fot. Paweł Rakowski
fot. Paweł Rakowski
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
995
BLOG

Nowy Bliski Wschód

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Nie milkną echa traktatu pokojowego pomiędzy Izraelem a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi oraz Bahrajnem podpisanym 13 września w Białym Domu. Zdaniem części obserwatorów szachmatowa rozgrywka prezydenta Donalda Trumpa jest obliczona na wprowadzenie nowej jakości na Bliskim Wschodzie i przyśpieszy niezbędne przemiany w tym starożytnym regionie.  

O tym, że świat arabski a raczej jego elity doskonale żyją z Izraelem wiedzieli wszyscy na Bliskim Wschodzie. Przez dekady była to tajemnica, której często zachodni dziennikarze i publicyści albo nie zdradzali aby nie narazić się na utratę wiarygodności lub po prostu nie wiedzieli czy niedowierzali tłumacząc takie rewelacje lewantyńską fantazją czy bredzeniem arabskiej ulicy. Niemniej nie jest to nic nowego. Już w latach 60-tych XX wieku Izrael i Arabia Saudyjska połączyły swoje siły przeciwko egipskiemu prezydentowi Gamel Abdel Nasserowi. Nasser przy pomocy Sowietów chciał zmodernizować Egipt, co godziło zarówno w saudyjskie jak i w izraelskie interesy. Egipt był głównym wrogiem Izraela, a Izrael jedynie górował nad arabskimi wrogami jakością uzbrojenia jak i technologią i nie mógł dopuścić do tego, aby oderwany od pługa w Dolinie Nilu egipski rekrut potrafił należycie obsłużyć zaawansowany sowiecki sprzęt. Dla Saudów modernizacja pod sowiecką kuratelą oznaczała szerzenie się komunizmu i ateizmu w arabskich masach. Było to niedopuszczalne dla islamskich interesów, tym bardziej że Nasser przy pomocy Sowietów lub bez mógłby stać się arabskim Attaturkiem, a więc zerwać z islamem i wyprowadzić jedno z najważniejszych krajów arabskich z dar ar islamu – a więc z domu islamu.

Kolejnym wspólnym wrogiem, którego przyniosła historia był Iran po rewolucji ajatollaha Chomeiniego. Media zachodnie skupiły się na porewolucyjnym Iranie w kontekście pewnego rodzaju fenomenu oraz zagrożenia dla kultury i cywilizacji zachodniej niemniej nie dostrzegały tego, że głównym celem rewolucji irańskiej był jej eksport do świata muzułmańskiego. Tak więc wrogiem numer 1 dla Teheranu stał się właśnie Dom Saudów będący symbolem zgniłego reżimu, obłudy oraz wypaczenia islamskich wartości i wiary. Sytuacja uległa poprawie i stabilizacji po śmierci Chomeiniego w 1989 roku niemniej rok 2011 odnowił kryzys, który doprowadził do stanu wojny. Zarówno Saudowie jak i Izrael odczytują irańskie zagrożenie jako coś bardzo realnego, a w styczniu zabity gen. Kassem Soleimani nie raz i nie dwa grzmiał, że z Arabii Saudyjskiej zostaną tylko dwa święte miasta – Mekka i Medyna jeśli ona nie przestanie wspierać antyirańskich sił w regionie.

Im większym zagrożeniem dla Arabów jest Iran, tym większym przyjacielem dla Arabów jest Izrael. Taka pewna prawidłowość determinowała Bliski Wschód w XXI wieku i widzieliśmy to właśnie na odcinku zwalczania irańskich wpływów na Bliskim Wschodzie. Media szyickiego Hezbollahu, które mają bardzo dużą wiarygodność od lat twierdziły, że wojna pomiędzy Izraelem a Hezbollahem w 2006 roku, która zrujnowała Liban i północny Izrael była na zlecenie saudyjskie. Współpraca pomiędzy izraelskimi a saudyjskimi czy emirackimi służbami miała zaowocować likwidacją decydentów Hezbollahu min. Imada Mougnyji w Damaszku w 2008 roku czy Mustafy Barradina pod Damaszkiem w 2016 roku. Wiadomo tez było, że Izrael bacznie obserwuje włości ajatollahów nie tylko od strony północnej z Azerbejdżanu ale i z południa z Zatoki Perskiej. Co więcej, opcja bezpośredniego uderzenia izraelskiego na Iran wydaje się mało prawdopodobna niemniej jeśli ona miałaby miejsce to jedynie za wykorzystaniem saudyjskiej przestrzeni powietrznej.

Donald Trump zagrał va bank – okrążamy irański projekt geopolityczny ciągnący się od Kabulu do Bejrutu oraz odcinamy świat arabski od neottomańskich ambicji tureckiego prezydenta Erdogana ponad regulacją sprawy palestyńskiej. Albowiem zarówno poprzednie amerykańskie administracje jak i świat arabski czy szerzej muzułmański od sprawy palestyńskiej uzależniał ujawnienie czy też unormowanie swoich stosunków z Izraelem. Tym samym sposobem blok państw arabskich w Lewancie i w Magrebie pod kuratelą USA powstrzyma rozszerzanie się irańskich i tureckich wpływów jak i ograniczy Rosji pole manewru, gdyż to traktat pokojowy z Izraelem żyruje bezpieczeństwo polityczne władzy, która ten traktat zawarła. Albowiem każdy przewrót czy rewolucja islamska w tych państwach z automatu traktat pokojowy z Izraelem będzie musiał wypowiedzieć.

Przez dekady konflikt izraelsko-palestyński blokował cały region albowiem Izrael wykorzystywał swoje wpływy aby do świata arabskiego nie trafiała technologia. Obecne możliwości polityczne wręcz otwierają dla krajów arabskich możliwości inwestycyjne i technologiczne albowiem izraelskie rozwiązania hydrologiczne są bardzo pożądane w Arabii Saudyjskiej czy w Emiratach. Co więcej ceny ropy jak i widmo przewidywalnego spadku zapotrzebowania na ten produkt redefiniuje strategię krajów naftowych. Coraz głośniej się mówi o energii słonecznej oraz o odsalarniach wody morskiej budowanych i w obu przypadkach patrzy się na Izrael. Teraz Zatoka Perska stojąca w obliczu kryzysu surowcowego jak i wielkim niewiadomym pozostaje napływający chiński kapitał. Pekin zamierza inwestować krocie w Iran tym samym sposobem wzmocni potencjał największego rywala bloku saudyjskiego, jednak wielu w regionie zdaje sobie sprawę, że sojusz z Chinami może oznaczać faktyczne jarzmo, którego ten region nie widział od czasu najazdu Mongołów w XIII wieku. Tak więc Donald Trump precyzyjnym działaniem przemodelował Bliski Wschód. Albowiem w chwili obecnej zarówno Iran, Turcja czy Rosja znalazły się w odwrocie.

Pokój do którego dołączą kolejne kraje arabskie jest z jednej strony ciosem dla Palestyńczyków ale może być też dla nich błogosławieństwem. Świat arabski uznał, że nie cofnie się skutków wojny 1948-49 w wyniku, której powstał Izrael. Koniec z nic nie znaczącym idealizmem czas na pogodzenie się z faktami – Izrael jest, był i będzie. Taki komunikat idzie do palestyńskiego obozu, a nawet jeśli OWP Mahmuda Abbasa czy Hamas Ismaila Hanyji nie zgadzają się z jego treścią to i tak wedle wyliczeń w 2020 roku datki i pomoc finansowa dla Palestyny ze strony świata arabskiego ograniczone są o prawie 80%. Teraz to sama Palestyna musi dokonać niezbędnego kroku czy wręcz pracy organicznej we własnym obozie adekwatnych do obecnych realiów. 84-letni prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas dzierży władze niepodzielnie i czas jego rządów powinien się skończyć, ale od 15-lat nie było wyborów i trudno osądzać aby obecne władze w Ramallah jak i w Gazie miały mandat społeczny. Palestyńczycy są w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony skorumpowana i geriatryczna OWP z dziedzictwem Jassera Arafata, która opowiada się mimo wszystko za świecką Palestyną a z drugiej jest Hamas, który coraz bardziej uzależniany jest od subwencji z Iranu i to Teheran zaczyna decydować co wolno i kiedy wolno członkom tej organizacji. Wyjściem z matni może być wypuszczenie z więzienia przez Izrael Marwana Barghuttiego polityka OWP który od 2002 roku odsiaduje dożywocie za osobiste organizowanie zamachów samobójczych. Niemniej Barghutii cieszy się uznaniem palestyńskiej ulicy i zdaniem części komentatorów byłby w stanie pójść na konfrontację z Hamasem w Gazie oraz odmłodzić kadrowo OWP jak i usunąć najbardziej skompromitowanych działaczy. Czyli palestyński „Nelson Mandela” mógłby być człowiekiem z którym można podpisać pokój.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka