Jak wiadomo na medycynie i na polityce znają się wszyscy. Zwłaszcza na tej drugiej. Zdarzało mi się, co prawda, rozmawiać z kobietami mówiącymi, że głosują tak, jak ich mężowie (i było to całe uzasadnienie wyboru), ale - to były wyjątki. Z reguły wszyscy – niezależnie od wieku, płci i „orientacji seksualnej” – twierdzą, że materię polityki zgłębiają samodzielnie. A już szczególnie dotyczy to sympatyków tzw. „partii inteligenckich”. Gdyby zapytać takiego sympatyka czy zamierza głosować na partię X ponieważ popiera ją profesor Y, ten niezawodnie odpowie: ależ skąd! Miło mi, że profesor Y głosuje na partię X, niemniej do tego, by głosować na X doszedłem siłą własnego rozumu. Partia X ma po prostu świetny program, a jej liderzy to ludzie godni zaufania. Inni idą na lep propagandy, lub ślepo ulegają tzw. autorytetom – ja zbieram informację, analizuję i wybieram...
Coś takiego powiedziałby zwolennik „partii inteligenckiej” kreujący się na wyborcę-indywidualistę, ale – z drugiej strony – wśród wyborców „partii inteligenckich” roi się od osobników mających najwyraźniej skłonność do myślenia stadnego. Bo oto nasładzają się oni często statystykami z których wynika, że wśród statystycznych wyborców PO (czy PD) więcej jest osób z wyższym wykształceniem, niż wśród statystycznych wyborców – powiedzmy – PiS-u. Nasładzają się, a przecież – co niby z takiej statystyki wynika? Co wynika z tego, że na PiS głosuje profesor Legutko, 300 tysięcy ćwierćinteligenów i pół miliona kretynów, a na PO głosuje zaś prof.(?) Bartoszewski, pół miliona ćwierć inteligentów i 300 tysięcy kretynów? (1). Czy wyborca-indywidualista na takiej podstawie może podjąć decyzję o głosowaniu na PiS lub PO? W żadnym razie! Gdyby tak postąpił – przestałby być wyborcą – indywidualistą. Stałby się wyborcą podążającym za stadem (głosuję na X, bo – statystycznie rzecz biorąc – na X głosuje więcej osób z wyższym wykształceniem, lub – nie głosuję na Y, bo – statystycznie rzecz biorąc – popierają ją raczej wyborcy z niższym wykształceniem).
Rzecz prosta „statystyka wyborców” może trafić do zbioru danych, które wyborca-indywidualista analizuje przed dokonaniem wyboru. Ale wnioski wyciągnięte z takiej statystyki mogą być różne. Można – na przykład – dojść do wniosku, że tzw. „partie inteligenckie” nie są wystarczającą inteligentne, by zauważyć, że wybory wygrywa się mobilizując większą, niż oponenci, ilość wyborców, lub, co prawda, zauważają to zjawisko ale, mimo to, ale nie potrafią, przejść od obserwacji do czynów... W tej perspektywie partia, która potrafi skutecznie zmobilizować większość wyborców jawi się jako partia inteligentniejsza... Ostatecznie głos wyborczy jest głosowi równy – niezależnie od tego, czyj to był głos...
(1) są to dane brane z powietrza, proszę się nimi nie sugerować...
Inne tematy w dziale Polityka