Oglądałem właśnie Kurskiego i Palikota w jednej ze stacji TV, wcześniej prezydenta Kaczyńskiego podczas orędzia, w międzyczasie Piłkę i Jurka w innej stacji, słuchałem w aucie Celińskiego i kilku innych polityków w ciągu dnia. Ale mimo WAGI PROBLEMÓW i TEMPERATURY SPORÓW, umysł mój zaprząta coś zgoła innego.
Miniony weekend był wyjątkowy: udało nam się „sprzedać” (oddać pod opiekę) dzieci i spędzić dwa wieczory pod rząd w teatrze.
W sobotę chciałem zrobić przyjemność żonie i poszliśmy na spektakl „Droga krzyżowa”. Nie wiedziałem o nim prawie nic. Ot, jakaś tam poezja, czy coś podobnego.
To było wspaniałe widowisko. Teksty Ks. Jana Twardowskiego w interpretacji Jana Nowickiego i niezwykła muzyka zespołu De Profundis…
Słowo „muzyka” nie oddaje tego, co zostaje w uszach i brzmieć będzie wiele razy – tym razem z zakupionej płyty.
W niedzielę kolejne wyjście do teatru.
…polubiłem teatr, kiedy rodzice zabrali mnie „na Hanuszkiewicza" do Narodowego. Pamiętam wielkie inscenizacje dzieł Słowackiego, Mickiewicza, Wyspiańskiego. Pamiętam wiszącego Kolbergera w Dziadach na scenie Małego, Dykiel i Siemiona na motorach w Balladynie i... pośladki Szapołowskiej w stroboskopowym świetle.
Z desek innych scen nie zapomnę Żywotu Józefa w Polskim, z którego utkwił mi w pamięci Ryszard Nawrocki, wspaniałego Franciszka Pieczki w Powszechnym we Wrogu ludu, Mariusza Dmochowskiego i Romana Wilhelmiego w Kto się boi Wirginii Wolf na Scenie Prezentacje, genialnego Tadeusza Łomnickiego w Ja, Feuerbach i Ostatniej taśmie w Studio. Ten sam Łomnicki wycisnął mi łzy jako stary Kościuszko w Powszechnym, a Polonez w Ateneum, chociaż mnie nie porwał, to zostawił przed oczyma posągową Aleksandrę Śląską.
Tamte wyjścia nie miały nic wspólnego z „zaciąganiem” klasy na „odchamianie” jak mawiała młodzież. Nie były to spektakle dla szkół, a rodzice pytali się, „czy chcemy iść?”. Inaczej odbiera się spektakl, gdy idzie się nie przymuszonym, gdy ma się wybór i można odmówić. A ja „nie odmawiam” od trzydziestu kilku lat, i jest mi z tym znakomicie.
Podobnie było i w ostatnią niedzielę, choć lekkie obawy były, gdyż teatr amatorski, spektakl premierowy, a wśród wykonawców debiutanci.
Jak miło zobaczyć teatralną premierę z udziałem aktorów-amatorów, którzy grają z pasją, bo po prostu chcą grać. Kilka ról wypadło znakomicie – teatry zawodowe mogłyby brać i obsadzać „od zaraz”.
No i pomysł. W ciągu wieczora wystawić dwa razy ten sam tekst i nie tylko nie zanudzić widza, ale wręcz zachwycić go śmiałością powtórnej interpretacji. To umiejętność rzadka.
Wracam więc myślami do tych dwóch wieczorów i włączam TV, by zanurzyć się w WADZE PROBLEMÓW i TEMPERATURZE SPORÓW, które wydają mi się może nie mniej ważne, ale jakby inne…
***
Białołęki Ośrodek Kultury, „DROGA KRZYŻOWA muzyczne obrazy i impresje”
Teatr „Parabuch”, Aleksander Fredro „Pierwsza lepsza”
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura