Prawie każdy z nas chciałby uchodzić za człowieka kulturalnego i nic w tym złego, nawet należałoby się z tego cieszyć. Problem polega na tym, że definicje tej "kultury" są bardzo różne. Ogólnie rzecz biorąc kultura osobista oznacza po prostu traktowanie innych ludzi z szacunkiem, tak aby nie czuli się przez nas źle. Wszelkie wyrażenia typu "dzień dobry", "dziękuję" czy "przepraszam" mają moim zdaniem taki właśnie cel. Jednak gdy zapomnimy o tym celu i skupimy się na formach czyli środkach do tego celu prowadzących, nasze zachowanie może przerodzić się w absurd. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Spotyka się pierwszy raz czterdziestolatek z powiedzmy dwudziesto cztero latkiem. Normy kultury osobistej nakazywałyby młodszemu uczestnikowi tej sytuacji zwracać się do starszego per pan. I tak też czyni ten młody człowiek. Pozornie zachowuje się on kulturalnie, przynajmniej jak na razie. Jednak niespodziewanie czterdziestolatek odpowiada "nie jestem pan, jestem Adrian". Jednak dwudziestoczterolatek jako osoba "kulturalna, pochodząca z dobrego domu" nic sobie nie robi z tej uwagi (powtarzanej zresztą kilkukrotnie) i dalej zwraca się do tej osoby per pan. Niestety ta osoba nie wpadła na pomysł, że mówienie do innych dorosłych ludzi per pan, jest formą okazywania szacunku, tymczasem on zachował się wręcz przeciwnie, totalnie zignorował osobę, z którą rozmawiał. Nie muszę chyba dodawać, że bardzo ciężko było mu wytłumaczyć to co teraz napisałem.
Człowiekiem kulturalnym nazywa się również osobę, która w sposób aktywny obcuje z kulturą wysoką. Najlepszymi miejscami aby pokazać się właśnie jako taka osoba jest teatr lub filharmonia. Dzisiaj skupię się na osobliwym pojmowaniu kultury w tym drugim miejscu. Każdy chyba wie, że artystom po udanym koncercie należy się nagroda za dostarczenie wrażeń i emocji, najczęściej ta nagroda występuje pod postacią braw (nie mówię tu o honorarium za koncert bo to przecież nie uchodzi posądzać przedstawicieli kultury wysokiej o tak niskie pobudki), w wypadku wybitnych koncertów przybiera ona formę owacji na stojąco. Jednak doszły mnie słuchy, że widzowie Filharmonii Częstochowskiej zatracili proporcje pomiędzy jednym a drugim sposobem okazania zadowolenia, zapominając tym samym o jednym z podstawowych prawideł psychologii dotyczących zachowania ludzkiego, mianowicie "twierdzeniu o deprywacji". Głosi ono (i co bardzo rzadkie w naukach humanistycznych jest powszechnie uznane), że jeżeli osoba za dane zachowanie otrzymuje nagrodę zbyt często to ta nagroda traci dla niej swoją wartość. Czyli znowu mamy tu do czynienia z dobrymi intencjami i wiadomymi efektami w tym przypadku osób, które za wszelką cenę chcą sprawić muzykom przyjemność (nagrodzić ich). Mają do dyspozycji cztery reakcje, o ile pierwsze dwie (wygwizdanie, oraz opuszczenie w milczeniu sali koncertowej) można uznać za niegodne człowieka kulturalnego, to już dwie następne są jak najbardziej na miejscu. Są to brawa lub owacja na stojąco, przy czym z tego co słyszałem owa publiczność prawie za każdym razem wybiera owację na stojąco. Wyobrażam sobie miny tych muzyków, którzy za każdym razem są w ten sposób nagradzani. Skąd mają wiedzieć jaka jest faktyczna opinia ludzi, skoro jakby nie zagrali to i tak publiczność reaguje w ten sam sposób, łatwo się domyśleć, że przestaje to już być dla nich nobilitujące a może ich wręcz irytować. Ale o tym oczywiście "wiecznie wstający ludzie" nie pomyślą. Oni pewnie twierdzą, że zachowują się w sposób kulturalny, podobnie jak przedstawiony wcześniej młodzieniec. Przy czym jak łatwo zauważyć ich "kultura" ma raczej na celu przedstawienie swojej osoby w pozytywnym świetle a nie wyrażenie szacunku dla drugiego człowieka, przy takich ludziach osoba, która rzeczywiście zachowuje się kulturalnie (czyli nie wstaje za każdym razem lecz tylko wtedy gdy koncert był w jej odczuciu wybitny) wychodzi na nieokrzesaną i prostacką a przecież jej celem nie jest okazanie niezadowolenia z pracy muzyków. Pamiętajmy więc, że nie tylko jedzenie i rozmowy w filharmonii są oznaką braku kultury.
Inne tematy w dziale Kultura