(zionący resentymentem, niezborny i pełen dygresji tekst zainspirowany "Rozdrapami wyborcy niepisowego" Jacka Żakowskiego)
Jacek Żakowski nie wie na kogo głosować... Co nie dziwi - bo czy jakakolwiek partia zasługuje na głos Żakowskiego? Powiedzmy więcej: czy na Żakowskiego zasługuje Polska? Wątpliwe. Żakowski jest zbyt wspaniały dla tego kraju. Niestety (dla niego) mocą jakichś tajemnych przeznaczeń urodził się w Polsce, nie zaś w Paryżu czy Nowym Jorku. Żakowski męczy się w Polsce, my za to mieliśmy szczęście i pozostaje nam tylko być wdzięcznym opatrzności za Jacka Żakowskiego i zdumiewać się, że ten cudowny kwiat wyrósł na polskim ugorze... Żakowski w tak podłym kraju nie ma na kogo głosować, ale przynajmniej ma o kim pisać. Mianowicie - o Jarosławie Kaczyńskim, który jest dla Żakowskiego źródłem nieustannej inspiracji. Nie tylko dla Żakowskiego zresztą - to zdumiewające do jakiego stopnia Jarosław Kaczyński zawładnął wyobraźnią kasty publicystycznej... Można się wręcz zastanawiać o czym by pisano, gdyby Kaczyński nie istniał.
A przy tym - co to za pisane! Powiadają, że Kaczyński ma szczególnych zwolenników: zwolenników - fanatyków, czy wręcz wyznawców. Co Kaczyński powie - w to wierzą. Jak dzieci. Niewykluczone, że tak właśnie jest, ale czy aby przeciwnicy Kaczyńskiego nie są tego samego rodzaju? Oczywiście - a rebours. Gdy Kaczyński mówi A, to oni - B. Czy ma to sens, czy nie... Powiedzmy - oligarchia. Ponieważ Kaczyński powiedział, że w Polsce oligarchia jest, więc jego publicystyczni przeciwnicy, z miejsca, jęli dowodzić, że niczego podobnego w Polsce nie ma. Redaktor Gadomski braku oligarchii dowiódł wręcz matematycznie. "Bogaci przedsiębiorcy - pisał Gadomski- (...) byli w Polsce przedmiotem żartów, cmokierskich reportaży, zachwytu i nienawiści polityków. Nie byli jednak i nie są podmiotem. Nie istnieją jako grupa nacisku, nie wpływają na politykę, media, debatę publiczną, świadomość społeczną. Sytuacja jest więc niemal o 180 stopni inna, niż uważa Jarosław Kaczyński". Tyle Gadomski we wrześniu 2007... A nie tak znów dawno temu, tenże Gadomski, w tej samej "GW" oznajmił: "W kilku krajach postkomunistycznych ukształtowała się grupa tzw. oligarchów finansowych, wykorzystujących swe specjalne stosunki z władzami politycznymi. W Polsce jej wpływy są rzecz jasna mniejsze niż w Rosji, ale trudno ich nie zauważyć"...
I co zrobić z tym fantem? Albo oligarchowie kilka lat temu w Polsce byli, ale w międzyczasie, gdzieś przepadli (ale podobną zmianę Gadomski chyba by odnotował, a niczego podobnego nie pamiętam...). Albo Gadomski kiedyś widział coś, co nie istniało. Albo dziś nie widzi czegoś, co jest. Albo - Gadomski widzi to co widział, ale pisze dziś to co pisze, by zamącić widzenie innym... Tak czy owak - Kaczyński dziwnie na Gadomskiego działa... I nie na jego jednego... By daleko nie szukać - Kaczyński przywrócił poczucie rzeczywistości redaktorowi Pacewiczowi, a to jest już wyczynem na miarę Herkulesa. Pacewicz żył w oparach złudzeń, wierzył, że na jedno skinienie jego pióra stawi się - nie powiem milion - ale, dajmy na to, setka przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, aż tu nadciąga PiS z Kaczyńskim na czele, redaktor Paczewicz z kolegą Blumsztajnem organizują "marsz wykształciuchów" i ... następuje przebudzenie... "Było kilkunastu dziennikarzy i fotoreporterów, kilku poprzebieranych przyjaciół Frydrycha i jeszcze jeden znajomy wykształciuch" - opisywał później Pacewicz ów sławny marsz... Społeczeństwo obywatelskie zawiodło redaktora Pacewicza. Utrata złudzeń jest bolesna, ale teraz przynajmniej Pacewicz wie na czym stoi. To jeszcze nie koniec zdumiewających wyczynów Kaczyńskiego - być może uda mu się pogodzić Tomasza Lisa z TVN... Gdy Lis rozstawał się z Walterem - panowie wymienili kilka ostrych uwag, a teraz proszę... Pod wpływem Kaczyńskiego Lis ponoć znów z TVN flirtuje...
Tak więc Kaczyński działa na publicystów w sposób szczególny - nie dziwmy się więc, że opętał i Jacka Żakowskiego, który, zdaje się, nie może już pisać na żaden temat nie wtrącając czegoś o Kaczyńskim. Podobnie jest z tekstem, w którym Żakowski ogłasza swoją wyborczą impotencję. Kaczyński - zdaniem Żakowskiego - pozbawiony jest zasad. Mój Boże! - zasady w polityce... Można pisać tomy... Weźmy coś takiego: kilka lat temu Grzegorz Schetyna mówił o Władysławie Frasyniuku: "Gdyby związał się z obozem Kwaśniewskiego, zaprzeczyłby wszystkiemu, co wcześniej robił. Jest na to zbyt honorowy. Nie wyobrażam sobie tego, ale może nie mam za wielkiej wyobraźni"... Nie minęło wiele czasu i nie dość, że Frasyniuk związał się z obozem Kwaśniewskiego, to jeszcze wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje na to, że z obozem Kwaśniewskiego zwiąże się i sam Schetyna... A w jaki sposób wytłumaczy się ten związek publiczności? Ano mniej więcej tak: skoro PiS związał się z LPR i Samoobroną, to znaczy, że wolno wszystko... Jest to wytłumaczenie równie mądre co: skoro sąsiad bija żonę, to i ja trzasnę swoją, ale, cóż, tak właśnie wyglądają zasady w polityce...
Z zasadami wychodzą zresztą i różne inne hece. Oto, kilkanaście dni temu, Marek Borowski reklamował w mediach tzw. "Kartę Standardów Politycznych" - spis zasad jakich, zdaniem autorów Karty, trzymać się winni politycy. Były tam trudne dla lewicy wymagania w rodzaju "nie korumpuj", czy "bądź uczciwy", ale nie minął miesiąc i Borowski od swojego lidera, Aleksandra Kwaśniewskiego, wymagał już tylko tyle, by ten, będąc nawalony, nie pokazywał się publicznie - przynajmniej do końca kampanii wyborczej...To się nazywa "obniżenie poprzeczki" ... I już wydawało się, że brutalnie zweryfikowana przez życie Karta utonie w odmętach niepamięci, gdy naraz przypomniał o niej "Dziennik" donosząc, że postkomuna pomysł Kodeksu rąbnęła socjalistom francuskim. Niewykluczone - bo czy nasza droga "lewica" wpadłaby samodzielnie na myśl, że polityk ma być uczciwy? Z drugiej jednak strony Wojciech Olejniczak zapewnia, że Kodeks zrodził się w głowach "mądrych ludzi", to jest: Olejniczaka, Borowskiego, Szmańdzińskiego i Kwaśniewskiego. Hasła o przejrzystości finansowej i o nie wykorzystywaniu swojej pozycji politycznej dla celów prywatnych wymyślane przez weteranów "Transakcji", miłośników pojawiających się i znikających drogich zegarków, tudzież łowców mieszkań wykupywanych za grosze? No cóż... Gdyby tak się sprawa miała - idę o zakład, że autorem hasła "Nie okłamuj. Po prostu - nie kłam" jest Aleksander "magister" Kwaśniewski...
Ale - wracajmy do zasad. Wygląda na to, że lider postkomuny, faktycznie wziął sobie do serca zasadę: do wyborów upijam się bez świadków - od dobrych 2 tygodni prowadzi się przyzwoicie... To spore wyrzeczenie i chyba niepotrzebne, bo - rzecz prosta - żadne wyskoki Kwaśniewskiemu ani jemu, ani jego formacji nie zaszkodzą. Zupełnie jak w przypadku Andrzeja Leppera. Pan Migalski pisał niedawno, że Leppera nie pogrąży żadna "sex-afera", bo jego wyborcy są tacy sami jak on, wyborcy Kwaśniewskiego - są jak Kwaśniewski. Nie tylko wszystko Kwaśniewskiemu wybaczą, ale wręcz nie uznają jego wyskoków za przewiny. Ostatecznie elektorat SLD to głównie mentalny lumpenproletariat: aktywiści nieboszczki PZPR (i ich rodziny), SB-cy i ich TW (z rodzinami)... Jest tego całkiem sporo a w tym elektoracie na postkomunę (niezależnie od jej aktualnego szyldu)głosuje się zawsze... A najwięcej na ślubach trzeźwości Kwaśniewskiego tracą prości ludzie - bossom "lewicy" zdarzają się, po alkoholu, chwile szczerości i opowiadają wtedy różne ciekawostki... I to jest dobry moment bym sam powiedział co myślę o Jarosławie Kaczyńskim....
Kaczyński nie jest oczywiście drugim Piłsudzkim, niemniej jest to jedyny polityk tej rangi, który- na trzeźwo i publicznie - mówi mniej więcej to samo, co Michnik i Oleksy mówią prywatnie, po pijanemu, myśląc, że nikt ich nie nagrywa. Zresztą - jaki mam wybór gdy idzie o politycznych liderów? Czytam, że Kaczyński to paranoik, seksualny frustrat, życiowy nieudacznik trzymający się spódnicy mamy itd. itd... Czytam to wszystko i już zaczynam się zastanawiać, czy warto dać głos komuś takiemu, a tu wyskakuje Władysław Frasyniuk z lamentem, że dramat opozycji polega na braku lidera na miarę Kaczyńskiego... No więc przepraszam: wśród ślepców - jednooki królem. Kaczyński to może nieciekawa figura, ale opozycja nie ma nawet tego? A poza tym - trudno doprawdy nie czuć sympatii do Kaczyńskiego - widząc, kto go nienawidzi. Być mieszanym z błotem przez pewne figury - to nobilituje. Gdyby Jacek Żakowski i fejginięta z "Gazety Wyborczej" zaczęli Kaczyńskiego chwalić - byłbym niepocieszony i zaniepokojony...
Na szczęście - póki co - mają do Kaczyńskiego pretensje o wszystko. Nawet o to, że jest miły dla wyborców... Kaczyński mówi Polakom, że są wspaniali - oto jego grzech. Wyobrażacie sobie? Ci ludzie mają politykowi za złe to, że mówi dobrze o swoim elektoracie... A przecież to jest w demokracji polityczne abecadło. Jeśli Jacek Żakowski wybrał sobie rolę misjonarza, który oświeca ciemny lud - jego sprawa, ale gdyby chciał przy okazji robić karierę polityczną - osiągnie sukces na miarę "Partii Demokratycznej", która dostała ostatnio zdaje się całe 2 procent głosów... Bo takie są polityczne koszty mentorstwa i zbyt ostentacyjnego okazywania poczucia wyższości. I jest to zrozumiałe - gdyby jakiś mąż bez przerwy powtarzał żonie, że jest za gruba, albo za chuda, za niska, albo za wysoka, za głupia i w ogóle mało ciekawa, a przy tym twierdził, że mówi to dla jej dobra, by miała szansę się poprawić i zostać "żoną nowego gatunku" - małżeństwo szybko rozleciałoby się w drzazgi: żona wykopała by męża za drzwi. I można - oczywiście - nazwać to "resentymentem", ale resentyment to wszak w pewnych sytuacjach normalna reakcja psychiczna. Jeśli oponenci Kaczyńskiego nie wiedzą takich rzeczy - źle to świadczy o nich, nie o Kaczyńskim...
Podobnie jest z tym, co zwie się "polityką historyczną", o której znów było głośno przy okazji zamieszania wokół pośmiertnego awansu dla ofiar Katynia. Dlaczego "politycy PiS i osoby z nimi związane wykorzystują tę tragedię w kampanii wyborczej"? - pytał wtedy Wojciech Olejniczak. Otóż dlatego, że mogą to zrobić, a mogą - ponieważ w ciągu kilkunastu lat historii III RP żaden z jej włodarzy nie wpadł na pomysł, by żołnierzy z Katynia (i innych miejsc kaźni) pośmiertnie awansować. Nieważne - przy okazji jakiejś kampanii wyborczej, czy nie... I więcej: Lech Kaczyński zyskał to co zyskał na budowie muzeum powstania warszawskiego z tego powodu, że muzeum nie zbudowano w roku - bo ja wiem? - 1994 czy 2000... Dlaczego nie zrobiono tego wszystkiego? Otóż mam wrażenie, że poza wszystkim innym, także z tego powodu, że demiurgom III RP, takim jak Kiszczak, Michnik, Kwaśniewski czy - to demiurg malutki - Żakowski jest kulturowo bliżej do funkcjonariuszy NKWD niż do ich ofiar - tych paskudnych polskich nacjonalistów... To się czuje. I gdy Jacek Żakowski, czy jemu podobni, łkają, że lud ich nie kocha odpowiadam: trudno wymagać ciepłych uczuć od kogoś, komu okazuje się głównie pogardę pomieszaną ze strachem...
A tymczasem Żakowskopodobni tracą już nawet nie instynkt polityczny, ale wręcz instynkt samozachowawczy o czym świadczy nadymanie akcji "schowaj babci dowód". Bo jeśli kogoś przy tej okazji zmobilizowano - to babcie (o tym jak skuteczne jest mobilizowanie wykształciuchów - może opowiedzieć red. Pacewicz). Tak więc - idzie ku dobremu... "Nadejdzie jednak dzień zapłaty, sędziami wówczas będziem my!" - stoi w pieśni, którą niegdyś lubiły śpiewać "autorytety moralne" Jacka Żakowskiego i miejmy nadzieję, że dzień taki właśnie nadchodzi... I lud odwdzięczy się godnie i publicystom, którzy - jak Gadomski - wciskają na bezczelnego kit i politykom w rodzaju Kwaśniewskiego lub Borowskiego nauczających o moralności publicznej... Wreszcie się może na coś przyda ta demokracja... Jarosław Rymkiewicz wprowadził modę na różne dziwne metafory więc z niej skorzystam. Otóż, gdyby Jacek Żakowski zapytał mnie o to kim jest Kaczyński, powiedziałbym: Kaczyński, to Bicz Boży, przy pomocy którego babcie spuszczą wam łomot. Bo też doprawdy - zasłużyliście na to lanie, jak mało kto...
21.10.2007 – Babcie wystawiają rachunek...
Inne tematy w dziale Polityka