Podkreślam Pani Łukaszu! Jestem liberałem i jestem w tej rzekomej wojnie po Pańskiej stronie.
Przykre, że używa Pan terminu liberalizm w tym znaczeniu, w jakim wbija go do głów Polaków i Europejczyków lewicowa propaganda, której wtórował w kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński, nazywając liberalizmem wszystko, co złe. Przyłącza się Pan w ten sposób do zawłaszczania pojęcia określającego poglądy wolnorynkowe gospodarczo i konserwatywne w sprawach moralnych (takie podejście mieli niemal wszyscy klasyczni liberałowie), do zawłaszczenia tego co oznacza poglądy wolnościowe (liberalizm to słowo piękne i doniosłe) przez wszelkiej maści lewaków i socjaldemokratów, czyli zwolenników zniewalania jednostki przez społeczność.
Pozwolę sobie jeszcze krótko pokazać panu, jak w rzeczywistości my – prawdziwi liberałowie – w niewielkim stopniu różnimy się od prawdziwych konserwatystów – takich jak Pan. Ogromna większość konserwatystów ma dziś bowiem poglądy liberalne gospodarczo (sam Pan to deklaruje w swoim opisie) a niemal wszyscy liberałowie jakich znam, mają poglądy konserwatywne w sprawach moralnych. W zasadzie tak naprawdę w dzisiejszej rzeczywistości politycznej jesteśmy niemal jednym: jeśli mówimy o szerokim nurcie konserwatywnym światopoglądowo – myślimy również o liberałach, natomiast jeśli mówimy o liberalizmie wolnorynkowym – to zaliczymy do niego niemal wszystkich konserwatystów.
Różnice są w zasadzie kosmetyczne, występujące tylko w punktach stycznych, gdzie rynek i wartości niejako się ścierają. Istnieją również pewne różnice w akcentach. I tak. my liberałowie będziemy w większości zwolennikami legalizacji domów publicznych, narkotyków, czy eutanazji na życzenie (rozumianej jako prawo do samobójstwa) bowiem nie widzimy tutaj żadnych przesłanek, które nakazywałyby wyciągać niniejsze rzeczy spod obowiązywania podstawowych praw człowieka do życia, wolności, własności. Wy konserwatyści, zapewne się z nami nie zgodzicie, uważając, że to już nie są sfery, gdzie powinno wkraczać państwo. Wy przywiązujecie większą wagę do tradycji, my również ją szanujemy, ale kładziemy na jej pielęgnację nieco mniejsze akcenty, wskazując przede wszystkim na potrzebę większej wolności gospodarczej. Wy uważacie, że zawsze trzeba popierać Kościół. My uważamy Kościół za niekwestionowany autorytet jedynie w kwestiach bioetycznych (mówię o samej płaszczyźnie politycznej) uznając, że jeśli hierarcha kościelny czy nawet papież popełniają błąd polityczny, warto opowiedzieć się po stronie prawdy. Wy uważacie, że są pewne bezdyskusyjne autorytety. My również mamy pewne autorytety, ale nie istnieją dla nas autorytety absolutne – każdy może popełniać błędy i warto o tym jasno mówić.
Są to jednak różnice zupełnie poboczne (nieomal kosmetyczne) – nie dotykające istoty sprawy. W rzeczywistości bowiem jesteśmy po jednej stronie. My liberałowie i wy konserwatyści mamy wspólną – prawicową – wizję kraju i świata. Po przeciwnej stronie nie stoją więc żadni inni liberałowie, ale socjaldemokraci, zieloni i wszelkiej maści lewacy.
Panie Łukaszu! Wybaczy Pan, że przy całym szacunku i całej sympatii wobec Pańskiej działalności w Salonie24 zdecydowałem się na ten wpis, ale rozumie Pan, że gdy ktoś używa terminu, który jest dla mnie ogromnie doniosły, do określania rzeczywistości, która jest niemal o 180 stopni różna od właściwego rozumienie tego określenia, nie mogę nie protestować. Pan często pisze o tym, że ktoś nazywa konserwatystą kogoś, kto w rzeczywistości nim nie jest. Tymczasem Gowin czy Komorowski, gdyby ujmować rzecz szerzej, wiele cech konserwatywnych posiadają. Tymczasem socjaldemokraci mają poglądy niemal dokładnie odwrotne od nas – liberałów. I stąd moje wzburzenie.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka