estamos estamos
234
BLOG

Nadejdzie czas, kiedy się będziesz leczył

estamos estamos Służba zdrowia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

"Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz"                                                                                                     Będąc zdrowym, jurnym ( jak Stefan ) i niekoniecznie bogatym nie stykamy się z lekarzami. Przeważnie. Jakiś drobny odsetek społeczeństwa jest chorowity od urodzenia, ale jaki? Ja szacuję to na nie więcej niż 1%. Mamy oczywiście dane mówiące, że chorujemy strasznie i to coraz bardziej. Podaje się, ze samych schizofreników jest 2%. Potem idą ludzie z zespołem Down'a tu promil, później kalecy od urodzenia i jeśli zsumować wszystko, to co czwarty mijany na ulicy powinien być trwale chory. Ktoś powie, nie mijasz ich bo nie chodzą po ulicach. No dobrze, przyjmijmy, że jest osób trwale kalekich 2%. Wielu kalekich pracuje a lekarza mija szerokim łukiem, szczególnie kiedy dobrze stoi finansowo. Na marginesie podam, że większość lekarzy kształci się chyba przez sześć lat jak wytropić gotówkę. Wiemy, że są psy tropiące narkotyki. Lekarze wywąchują kasę.

Tak więc mamy obraz zdrowego człowieka, który nie zagląda do lekarza przez całe życie i dopiero u schyłku udaje się, bo poczuł coś niepokojącego. Jest diagnoza n.p. jesteś chory na raka i nie rokujemy ci dłużej niż rok. Wtedy szok i szukanie pomocy. Całe oszczędności życia gotowi jesteśmy oddać temu, który życie przedłuży. Jeśli te oszczędności mamy. Jeśli je mamy duże wtedy jesteśmy dopieszczani. Pan doktor leci korytarzem, kłania się, uśmiecha, obiecuje, świetlaną przyszłość kreśli, śmieszy tumani, przestrasza przed gotówkowym zaprażeniem. Odsyła ostatecznie do kolegi, który profesorem znanym jest i cudotwórcą uznanym w kraju za granicą i w całym kosmosie. Kto nie chce żyć dłużej? Ale kasa się robi pusta. Jeżeli na czas nie umrzesz doczekasz tego co przejść musi człowiek bez kasy. Bo nie odłożył. Miał dużo dzieci lub miał mniej szczęścia, czy umiejętności. Jednym słowem            - nieudacznik, jak to określają ci, co się załapali i szarpią sukno Rzeczypospolitej.

Opiszę przykład z życia wzięty, bo niedawno przerobiony. Dlatego proszę nie komentować, że to pesymizm. Udał się człowiek chory na raka w stanie ciężkim i ze skierowaniem do szpitala. Osoba samotnie mieszkająca. Bez gotówkowych możliwości smarnych. Powiedziano, że przyjęcia rozpoczynają się o 11,00. Bratanica zawiozła, biorąc wolne w pracy i rozpoczęła się procedura przyjmowania. Stwierdzony rak. Pacjent po chemii. Środki przeciwbólowe brane co kilka godzin ( całe szczęście, że bratanica tknięta przeczuciem zabrała z domu). Siedzą i czekają. Godzinę, dwie, trzy............. coś pobrali ( krew do zbadania?) ... czekają dalej. Człowiek cierpi z bólu, blednie i zimnym potem się oblewa. Bratanica szuka kogoś. Biega od Annasza i odsyłana jest do Kajfasza. W końcu jakieś wyrko wywalczyła i oczekujący na przyjęcie może się położyć. Głodni. Jakieś kanapki zabrane z domu ratują troszkę głód, który dał się we znaki o godzinie 20,00. Zostawić wujka? Nie może, chociaż jutro do pracy trzeba. Powiedzieli, że mimo skierowania nie jest przesądzone, że go przyjmą. Przyjęli............. o godzinie 1,00.

Kiedyś to było województwo. Teraz powiat. Szpital powiatowy. Dopytywałem się, czy podobnie jest w Poznaniu? Aż tak źle nie jest, ale podobieństwo duże.

Wciskanie ludziom ciemnoty, że marliby na ulicach, gdyby nie państwowa służba zdrowia jest w interesie lobby medycznego i niektórych polityków z nim związanych. Ci wiedzą z której strony jest chlebek posmarowany. Inni politycy optujący za tym robią to przeważnie na zasadzie pożytecznych idiotów a wielu z tego powodu, że powiedzenie prawdy niewolnikom usuwa prawdomównego z życia politycznego a tam nawet sobie łapóweczki w postaci "ślicznotek" zażyczyć można. Kto by ryzykował? Niech sobie motłoch myśli, że ma opiekę "za darmo". A na co idą pieniądze "na zdrowie". Różnie. Wszędzie na boki. Wielki przewał to sanatoria. Wszelkie latem niedostępne dla ogółu, bo drogie, hotele nadmorskie, zimą zamieniane są w sanatoria. Stałyby prawie puste lub musiały dostosować ceny. A tak? NFZ płaci. A trochę miejsc zostawia się dla "komercjuszków", czyli ludzi, którzy z racji obowiązków nie mogą sobie pozwolić na trzy tygodnie "sanatorium" i ci płacą t.zw cenę rynkową. Znacznie  niższą niż hotel woła latem, ale i tak zawyżoną, bo wlazło w paradę coś takiego ohydnego jak NFZ i frajerów można doić.  A refundacja leków? To dopiero eldorado.

Miej złudzenia głupi niewolniku, miej. Może nawet cię wyślą do pięciogwiazdkowego sanatorium jeśli będziesz grzeczny....                                                                                                                                                                            

estamos
O mnie estamos

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo