Opozycja odetchnęła z ulgą: jej ostatnie bastiony, w tym flagowy okręt „Warszawa”, ostały się. Liczących na spektakularne zwycięstwo PiSu i ostateczne wymiecenie opozycji ze sceny politycznej, spotkał zawód. Doszło do kuriozalnej sytuacji, w której świętują przegrani, a martwią się zwycięzcy.
Powodem tej emocjonalnej i pozbawionej logiki reakcji, są rozbudzone przed wyborami nierealistyczne oczekiwania. Zarówno opozycja, jak i obóz rządzący, spodziewali się powtórki z ostatnich wyborów parlamentarnych, a więc bezdyskusyjnego zwycięstwa PiS, i ostatecznej klęski ugrupowań centrowo-lewicowych.
Oczekiwania te były zapewne wynikiem zapomnienia jakże różnej specyfiki wyborów parlamentarnych i samorządowych - przecież jedne i drugie rządzą się zgoła innymi prawami.
W wyborach parlamentarnych zdecydowana większość wyborców nie zna osobiście kandydatów na jakich głosuje. Wyborcy oddają więc głosy przede wszystkim na partie, czasem na znaną z mediów postać.
W wyborach samorządowych, głosujący stają przed zgoła odmiennym wyzwaniem: biorąc kartę do głosowania, w wielu przypadkach osobiście znają osoby, których nazwiska i imiona widnieją na karcie. Ich przynależność i tożsamość partyjna schodzą na drugi plan, jest, jak gdyby, zapisana na innej karcie.
Co się stanie, jeżeli nie postawię krzyżyka przy nazwisku człowieka z jakim właśnie przed tygodniem podpisałem umowę na remont chodnika? Czy cena lokalu jaki wynajmuję zniżkowo poszybuje w górę, gdy nie zagłosuję na mojego kontrahenta?
Z takimi właśnie zasadniczymi i praktycznymi pytaniami wielu wyborców musi się zmierzyć podczas wyborów samorządowych, a nie ma tego typu rozterek udając się na wybory parlamentarne. Co więcej, sądzić należy, że wysoka frekwencja ostatniego weekendu była spowodowana właśnie próbą ratowania istniejącego układu, zapewniającego stabilność kontraktów, umów i zobowiązań.
Wynik partii Kukiza, podobnie jak w przypadku PiSu, znacznie słabszy niż w wyborach parlamentarnych, potwierdza działanie powyższego mechanizmu.
W tym kontekście wzrost poparcia PiS w wyborach samorządowych z 26 do 32 % przy równoczesnym spadku poparcia KO z 26 to 24% pokazuje olbrzymią zmianę na szczeblu terenowym, gdzie obecny obóz rządzący skutecznie kontynuuje rozbijanie panującego w III RP układu. Zaś symbolem jego powolnego, ale postępującego upadku, jest klęska Jarosława Wałęsy.
Nie oznacza to wcale, że PiS nie popełnił w kampanii błędów, wielu blogerów i publicystów wytknęło ich niemało, prawdopodobnie wyolbrzymiając skalę problemu. "Strach" pomyśleć co będzie się działo, jeżeli partia Jarosława Kaczyńskiego wyciągnie właściwe wnioski z batalii ostatnich tygodni.
W tym kontekście, najnowszy wynik PiSu to zła wiadomość dla totalnej opozycji, a dobra dla PiS, który w wyborach do samorządów miał zawsze znacznie niższe w wyniki od potyczek w skali krajowej.
Być może dlatego przeciwnicy partii rządzącej, chcąc ratować twarz, tak chętnie trąbią o zwycięstwie liberalno-lewicowych kandydatów w kilku największych miastach.
A teorie pana Ziemkiewicza, Warzechy i pokrewnych ekspertów przyjmują coraz bardziej abstrakcyjne formy.
=====
Komentarze