Jeśli niemieckie lewicowe czasopismo „Der Spiegel” nie kłamie i dzięki decyzji Benedykta XVI o przywróceniu lefebrystów na łono Kościoła, pseudo-katolicy naprawdę zaczynają opuszczać również widzialny gmach Kościoła – pozostaje nam tylko przyklasnąć i uklęknąć do dziękczynnej modlitwy.
Wczoraj Onet.pl na swojej głównej stronie zaproponował lekturę tekstu ze Spiegela pt. I gorycz, i smutek. Jest to silnie emocjonalny pełen erystycznych chwytów tekst, mający ukazać, że przywrócenie na łono Kościoła m.in. biskupa Williamsona, który zaprzecza gazowaniu Żydów podczas drugiej wojny światowej jest traumą, powodującą, że „papieżowanie” Benedykta należy ocenić skrajnie negatywnie (a sam papież siedzi w książkach i nie rozumie świata), a jego ostatnia decyzja powoduje odwracanie się od niego wszystkich ważnych środowisk w Kościele (zwłaszcza w Niemczech), a nawet odejście wielu osób z Kościoła. Poniżej przytaczam dłuższy passus (ze str. 2), który jest świetną egzemplifikacją nastroju dominującego w artykule:
W Münster, gdzie wykładał niegdyś profesor teologii Joseph Ratzinger, prawie cały fakultet katolicki podpisał ostrą notę protestacyjną i skrytykował woltę Watykanu. Katolicki dziekan Ferdinand Schuhmacher przeprosił publicznie przewodniczącego miejscowej gminy chrześcijańsko-żydowskiej Sharona Fehra za zachowanie Benedykta XVI: "Pomimo najlepszej woli nie potrafię zrozumieć tego aktu papieskiego" – powiedział.
Pierwsi katolicy udali się już do urzędów stanu cywilnego, by wystąpić z Kościoła. Ich nastrój jest taki jak Helmuta Reinharda, 62-latka z Monachium, który podsumowuje krótko: – Tego już dość! Jego rodzina straciła 15 swoich członków w Auschwitz-Birkenau. Wszyscy byli Cyganami i katolikami. Jego kuzyn mieszka w Kolonii. 50-letni Markus Reinhard, w zeszłym tygodniu, w dniu upamiętniającym Holocaust, wystąpił wraz ze swoją żoną i czterema siostrami z Kościoła katolickiego.
Wielu zaangażowanych katolików daje upust swemu oburzeniu w internecie. Na forach religijnych toczą się burzliwe dyskusje. "Kto teraz potraktuje poważnie ekskomunikę?" – pyta jeden z internautów. Inny podsumowuje z oburzeniem: "Williamson popełnił w Niemczech przestępstwo (zaprzeczanie Holocaustowi), jego owieczki odwróciły wzrok, a papież wynagrodził go, wyniesieniem do godności biskupa Kościoła katolickiego. Co się stanie, gdy Williamson podłoży bombę w jakiejś synagodze? Czy papież mianuje go wówczas kardynałem?". Nawet Heiner Geißler, były sekretarz generalny CDU ubolewa: – Papież izoluje się od kobiet, innowierców, rozwiedzionych i homoseksualistów.
Niecałe cztery lata po objęciu urzędu przez pierwszego w czasach nowożytnych niemieckiego papieża stosunki między dwiema wielkimi światowymi religiami przeżywają potężny wstrząs. Pogodzeniu katolików z żydami zaszkodzono prawdopodobnie na długie lata.
Benedykt naturalnie stara się ratować to, co jest jeszcze do uratowania. Podczas swojej środowej przemowy w Sali Audiencyjnej wyraźnie nawiązał do tego tematu. "W tych dniach, gdy wspominamy Shoah – mówił – stają mi przed oczyma obrazy moich wizyt w Auschwitz. (...) Ponownie wyrażając z całego serca, pełną i niezaprzeczalną solidarność z naszymi braćmi, chciałbym, aby Shoah skłoniło ludzkość do refleksji o nieprzewidywalnej sile zła, gdy ogarnie ono ludzkie serca".
Jasne słowa. Ale papież odczytał je z kartki, bez widocznego zaangażowania. Dodanie czegoś osobistego, poza przygotowanym tekstem, odebrałoby konfliktowi jego ostrość. O rozmiarach oburzenia na całym świecie, papież początkowo nie zdawał sobie chyba sprawy. – Sprawiał wrażenie wesołego i nie wydawał się ani trochę zatroskany. Rozmawialiśmy o jedzeniu – mówi jeden z jego zaufanych ludzi, który spotkał się z Benedyktem w końcu stycznia w jego pałacu. Papież, jak obawia się wielu katolików, utracił kontakt ze światem.
Szczerze powiem, że powyższe treści czytam właściwie z uśmiechem na ustach. Choć uśmiech ten jest gorzki. Z jednej strony rzeczywiście trudno o taką grę na emocjach i tak zabawne wykorzystywanie wieloznaczności nawet w najlepszych numerach kabaretowych. Z drugiej strony wiem, że są ludzie, u których takie rzeczy mogą powodować nawet zmianę poglądów, czy choćby niechęć wobec Benedykta. Wreszcie trzecia rzecz, może najbardziej zatrważająca: do swojej demagogii i walki z Kościołem autor tekstu wykorzystał być może największe ludobójstwo XX wieku. I gdy się popatrzy z tej perspektywy, to uśmiech z twarzy ostatecznie znika.
By wskazać, jak skrajnie manipulancki jest nawet ten fragment tekstu, wystarczy zwrócić uwagę na kilka rzeczy:
Ø Jeśli ktoś pomimo – jak sam to nazywa – „najlepszej woli”, nie potrafi zrozumieć decyzji papieża, to albo kłamie (bo ma złą wolę), albo nie rozumie, czym jest ekskomunika i za co się ją nakłada, czyli jednej z podstawowych rzeczy dla członka Kościoła rzymsko-katolickiego, a to stawia pod znakiem zapytania rację bycia dziekanem wydziału. Notabene warto pamiętać, że do momentu zdjęcia ekskomuniki papież nie wiedział o wypowiedzi bpa Williamsona, która została wypowiedziana w jakimś podrzędnym wywiadzie i wyciągnięta przez media dopiero, gdy dzięki niej można było w jakiś sposób zaszkodzić Kościołowi. Notabene w dalszej części artykułu sam autor wyraźnie sugeruje niewiedzę papieża.
Ø Przytoczone wypowiedzi internautów są tendencyjne. Gdzie głosy obrońców Kościoła, które w takich dyskusjach zawsze się pojawiają?
Ø W kontekście tego, co napisałem powyżej o niewiedzy papieża, tekst o wynagrodzeniu papieża dla bpa Williamsona jest żenująco nierzetelny, a raczej w ogóle nie liczący się z faktami. Porównanie z podłożeniem bomby skranie nieproporcjonalne i nie na miejscu.
Ø Geißler ubolewa: „Papież izoluje się od kobiet, innowierców, rozwiedzionych i homoseksualistów”. Niestety, wątpię czy to prawda, ale jeśli tak jest rzeczywiście, chwała Benedyktowi za to. Przez wieki papieże tak robili i wychodziło to Kościołowi na dobre. Izolowanie się od kobiet rozumiem rzecz jasna, jako pozostawanie li tylko w takich relacjach z niewiastami, które nie budzą podejrzeń wobec nieskazitelności Benedykta.
Ø „Pogodzeniu katolików z żydami zaszkodzono prawdopodobnie na długie lata”. Owo pogodzenie to mit. Generalnie były to jednostronne działania prożydowskie ze strony władz Kościoła katolickiego. Żydzi mogą jedynie pozorować godzenie się, które nie jest w ich interesie.
Ø Najbardziej rozbawiła mnie uwaga o tym, że Benedykt rozmawiał o jedzeniu. Ciekawe jest to, że nie jest nawet podany konkretny moment, w którym się to odbyło. Niemniej jasnym jest, że pisanie w taki sposób szkodzi opisywanemu (gdyby tak nie było, na pewno nie zostałoby to ujęte w taki sposób) – wiele osób czytając, wyłącza mózg.
To, co przytoczyłem, to tylko fragment tekstu. Artykuł „ujawnia” w dalszej części kulisy, w jakich doszło do zdjęcia ekskomuniki.
Na koniec chciałbym nawiązać do kwestii, która jest dla mnie najważniejsza: pierwsi katolicy występują z Kościoła. I to jest dla mnie aspekt najbardziej pozytywny w całej sprawie, oczywiście rzecz jasna oprócz samego powrotu Bractwa Piusa X do Kościoła. Nigdy nie ukrywałem, że jestem zwolennikiem katolickiego elitaryzmu. Jestem zwolennikiem, by do widzialnej instytucji Kościoła należały wyłącznie osoby wierzące. Nie ma natomiast obaw, że po decyzji papieża wierzący zaczną z Kościoła występować. One wiedzą, że nie są w Kościele dla świętości papieża czy świątobliwości jakiegoś księdza. Jasne, przykłady, świadectwa pociągają i umacniają wiary, ale nie są najważniejsze. Dla człowieka wierzącego nie jest ważne, czy papież jest narcyzem, heretykiem czy nawet gejem. Nie od tego zależy przecież prawdziwość Kościoła. Człowiek wierzący należy do Kościoła dlatego, że jest przekonany, iż właśnie w nim może uzyskać zbawienie. Jest w Kościele ponieważ wie, że – mimo słabości duchownym i katolików świeckich – w sposób realny działa w nim Jezus Chrystus.
No tak, ale co ma to, co napisałem do radości z odchodzenia pewnych osób z Kościoła? Otóż jestem przekonany, że zdecydowanie najbezpieczniejszym dla osób wierzących jest sytuacja, gdy jasno wiadomo, że dana osoba z Kościoła się wyklucza, że ona nie jest nasza. Najwięcej zła mogą bowiem wyrządzić nie jacyś zewnętrzni przeciwnicy Kościoła, ale ci, którzy pozornie będąc w Kościele prezentują postawę życiową niegodną katolika lub – i to jest zagrożenie największe – głoszą poglądy niezgodne z katolicką Tradycją.
Stąd odejścia z Kościoła katolików-niewierzących (myślę, że to trafne określenie tej grupy) uważam za swoiste oczyszczenie. Owo oczyszczenie powoduje, że w Kościele pozostaje coraz więcej ludzi autentycznych. A ludzie autentyczni mogą „zarażać” wiarą. Żeby doskonale zobaczyć mechanizm funkcjonowania owego „zarażania” wystarczy uważnie przeczytać Dzieje Apostolskie.
Martwię się w tej sytuacji tylko o jedno: czy Benedykt nie ugnie się przed propagandą. Niestety już kilka razy zdarzyło się, że zląkł się ziemskich i czysto ludzkich konsekwencji swoich pozytywnych działań. Oby nie było tak w tym przypadku.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka