Afera związana z senatorem Piesiewiczem po raz kolejny pokazuje, jakie obłudne mamy niektóre media, niektórych publicystów i niektórych polityków.
Ewa Milewicz w Loży Prasowej (TVN24) publikacje Super Expressu porównuje do podglądania kogoś przez okno, gdy jest on w intymnej sytuacji ze swoim małżonkiem. Milewicz mówi (cyt. z pamięci): „Czy mamy oglądać, jakie ktoś ma upodobania seksualne?”
Filmu z Piesiewiczem nie nagrali dziennikarze Super Expressu, senator Piesiewicz nie jest osobą prywatną, a jego zachowanie nie mieści się w kanonie zachowań legalnych i moralnych. Mówiąc krótko – zażywając narkotyk senator łamał prawo! Dlaczego więc podnosi się rwetes, gdy pokazywany jest on, a nie ma protestów, gdy pokazywani są inni obywatele?
Podobna sytuacja miała miejsce, gdy kilka lat temu ten sam (jeśli dobrze pamiętam) Super Express pokazał ciało zabitego dziennikarza TVP, Milewicza. Redaktor Stefan Bratkowski wygłosił wtedy tyradę o niedopuszczalności takiej publikacji, skandalu i upadku zawodu dziennikarza. Przez media przetoczyła się dyskusja, a powszechną konkluzją było potępienie takiego zachowania gazety.
Każdy może otworzyć sobie dowolny numer Super Expressu i stwierdzić, że podobne historie są masowo publikowane. Czy to, co jest dopuszczalne, akceptowalne i nie wywołujące słów oburzenia w stosunku do prywatnych osób takie się staje, gdy dotyczy polityka obozu rządzącego lub kolegi dziennikarza?
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka