Zaczniemy od pogrzebu. Gdy latem 2004 roku umarł Czesław Miłosz, środowisko, które miało go za sztandar w bojach z polskim katolicyzmem i nacjonalizmem z miejsca zaczęło lansować projekt, by nieboszczyka pochować w katolickim kościele, jako narodowego (niemal) wieszcza). I nikt się temu specjalnie nie dziwił, może poza prof. Nowakiem w "Arcanach". Jest to swoją drogą ciekawy fenomen, ta namiętność naszych "laickich humanistów" do katolickich pochówków. Ledwie się który przeniesie na łono Abrahama - od razu rusza kampania na rzecz pogrzebania go w święconej ziemi, najlepiej w asyście biskupów. I z reguły kończy się to sukcesem. A żelaznym punktem ceremonii jest występ Adama Michnika, który pogrzeby martwych przyjaciół wykorzystauje do rozprawy z żywymi wrogami. Występ jest właściwie ciągle ten sam. Nad trumną Miłosza, na przykład, Michnik mówił: "Przez całe życie Miłosz był obiektem nienawiści ze strony kołtunerii wszelkich barw politycznych. Od domorosłych faszystów po snobistycznych anglofilów i frankofilów; od komunistycznej czerwieni po klerykalne fiolety.(...). Spierał się bowiem nie tylko z sowieckim komunizmem i zakłamaniem goszystowskich kontestatorów zachodniej lewicy, ale również bezwzględnie surowo oceniał polską tradycję bezmyślnej tromtradracji czy totalitarnego nacjonalizmu. To, co pisał o dwudziestoleciu międzywojennym, o stosunku do mniejszości narodowych, o nędzy polskiej prawicy i hipokryzji lewicy, o antysemityzmie o tępej agresji klerykalizmu, ale też o zakłamaniu rządzących elit sanacyjnych - to było wezwanie, by przemyśleć od nowa wartości polskiej kultury, polskiej duchowości. (...). Dzięki niemu jesteśmy - mamy szansę się stać - Polakami innego gatunku; Polakami, którzy żyją w świecie bez taryfy ulgowej, bez renty od swej martyrologii. (...).Miłosz rozumiał znakomicie, jak wielką szansą polskiej duchowości jest przemyślenie "heglowskiego ukąszenia"; przeżycie mroków polskiego ciemnogrodu, zrozumienie wartości i sensu katolicyzmu." (Adam Michnik, Umysł wyzwolony, GW 16.08.2004) .
Czy doceniacie te subtelności? O lewicy mamy tam: spierał się z "zakłamaniem goszystowskich kontestatorów zachodniej lewicy" i pisał o jej "hipokryzji". O prawicy zaś: bezwzględnie surowo oceniał polską tradycję bezmyślnej tromtradracji czy totalitarnego nacjonalizmu." Z jednej strony "spór" z drugiej "bezwzględne" potępienie. Ale dajmy spokój tym niuansom. Popatrzmy ogólnie, a zobaczymy, że przy okazji pogrzebu Geremka Michnik nie porwał się na specjalną oryginalność. Przyznajmy jednak Michnikowi, że nie podkręcił życiorysu zmarłego tak mocno, jak to dawniej bywało, i przyznał, że Geremek "jak wielu ludzi z tego pokolenia przeżył naiwną fascynację ideologią komunizmu w latach 50. i jak wielu przeżył wielkie rozczarowania". (Adam Michnik, Michnik: Żegnaj, kochany Bronku, GW 13.07.2008). Wcześniej zdarzało się Michnikowi mawiać, że Geremek był "...zawsze nieufny wobec totalitarnych projektów i pokus, zawsze wierny idei wolności Polski i wolności człowieka w Polsce, zawsze wolny od cynizmu i od zawiści, zawsze wrogi zasadom walki ras czy walki klas(...).". Jak wiadomo ludzie "zawsze wrodzy zasadom walki klas" zapisywali się w 1950 roku do PZPR i siedzieli w niej przez następne 18 lat... Opuszczenie przez Geremka partii w 68 to też ciekawostka, bo nie wystąpił w straszliwym marcu, tylko - w sierpniu, gdy wojska Układu Warszawskiego odwiedziły Czechosłowację. Wydawało by się, że to straszne faux pax, ale dzielnie wybrnął z niego Jacek Żakowski, który z tego wstydliwego opóźnienia zrobił dowód nonkonformizmu Geremka, pisząc, że nie wystąpił on z partii, gdy występowało wielu jego kolegów, ale gdy występowało niewielu... Można i tak. Wracajmy jednak do rozmiłowania "laickich humanistów" w katolickich pogrzebach.
Jan Turnau pisał o tym tak: "Wczorajszy pogrzeb Bronisława Geremka pokazał dobrą twarz Kościoła katolickiego. Człowiek spoza formalnych granic Kościoła, o rodowodzie laickim, lewicowym, był wspominany w najważniejszej świątyni polskiej z taką atencją, jakby był szambelanem papieskim.". No cóż, powiedzieć, że Geremek ma rodowód "laicki" i "lewicowy" to tak, jak powiedzieć, że Tamerlan był "zdecydowanym politykiem". Geremek ma rodowód godny antyreligijnego bojownika. Zdarzyło mu się być nawet współredaktorem pisma "Argumenty", a był to jeden z organów Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej (TKKŚ), które powstało w wyniku połączenia Towarzystwa Szkoły Świeckiej i Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli (w tym to piśmie młodziutki Michnik beształ Wyszyńskiego za odpuszczenie win Niemcom). Nawiasem mówiąc, czytałem gdzieś, że "Argumenty" rodziły się przy współudziale departamentu bezpieki "opiekującego" się kościołem, co nie byłoby dziwne zważywszy na zwyczaje panujące w PRL... Czy, wobec tego chowanie Geremka "jakby był szambelanem papieskim" nie było jednak pewną przesadą? Ale - może i nie było. Ludzie się zmieniają, w latach 80-tych, jak spora część "lewicy laickiej" Geremek orbitował wokół kruchy, Michnik szydził nawet później, że w tym czasie profesor nie dał powiedzieć o kościele ani słowa. Nie idzie mi tu o to, by odmawiać Geremkowi pogrzebu w towarzystwie biskupa. Idzie mi o hipokryzję pozostających przy życiu "laickich humanistów", którzy na co dzień wojując z katolicyzmem domagają się gromkim głosem kościelnych pochówków dla swoich prominentów. Także masonów. Czy Geremek był masonem nie wiem, ale Jan Józef Lipski był i traktował to poważnie. A było jak zawsze. Jan Turnau: ".Sięgam pamięcią w przeszłość. Gdy umarł Jan Józef Lipski, trudno było załatwić (choć dało się w końcu), by jego pogrzeb miał charakter religijny". (Jan Turnau, Kościół, lewica, humanizm, GW 22.07.2008). No cóż, że kościół nie traktuje się poważnie - do tego można się już przyzwyczaić. Ale żeby masoni? Nie tak dawniej bywało! Taki Garibaldi, dajmy na to najbardziej bał się że mu podsuną księdza gdy będzie umierał, ksiądz ogłosi nawrócenie konającego na łożu śmierci, a on nie będzie w stanie - mówiąc delikatnie - zdementować tej informacji. Tacy byli dawniej masoni, a dziś i oni zeszli na psy...
Inne tematy w dziale Polityka