Zawierucha związana z książką Zyzaka trwa. To nie IPN wydał ta książkę, ale IPN „jest winien”. Dlaczego, mimo oczywistych faktów, „obrońcy” Lecha Wałęsy (wielu z nich opluwało go w poprzedniej dekadzie) udają święte oburzenie?
xel4 pisze na blogu Cezarego Krysztopy
„W wolnym kraju każdy ma prawo napisać dowolną książkę - także biografię znanej postaci ze wszystkimi szczegółami, jeśli są prawdziwe i służy to odkłamaniu zakłamanej autobiografii. Wałęsa jest postacią w najwyższym stopniu kontrowersyjną. Jeśli Zyzak kłamie, to Wałęsa powinien zaciągnąć go do sądu za zniesławienie. Tak wygląda normalne państwo, a tu mamy totalitarny wrzask o zamykanie ust, badań i instytucji - stalinizm w czystej postaci w gębach rzekomych demokratów i liberałów.”
To jest sedno sprawy. Jeżeli admiratorzy Lecha Wałęsy chcieliby prawdy i sprawiedliwości, to by wspólnie z nim doprowadzili „paszkwilantów” przed oblicze Temidy i obronili cześć „legendy Solidarności”. Gdyby, taki drobiazg, Wałęsa był taki kryształowy jak twierdzą i chodziło by im o Wałęsę.
Ale tu chodzi o coś więcej. Chyba celnie uchwyciła to prof. Staniszkis, która w „Piaskiem po oczach” powiedziała coś takiego: Tu nie chodzi o Zyzaka. Tu nie chodzi o Wałęsę. Tu chodzi o katalogi osobowe w IPN.
„Obrońcy” Wałęsy boją się o to, co JESZCZE można wygrzebać z archiwów IPN. Boją się, że mogą „szargane” być kolejne „autorytety”. Że opinia publiczna może dowiedzieć się, jaka była geneza powstania wielu fortun, awansów, błyskotliwych karier.
Dlaczego beneficjentami III RP jest taka masa aparatczyków okresu PRL, którzy teraz krzyczą "łapać złodzieja"?
Tu nie chodzi – drodzy czytelnicy – o Lecha Wałęsę.
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka