Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz
355
BLOG

Ostateczny sposób na pozbycie się mądrych kobiet z polityki

Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz Polityka Obserwuj notkę 20

Na początku zaznaczę, że obecny system wyborczy eliminuje wiele osób, środowisk i ugrupowań, które z powodu ordynacji oraz praktyk stosowanych wewnątrz ugrupowań politycznych, realnych szans na wybór do sejmu, senatu, PE czy samorządu nie mają. Nie czas, by szczegółowo to omawiać, więc wracam do zasadniczego problemu, rzekomego wykluczenia i dyskryminacji kobiet w życiu publicznym.

Jest faktem bezspornym, że szereg jednostek i grup ma utrudnioną (uniemożliwioną) karierę w polityce, biznesie, mediach, sporcie. Problem nie polega jednak na „równaniu szans” za pomocą „parytetów”, a na egzekwowaniu prawa, jeżeli w stosunku do jednostki lub grupy zostało ono złamane.
 
Nikt chyba nie zaprzeczy, że brzydka i zezowata niewiasta nie znajdzie pracy jako hostessa, stewardesa lub recepcjonistka w luksusowym hotelu, a kulawy facet nie osiągnie sukcesów w trójskoku. Czy to dyskryminacja brzydkich kobiet (kulawych sportowców), czy raczej efekt naturalnego procesu polegającego na doborze takiej osoby (pracownika, sportowca, handlowca, naukowca, polityka), która przyniesie maksymalną korzyść dla mocodawcy (pracodawcy, korporacji, klubu sportowego, partii politycznej)?
 
Partie polityczne rządzące w Polsce AD 2009 to korporacje, które w niezwykle brutalny sposób realizują swoje polityczne cele. Na listach wyborczych nie są kompetentni, uczciwi, wykształceni i kreatywni kandydaci, a kandydaci posłuszni partyjnym liderom, gotowi spełnić prawie każdą, partyjną dyrektywę. Wśród nich są zarówno uczciwi i kompetentni, jak i nieuczciwi i nieudaczni. Kobiety i mężczyźni.
 
Kobiet jest mniej w sejmie, ponieważ wyborcy (obu płci) głosują w większości na mężczyzn! Zastosowanie parytetów na listach wyborczych nie jest jednak właściwą metodą na zwiększenie udziału (wyrównanie liczby) kobiet w polityce. Taką metodą byłby podział wybieralnych gremiów (parlamentów i rad) na dwie grupy oraz dokonywanie wyborów na dwie listy - męską i żeńską. Czy tego domagają się oszalałe feministki i „feminiści”?
 
Powiem więcej. Zwiększenie (zrównanie) liczby kobiet na listach obniży szanse tych kobiet na dostanie się do wybieralnych gremiów. Powód tego jest niezwykle prosty. Każdy wyborca kieruje się swoimi prywatnymi kryteriami podczas głosowania. Jeden głosuje na lidera listy, drugi na ostatniego lub piątego, ktoś szuka znajomego na liście, ktoś inny kogoś w określonym wieku czy określonego zawodu (specjalności). Jest oczywiście mnóstwo takich, którzy przy głosowaniu kierować się będą płcią kandydata.
 
Wykonajmy symulację: Do podziału w okręgu jest 10 mandatów, lista może więc zawierać 20 nazwisk kandydatów. Zakładamy, że omawiana lista może liczyć (ze względu na poparcie społeczne) na 2 mandaty.
 
Jeżeli wśród 20 kandydatów są zaledwie 2-3 kobiety, to osoby chcące zagłosować na kobietę (ze względu na płeć) mają mniejszy wybór, a jeżeli jest ich np. 10-12 – większy. Głosy oddane na kobiety ze względu na płeć rozpraszają się, więc każda z nich ma mniejsze szanse na wybór, jeśli jest ich wiele. Jest oczywiście skuteczna metoda na zagwarantowanie kobietom elekcji. Jeśli na liście będzie 19-20 kobiet, to (przy poparciu dającym 2 mandaty) wybór kobiet(y) jest gwarantowany.
 
Zupełnie inna jest sytuacja, gdy kryterium jest nie „płciowo/wiekowo/zawodowe”, ale kompetencyjne. Jeśli preferencją wyborcy jest znaleźć kandydata uczciwego i kompetentnego, to jakie ma znaczenie, czy to kobieta czy mężczyzna? A jeśli ktoś szuka „kompetentnej i uczciwej kobiety”, to… przy wielu takich na liście ich szanse oczywiście spadają (rozproszenie głosów).
 
Wszelkie parytety, „punkty za pochodzenie”, wyrównywanie szans i tym podobne zabiegi, w demokracji racji bytu nie mają. Albo inaczej: są stosowane, ale stanowią wypaczenie demokracji, zdrowego rozsądku, logiki. Są świadectwem słabości demokracji i/lub wymiaru sprawiedliwości. Bo czym jest płacenie mniejszego wynagrodzenia ze względu na płeć, kolor skóry, pochodzenie, wyznanie, jak nie złamaniem obowiązującego prawa? Można to nazwać dyskryminacją, ale od przestrzegania prawa jest wymiar sprawiedliwości, a nie „rzecznik równego traktowania” czy inny, sztuczny twór.
 
Tak czy siak wychodzi, że zwiększenie liczby kobiet na listach to krok populistyczny, który po zastosowaniu generowałby kolejne chore pomysły na „zwiększenie udziału kobiet w polityce”.

Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka