Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz
135
BLOG

Śmierć w Afganistanie, czyli wojna o pokój

Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz Polityka Obserwuj notkę 41

Śmierć 12-go polskiego żołnierza pełniącego służbę w Afganistanie skłania do refleksji i – w pewnym sensie – podsumowań.

Poglądy w sprawie obecności polskich oddziałów „stabilizacyjnych” w odległych zakątkach świata, w miejscach, gdzie Polska nie ma bezpośrednio istotnych interesów politycznych i w niewielkim stopniu ma interesy gospodarcze, prowokuje do analizy, po co „nasi chłopcy” narażają życie za innych.
 
Warto by odpowiedzieć na pytanie, czy to rzeczywiście interesy i ryzyko „innych” - amerykanów, „zachodu”, państw i narodów będących w bezpośrednim konflikcie politycznym i zbrojnym, czy też po części nasze?
 
Państwo, które nie jest zaatakowane, a wchodzi w konflikt zbrojny poza swoim terytorium, powinno opierać się na umocowaniach prawnych: międzynarodowym i krajowym. Nie jestem w tej materii specjalistą, ale „czuję”, że od tego jest ONZ i stosowny organ państwa, w przypadku Polski - parlament.
 
O ONZ pisać nie chcę, bo to organizacja niewydolna, nierychliwa i niesprawiedliwa, a ponadto skorumpowana. Spodziewać się po ONZ reakcji w czas, zanim niewinny konflikt przerodzi się w rzeź niewinnej ludności cywilnej, to jak czekanie na szybką i bezbłędną decyzję PZPN w sprawie składu polskiej ekstraklasy.
 
O polskim parlamencie też nie będę długo pisał, bo według obowiązującej Konstytucji to on jest władny, by podjąć decyzję o wysłaniu żołnierzy na wojnę, a w chwili wysłania żołnierzy do Iraku tylko LPR i Samoobrona (jeśli dobrze pamiętam) oponowali, że to złamanie prawa. Jednak rząd Millera, przy poparciu PiS i PO, uznając, że to nie wojna, a „pokojowa misja stabilizacyjna”, wsparły USA.
 
Piszę wsparły „USA” a nie „wojsko USA” lub „siły koalicyjne”, gdyż - jak sądzę - intencją PiS i retoryką SLD, było zacieśnienie związków ze Stanami Zjednoczonymi jako gwarantem pokoju na świecie.
 
Na marginesie wspomnę, że USA są gwarantem porządku światowego, ale nie angażują się wszędzie tam, gdzie ten pokój jest zagrożony, ale tam, gdzie zagrożone są interesy, w tym ekonomiczne, Stanów Zjednoczonych.
 
Wracając do naszego podwórka – polski parlament nie debatował i nie przegłosował zgody na wysłanie żołnierzy do Iraku i Afganistanu, a za rządów PO zmniejszenia zaangażowania w Iraku na rzecz Czadu (a raczej „na rzecz Francji”), jako, że miały to być misje „pokojowe”. A gdy okazało się, że „pokój” zamienia się w „wojnę”, nie było czasu (i chyba sensu) na angażowanie parlamentu.
 
Każda ofiara w konflikcie zbrojnym, szczególnie za mniej „naszą”, a bardziej „waszą” wolność, jest dramatem dla rodziny i rodaków zabitego. Każda ofiara prowokuje dyskusję, czy nie czas na wycofanie żołnierzy ze śmiercionośnego obszaru. Tak stało się zaraz po tym, jak zginął pierwszy polski żołnierz w Iraku w listopadzie 2003 r. Jeśli dobrze pamiętam przodowała w tym nawoływaniu do odwrotu parlamentarna lewica i różnego rodzaju lewackie i pacyfistyczne organizacje, a z czasem również LPR i Samoobrona.
 
Czy jednak takie myślenie jest uczciwe i uzasadnione?
 
Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, po co w zapalnych regionach służbę pełnią żołnierze, a nie cywile i czym różni się żołnierz od cywila? Czy „żołnierz”, to taki człowiek, który ma paradować w mundurze, a przy pierwszym wystrzale lub eksplozji może (musi) spakować się i wracać do domu?
 
Jeśli obecność żołnierzy jest nieuzasadniona lub zbędna lub powód interwencji się skończył, to żołnierzy trzeba wycofać bez względu na to, czy bytność tam zagraża bezpieczeństwu żołnierzy, czy nie.
 
Jeśli jednak wysłanie i obecność sił międzynarodowych w Iraku, Afganistanie, Czadzie, Libanie, Kongu, Bośni i w innych miejscach świata jest uzasadniona, to jest uzasadniona właśnie dlatego, że tam jest niebezpiecznie, że można tam stracić zdrowie a nawet życie, że mają tam miejsce gwałty, rabunki i porwania. I z racji tych zagrożeń społeczność międzynarodowa powinna zrobić wszystko z użyciem siły włącznie, by im zapobiec.
 
Na koniec jeszcze jedna refleksja. Polscy żołnierze i ich wyposażenie nie różnią się zasadniczo od innych grup zawodowych sfery „budżetówki”, ich wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Ten poziom jeśli nie jest fatalny, to na pewno nie satysfakcjonujący. Żadne szkolenia i zajęcia teoretyczne tego poziomu zasadniczo nie zmienią. Wojna i walka na sali wykładowej, planszy poglądowej, monitorze komputera czy nawet w huku ślepaków na poligonie, to ciągle fikcja nie dająca odpowiedzi, czy żołnierz jest fizycznie, psychicznie i mentalnie gotowy do wyznaczonych zadań. Czy powierzony mu sprzęt jest właściwie przygotowany do walki i czy właściwie chroni żołnierza.
 
Te kilka lat obecności polskich żołnierzy na misjach, gdzie stawką jest ludzkie życie, sprawiły, że zaczynamy mieć nie „ludowe wojsko polskie”, a Wojsko Polskie z prawdziwego zdarzenia. Nie za sprawą nasiadówek w sztabach, nie za sprawą apeli ekspertów, ale za sprawą osobistego uczestnictwa tysięcy poborowych i zawodowych żołnierzy, którzy doświadczyli w tych misjach to, czego doświadczyć można tylko na wojnie. A także za sprawą tych kilkudziesięciu tragicznych śmierci i setek ciężkich okaleczeń, które dotknęły konkretnych, znanych z imienia i nazwiska żołnierzy.

Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka