Ubezpieczenie komunikacyjne OC może być powiązane z samochodem albo z kierowcą. Zagrożenia na drodze stwarza kierowca, tak więc logiczne jest powiązanie OC z kierowcą. Taki system obowiązuje np. w Wielkiej Brytanii.
Można też pomyśleć nielogicznie i przyjąć, że sprawcą wypadku nie jest człowiek a samochód. Wychodząc z tego założenia firmy ubezpieczeniowe wraz z ustawodawcami wpadły na szalony pomysł, że OC należy powiązać z samochodem. Mając na uwadze, że Prawo o ruchu drogowym z dnia 20 czerwca 1997 r. z licznymi późniejszymi poprawkami, w zasadzie wyklucza możliwość czasowego wyrejestrowania pojazdu, pomysł ten okazał się nich bardzo korzystny. Niezależnie od tego czy samochód jest codziennie eksploatowany, czy też samochód stoi cały rok w ogródku przydomowym, za ubezpieczenie każdego z nich płacimy tyle samo.
Oznacza to że firma ubezpieczeniowa, przy takiej formule ubezpieczenia, ma stały przychód niezależnie od tego czy świadczy usługę czy też nie.
Z pomysłem powrotu do możliwości czasowego wyrejestrowania pojazdów wystąpił w 2016 roku poseł Piotr Liroy-Marzec. W 2017 roku projekt noweli ustawy o ruchu drogowym przepadł - zarówno w Sejmie podczas pierwszego czytania, jak i na posiedzeniu sejmowej Komisji Infrastruktury, gdzie większość posłów zagłosowało przeciwko. Ówczesny wiceminister infrastruktury i budownictwa Jerzy Szmit dowodził, że projekt ma wady, na przykład brak dodatkowych sankcji za używanie pojazdu wycofanego z ruchu.
Tak powstał kolejny projekt noweli UD515 z 18 maja 2020 r., która realizując cel "wprowadzenia ułatwień dla obywateli oraz zmniejszenia zadań i obciążeń administracyjnych" w istocie zaostrza sankcje za używanie pojazdu oraz ignoruje oczekiwania społeczne czasowego wyłączenia pojazdu z ruchu (choroba, uszkodzenia pojazdu, wyjazd za granicę itd).
Była jeszcze nieskuteczna interpelacja w sprawie ustawy UD515 i była jeszcze próba walki w mediach. W artykule w Times Polska "Właściciele samochodów w klinczu starych przepisów" ( https://i.pl/wlasciciele-samochodow-w-klinczu-starych-przepisow/ar/c4-14573917) wspólnie z redaktor Anitą Czupryn próbowałem uzasadnić jak duże szkody społeczne wyrządza ta ustawa.
Ostatecznie wszystkie próby przywrócenia normalności w tej sprawie zakończyły się fiaskiem (pomijając bardzo kosmetyczne zmiany dla mocno uszkodzonych samochodów w noweli UD19 z 2019 roku). Co więcej natychmiast pojawił się chór lobbystów wspierający ten chory pomysł. Media, firmy ubezpieczeniowe politycy a nawet moi sąsiedzi, wszyscy przyklasnęli tej ustawie.
Eksperci ubezpieczeniowi uzasadniali wtedy, że samochód nieużytkowany zaparkowany na prywatnej posesji, jest tak samo niebezpieczny dla ubezpieczyciela jak jeżdżący po drodze, gdyż może np. zwariować i niespodziewanie wyjechać na drogę powodując wypadek.
Sąsiedzi, koledzy też tłumaczyli mi, że ustawa jest OK. Myślałem wcześniej, że mając dwa samochody (tzn. miejski o małym spalaniu i pozamiejski który spala na 100 km 1-2l więcej) można zaoszczędzić na paliwie, można też zadbać o środowisko jeżdżąc w mieście samochodem małym o mniejszym spalaniu. Takie ekologiczne zabiegi nie spodobały się nawet moim znajomym gdyż jak mi wytłumaczono pomysł jest mocno wydumany, nikt mi nie zabrania zatruwać środowisko. Ponadto oszczędzanie paliwa to cecha ludzi skąpych. Jeśli mam 'ekologiczne kaprysy i ciągoty' i chcę je realizować przy pomocy dwóch samochodów to mogę płacić podwójne ubezpieczenie.
Głosy sprzeciwu wobec ustawy były sporadyczne i szybko ucichły.
Nowela ustawy UD515 i przyjęta formuła ubezpieczenia okazały się więc politycznym strzałem w dziesiątkę. Otworzyła szeroko wrota do ściągania haraczu z uczciwych kierowców i transferu tych pieniędzy dla innych potrzebujących grup (firmy ubezpieczeniowe, kierowcy dużo jeżdżący, kierowcy niebezpieczni na drodze itd). Stworzyła również większe możliwości osobom wymuszającym odszkodowania na przykład 'pożyczonymi' samochodami.
Większość obywateli jest z ustawy zadowolona o czym świadczy chociażby brak grup dyskusyjnych w mediach społecznościowych poświęconych tej sprawie.
Co mają teraz robić obywatele poszkodowani, osoby nie korzystający aktualnie ze swoich samochodów, miłośnicy motoryzacji, emeryci chodzący ze szmatką obok dorobku własnego życia, osoby wrażliwe na sprawiedliwość społeczną? Co mają robić właściciele pojazdu opłacający pełne ubezpieczenie za nieużywane samochody których nie chcą się pozbyć (znam właściciela 4 nieużywanych samochodów) ?
Nie mam dobrych prognoz ani rad w tej sprawie. Opisany problem to papierek lakmusowy poważnych zaburzeń w hierarchii wartości. To przypadek nieodwracalnej choroby.
Zamiast prostoty i jednego przepisu (o obowiązkowym ubezpieczeniu kierowcy), nowe przepisy zwiększają liczbę procedur, komplikują je, zaostrzają kary za ich nieprzestrzeganie i podnoszą opłaty. W czasie ostatniej sejmowej sesji nocnej przedstawiono kolejną propozycje zmian mającą na celu dobro obywatela, czyli "Ograniczenie obowiązków po stronie obywateli, uproszczenie i skrócenie procedur administracyjnych, zapewnienie aktualności danych właścicieli aut'. W rzeczywistości w tych nocnych poprawkach chodzi o pozyskanie ponad 150 mln zł rocznie dla samorządów poprzez skomplikowanie zasad zmiany właściciela pojazdu i wymuszenie nowych tablic rejestracyjnych (jeśli dobrze to zrozumiałem), koszty tej kolejnej niepotrzebnej procedury obciążą w efekcie końcowym właścicieli samochodów.
Nieustanne majstrowanie wokół Ustawy o ruchu drogowym i powiązanej z tą ustawą złotej żyły obowiązkowego ubezpieczenia musi w końcu doprowadzić do jakiegoś DNA. Po osiągnięciu tego dna, być może w już w następnych pokoleniach, powróci nadzieja na NORMALNOŚĆ.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo