Roman Giertych leży na katafalku i nic mu nie pomoże - powiedział dziś Jacek Kurski. Kurski się myli. Giertych żyje (politycznie, co do jego żywotności fizycznej nikt nie ma wątpliwości). Uciekł właśnie spod szubienicy (skoro już mamy być obrazowi) i bryka sobie w najlepsze. Czy uda mu się wśliznąć do Sejmu - nie dałbym głowy. Ale nie zniknie. To pewne. Bo jest potrzebny... I w tym miejscu dochodzimy do ciekawszego kawałka wypowiedzi Kurskiego, do owego "nic mu nie pomoże"... Otóż, znajdą się tacy, którzy wyciągną do Giertycha pomocną dłoń. I - co najzabawniejsze - będą to te same kręgi, które jeszcze niedawno miały Giertycha za pierwszego demona Rzeczypospolitej...
Przypomnijmy, bo pamięć ludzka jest zawodna: wejście LPR do rządu uznano - dwa lata temu - za największe zło, jakie wydarzyło się po wyborach 2005 roku. Pisząc "uznano" mam na myśli naszą drogą elitę liberalno-lewicową. Zwycięstwo PiS - to była, w sumie, przykrość drugorzędna wobec dowartościowania neo-endeków i wprowadzenia ich do głównego nurtu życia politycznego. Cytaty można mnożyć. Profesor Sadurski twierdził, że Giertych to „gorszy Heider”, który chyba tylko z powodu braku Żydów nie wygłasza antysemickich tyrad („W Polsce bez Żydów Giertych może pozwolić sobie na werbalne odcięcie się od antysemityzmu. Ale LPR nadal judzi przeciwko gejom. Obecność tej partii w rządzie nie mieści się w granicach europejskiej przyzwoitości”... ).
„Polityka” jeździła na Giertychu jak na łysej kobyle. Giertycha opisywano w „Polityce” jako „wskrzesiciela zadymiarskiej MW” i „człowieka motywowanego skrajnie konserwatywnymi poglądami na rodzinę i wychowanie, obsesyjnie wietrzącego w swoim przeciwniku (...) zwolennika lewicy, parad równości i homoseksualistów” (Polityka 2559). Dla Janiny Paradowskiej Giertych był „jednym z największych destruktorów polskiej polityki”, a oddanie mu MEN stanowiło „najdobitniejszy, prawie symboliczny wyraz (...) antyinteligenckości, czy wręcz pogardy dla środowisk inteligenckich” (Polityka 2553)
itd.
itp.
A potem zdarzył się cud... Giertych wszedł w konflikt z Kaczyńskimi... I... czy słyszał ktoś ostatnio coś złego o Giertychu? Rzecz symptomatyczna: w samym środku zamieszania wokół Janusza Kaczmarka, w czasie, gdy uchodził on jeszcze za Jedynego Sprawiedliwego, „Fakt” (czy „Super Express”?) wyskoczył – po raz któryś tam – z tematem „neofaszyści w Młodzieży Wszechpolskiej”. I co? I nic. Cisza. Nikt tematu nie podchwycił... Za to w blogu pana Szostkiewicza z „Polityki” można było znaleźć laurkę dla Giertycha i takie oto wynurzenia na temat jego przyszłości politycznej: „Nie widzę Giertycha ani z Lepperem, ani z Markiem Jurkiem, ale w jakiejś postpisowskiej partii dysydentów, którzy odmówią 100 procentowej lojalności Kaczyńskim i Ziobrze. Taka partia może się przydać po wyborach do dalszej redukcji znaczenia twardego populistyczno-narodowo-katolickiego PiS-u”. Giertych – zdaniem Szostkiewicza – „ma szanse zrobić coś dobrego dla polskiej demokracji”.... Giertych jako przeciwwaga dla „narodowo-katolickich populistów” z PiS... Kto by pomyślał – powiedzmy – 3 lata temu... Ale – pewne jest – że ludzie wychowani na „Polityce” czy „GW” łykną taką woltę (bo też – czego nie łykną?). A Giertych? Czy przyjmie taką rolę? A czy ma wyjście? Zaprawdę powiadam wam! Nie kładźcie Giertycha do trumny. Ma nowych przyjaciół, którzy mu zginąć nie dadzą... Leppera też trzymaliby na powierzchni – gdyby nie „sexafera”... I to byłoby tyle, jeśli chodzi o nadzieje tych, którzy głoszą, że co by nie było, nowe wybory przynajmniej zmiotą ze sceny LPR (z Samoobroną)...
Inne tematy w dziale Polityka