I.
Badania opinii publicznej, a raczej sposób przeprowadzania tych badań oraz ich interpretacja, nieustannie mnie frapują. Dziś zafrapowałem się czytając dwie notatki na stronie Wirtualnej Polski.
1.
„Ostatnie sondaże Wirtualnej Polski i „Gazety Wyborczej” dają Lidze Polskich Rodzin poparcie w granicach 4-5%. Czy to początek trendu, który umożliwi partii powrót na scenę polityczną? Zdaniem ekspertów, wysoki wynik LPR to raczej błąd statystyczny.
(…)
(Badanie PBS DGA dla „Gazet Wyborczej” przeprowadzono w dniach 20-22 lutego na reprezentatywnej próbie 1027 osób. Sondaż dla Wirtualnej Polski został przeprowadzony 17 lutego na próbie – 2500 osób).”
Co takie badania mówią, ale nie o LPR, a o pracowni badania społecznego?
Ano mówią wiele. Przede wszystkim że zleceniodawca zapłacił za badania, ale nie sprecyzował, za co płaci, tzn. co i kto będzie przedmiotem tych badań. Próbka 2,5 tysiąca jest gigantyczna. Poprawnie wykonane badanie na takiej próbce (różne grupy społeczne, o różnym wykształceniu, różnej zamożności, w różnych regionach kraju, w rozmaitych aglomeracjach itp.), to w zasadzie gwarancja poprawności wyniku. Śmiem więc twierdzić, że intencją badania nie było poznanie preferencji wyborczych polaków, a jedynie zbadanie, czy ukochana partia jest na czele, a nie lubiana – na dole stawki. Nie wykluczam również, że WP i GW zapłaciły za przeprowadzenie badań z określonym wynikiem na zasadzie „klient płaci – klient wymaga”.
„Socjolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN prof. Antoni Kamiński jest zaskoczony takim skokiem notowań LPR. Dotychczas partia oscylowała wokół zerowego poparcia.
- To ugrupowanie, które nie istnieje w sferze publicznej. Nie widzę racjonalnego wyjaśnienia, dla którego zyskuje – dziwi się. Jak zauważa, o partii mówiło się ostatnio jedynie w kontekście wpływu na media publiczne, czy kariery prawniczej Romana Giertycha.
5-procentowe
poparcie dla LPR to - w opinii Kamińskiego - niezawiniona pomyłka instytutu badawczego. - W przypadku małych ugrupowań, margines błędu jest dosyć wysoki. Ten wynik zniweluje następne badanie – komentuje socjolog.”
Co takie stwierdzenia mówią, ale nie o LPR, a o profesorze socjologii?
Ano to, że tytuł profesora socjologii służy mu za alibi, bo zastosowana argumentacja jest jałowa. Profesor socjologii powinien wiedzieć, co wpływa na ocenę takiego zjawiska jak partia polityczna. Że na wynik oceny danej partii w zasadniczy sposób nie wpływa realnie wykonana przez partię praca, ale wyobrażenie o partii, marzenie związane z tym ugrupowaniem, stworzony wokół nimb.
2.
I drugi cytat z WP:
„- Platforma nie potrzebuje spotów, bo każde wystąpienie polityków PO to reklamówka bez treści, dziwię się, że przy takiej przychylności mediów Platforma nie ma 99% poparcia w sondażach - mówi Wirtualnej Polsce posłanka PiS Jolanta Szczypińska.”
Czy to nie jest adekwatny komentarz do poprzedniej notatki z Wirtualnej Polski?
II.
Co w takim razie powinno interesować politycznych komentatorów, partie polityczne, pracownie badawcze i opinię publiczną? Każdego coś innego.
Przedmiotem zainteresowania politycznych komentatorów powinien być prawdziwy wynik preferencji wyborczych obywateli.
Przedmiotem zainteresowania poszczególnych partii politycznych powinien być ich wysoki wynik w rankingach popularności i zaufania, a jest – prawdopodobnie – każdy korzystny wynik, nawet zmanipulowany.
Przedmiotem zainteresowania pracowni badawczych powinny być liczne i dobrze opłacane zlecenia.
Przedmiotem zainteresowania opinii publicznej powinna być wiedza, kto ich robi w bambuko, i dlaczego są to polityczni komentatorzy, partie polityczne i pracownie badania „opinii publicznej”!
Warto też wiedzieć, gdzie są "politycy", jakie zadanie mają "eksperci", od czego są "pracownie badawcze", do czego służy "opinia publiczna". Czasem te kategorie są strasznie pomieszane...
***
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka