piko piko
528
BLOG

Smutny bosman - opowieść żeglarska (z inspiracji siukuma)

piko piko Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Słońce powoli zmierzało ku horyzontowi, stojące upalne powietrze ustępowało wieczornej bryzie, znowu było słychać nerwowy krzyk mew i uspokajający chlupot drobnych fal rozbijających się o keję i burty cumujących łodzi.

Wolnym, charakterystycznym  krokiem, jakby szedł po rozkołysanym pokładzie, zbliżał się do swojego jachtu.  W zasadzie to nie była jego łódź, był na niej tylko bosmanem, ale jak każdy marynarz z krwi i kości traktował ją jak swoją kobietę – musiała być zadbana, piękna, posłuszna i gotowa na wszelkie wyzwania. Mimo swojej szorstkiej powierzchowności wiedział, że trzy rzeczy na pewno można nazwać pięknymi – konia w galopie, namiętną kobietę w tańcu i fregatę pod pełnymi żaglami.

Łódź była keczem, ale prezentowała się równie pięknie, nawet przy tylko rozwiniętych żaglach podstawowych - grocie, foku, sztakslach (kliwerze i lataczu), grottopslu i bezanie. Przy słabszych pełnych  wiatrach stawiany był dodatkowo spinaker i balonfok a przy słabszych półpełnych zamieniany był latacz na duży latacz i ewentualnie dodawany motyl. Wówczas jacht wyglądał jak przysłowiowe milion dolarów.
Wszystkie te dodatkowe żagle razem ze sztormowymi - trajslem i sztormfokiem - czekały w forpiku by odegrać w odpowiednim momencie swoją „rolę”.

Wychodząc przed południem do miasta i bosmanatu zarządził by ci co zostali na pokładzie zrobili klar, sprawdzili takielunek stały i ruchomy, i wyposażenie. Jutro miał się rozpocząć długi, wymagający rejs.

Jak będzie coś nie tak, to ja wam pokażę, majtki – zapowiedział,

a był mężczyzną potężnie zbudowanym. Na kontrolę przeznaczył  czas do zachodu słońca, później miał w planie udać się do pobliskiej tawerny celem zaspokojenia swoich różnych życiowych potrzeb.

Przyjrzał się jachtowi z nabrzeża. Był zacumowany bokiem dwiema cumami i dwoma springami - rufowym i dziobowym. Burty zabezpieczone obijaczami, które lekko popiskiwały w rytm kołysania się łodzi, liny jak trzeba przechodziły przez kluzy i o nic nie ocierały. Część cum była założona nabiegowo, część mocowana była do pachołka wyblinką zakończoną dwoma półsztykami. Relingi błyszczały pomarańczowo w zachodzącym słońcu.

Ok, zobaczymy co dalej.

Dwudziestometrowy mahoniowy pokład lśnił czystością, szyby w bulajach i lukach również. Do kabestanów, krążków, bloczków, fusbloków, knag, knag samozaciskowych, szekli, kausz też nie można było się przyczepić. Fały, szoty porządnie zbuchtowane wisiały na kołkach. Linki halsowe w porządku. Nawet handszpak był na swoim miejscu.


Ok, zobaczymy co dalej - zamruczał pod nosem.


Z brudnym pokładem i niesprawnym kingstonem można płynąć, z uszkodzonym olinowaniem, sterem i przeciekającym kadłubem nie da się. Sprawdził stan want, stenwant, sztagów, stensztagów, baksztagów, watersztagów, waterbaksztagów i topenanty. Miały odpowiednie luzy i napięcia. Ściągacze poprawnie przymocowane do uszu podwięzi burtowych. Poruszył kilka fałów – nie zacinały się, pełzacze grota przesuwały się gładko, szyber topselfału i blok kliwerfału też działały bez zarzutu. Nawet delfiniak pod bukszprytem był wypolerowany.

Ok, zobaczymy co dalej – zły zamruczał pod nosem.


Ster, silnik, urządzenia radiowe i nawigacyjne sprawdzone były wcześniej - nie było zastrzeżeń. Wnerwiony zszedł pod pokład. Pociągnął nosem - zero wilgoci, zapachu zenzy, smrodu z kibla czy zapachu z kambuza. Popatrzył zrezygnowany wokół - koje posłane, w bakistach porządek, tanki z czystą wodą, akumulatory naładowane, ropa zatankowana, wyposażenie bosmańskie i ratunkowe kompletne.

Do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu, tak nie może być – zaklął szpetnie.

Wtem błysnęła mu ostatnia iskierka nadziei. Spiesznie poszedł w kierunku luku kotwicznego. Zajrzał i się ostatecznie załamał. Było czysto, łańcuch i kotwica bez rdzy, kluza kotwiczna pomalowana, dryfkotwa sprawna.


Smutny bosman wrócił późno  z tawerny. Jego stan był na tyle poważny, że nie poznał swojego kapitana, który stanął mu na drodze i wygarnął do niego:


Dryfuj taborecie bokiem, póki masz przychylny wiatr, bo jak wyjdę ze sztilu, to ci tak dziób wytrałuję, że na własny farwater bez astronawigacji nie trafisz.

piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura